Jakież to szlachetne i wspaniałe ujmować się za prześladowanymi, tym bardziej widząc kontrast z własną strefą komfortu. Apel do władz Polski skierowali reprezentanci Onetu, „Gazety Wyborczej” i pochodnych, TVN 24 i TVN, Radia ZET, RMF FM i Radia Tok FM, „Rzeczpospolitej”, „Faktu”, „Newsweeka Polska”, Wirtualnej Polski, „Wprost”, „Dziennika Gazety Prawnej”, „Tygodnika Powszechnego” i ponad 70 gazet zrzeszonych w Stowarzyszeniu Gazet Lokalnych.
To zrozumiałe, że trzeba pomagać prześladowanym, więzionym, a nawet torturowanym Białorusinom, a szczególnie niezależnym dziennikarzom.
„Apel do władz Rzeczypospolitej Polskiej: Udzielmy wsparcia Białorusinom” mniej szlachetny i wspaniały okazuje się po bliższym przyjrzeniu. Przede wszystkim sugeruje, że „władze Rzeczypospolitej” muszą być nakłaniane do pomocy, gdyż bez tego robią niewiele albo zgoła nic. I to jest ewidentnie kłamliwa sugestia, bowiem robią bardzo dużo, a o wszystkim apelujący bojownicy nie muszą nawet wiedzieć, bo pewne rodzaje pomocy i wsparcia nie powinny być ujawniane. Żeby ktoś znowu Białorusinów nie zadenuncjował, jak zrobiła to władza spod znaku PO (i PSL), która w 2011 i 2012 r. przekazała reżimowi Łukaszenki dane umożliwiające prześladowanie opozycji albo umieściła je w domenie publicznej, co na jedno wyszło.
Pozornie neutralne zdanie: „W związku z bezprecedensowymi działaniami władz Białorusi wobec obywateli tego kraju, a także niezależnych dziennikarzy zwracamy się do władz Rzeczypospolitej Polskiej o wsparcie dla szukających pomocy w Polsce obywateli Białorusi” sugeruje, że dotychczas tej pomocy Białorusini nie otrzymywali. A idące już w tysiące decyzje o pomocy, w tym także na poziomie wymagającym załatwienia mieszkań, pieniędzy czy ochrony osobistej to zapewne złudzenie optyczne.
Akurat Polska robi bardzo dużo dla Białorusinów, w przeciwieństwie do władz innych państw UE, do których jednakowoż przedstawiciele działających w Polsce mediów nie zaapelowali. A mają tylu oddanych kolegów, z wielką zaciętością walczących na ich życzenie z władzami Polski, więc mogliby powalczyć także dla Białorusinów. Ale nie, zamiast tego apelują do „władz Rzeczypospolitej Polskiej” o podjęcie „wszelkich możliwych starań na arenie międzynarodowej, by doprowadzić do zwolnienia z białoruskich więzień wszystkich działaczy na rzecz praw człowieka, w tym dziennikarzy Romana Protasiewicza i Andrzeja Poczobuta”. Do polskich władz akurat o to nie trzeba apelować wcale, gdyż od dawna się o to wszelkimi sposobami starają.
Następna sprawa jest nawet zabawna, bowiem sygnatariusze apelu przedstawiają się „jako niezależni dziennikarze”. Biorąc pod uwagę redakcje (oczywiście nie wszystkie z reprezentowanych) ta niezależność często aż kłuje w oczy, nie mówiąc o tym, że wywołuje wesołość. Tyle że tu chodziło to, żeby się odróżnić od zależnych dziennikarzy i redakcji, które sygnatariusze mogą wskazać, a właściwie wskazali w ten sposób, że nie ma ich pod apelem. Przez co sugeruje się, że poza sygnatariuszami nie ma nikogo, kto chciałby Białorusinom pomóc. To oczywiście bzdura i kłamstwo, bowiem media i dziennikarze nie uważani przez sygnatariuszy za niezależnych od dawna pomagają, o czym często ci obecnie wzmożeni nie mają bladego pojęcia, a nawet nie wpadli na to, że niektórzy zamiast gadania i apeli wolą coś konkretnego robić.
Śmiesznostką jest, jak pogodzić to, co wielu z sygnatariuszy robi, z twierdzeniem, że są oni reprezentantami „demokratycznego kraju”. Przecież na co dzień wylewają cysterny pomyj i hejtu przeciwko władzom tego „demokratycznego kraju”. Ale taki ozdobnik był potrzeby, żeby mieć czelność apelować i żeby „czuć się w obowiązku zareagować”. A jak już się poczuli, to „tym samym [wzywają] władze Polski do uproszczenia i przyspieszenia przyznawania azylu politycznego i ochrony międzynarodowej wszystkim tym, którzy do władz naszego kraju się o to zwracają”.
Jak to? Na co dzień Polską rządzi totalitarny reżim, a od święta to demokracja pełną gębą, mająca pomagać ofiarom Łukaszenki? Powód jest oczywisty. W kontekście tego, co dzieje się na Białorusi, oskarżanie polskich władz o totalitaryzm, prześladowanie opozycji i mediów zakrawa już nie na ponury żart, lecz na skrajne kretyństwo. W sytuacji, gdy łatwo porównać pełnię demokracji w Polsce z zamordyzmem na Białorusi nie można robić z siebie idiotów, choć na co dzień jak najbardziej, i to bez cienia poczucia obciachu, wstydu czy żenady.
Jest jeszcze jedna sprawa, o której sygnatariusze apelu zdają się nie mieć pojęcia albo udają, że nie mają. Hurtowe przyznawanie azylu i ochrony, czyli bez zachowania procedur szczegółowej weryfikacji, to wręcz zaproszenie dla agentury Łukaszenki i Putina. Tym bardziej że od dawna służby Rosji i Białorusi umieszczają swoich agentów i prowokatorów w walczących z reżimami organizacjach i mediach. Teraz miałoby się im otworzyć wręcz bramę do inwigilowania tych, którzy przenieśli się do Polski i w ogóle za granicę. Albo to skrajna głupota, albo to drugie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/552987-do-czego-wladze-polski-wzywaja-michnik-czy-weglarczyk