Środowisko lewicy chyba wciąż nie może otrząsnąć się z szoku po występie Jasia Kapeli, jednej ze sztandarowych postaci środowiska, w internetowym programie „Hejt Park” nadawanym przez Kanał Sportowy. Okazało się, ze król jest nagi. Czołowa twarz lewicy zbłaźniła się do granic możliwości. Kapela nie umiał podać choćby pół sensownego argumentu na obronę którejkolwiek ze swoich tez.
Wszystko poniekąd na własne życzenie. Krzysztof Stanowski w swoich programach wielokrotnie krytykował ustawę reprogaficzną. W jednym z programów, przy tej okazji odczytał kilka strof tzw. poezji Jasia Kapeli, jako przykład czegoś, na co wszyscy mielibyśmy się zrzucać po wejściu w życie tej ustawy. To nie spodobało się panu Kapeli, który publicznie zaczepił Stanowskiego, a następnie z chęcią przyjął zaproszenie do „Hejt Parku”.
Kapela wiedział, że to nie będzie łatwa rozmowa, bo Krzysztof Stanowski potrafi ostro traktować swoich gości, często nie przebierając w słowach i miażdżąc ich intelektualnie. Czuł się jednak na tyle mocny, że podjął wyzwanie. Zresztą w środowisku ma opinię człowieka niezwykle inteligentnego. Niestety nie obronił tej opinii podczas programu.
Wszystko zaczęło się od żenującego sporu o pieniądze. Pan Kapela domagał się wynagrodzenia za występ w programie, usłyszał jednak, że kanał nie ma zwyczaju płacenia gościom, mimo to zaproszenie przyjął. Przyjął też 600 złotych, które na oczach widzów rzucił na stół Stanowski oraz stówkę, którą prowadzący dorzucił na koniec programu. Ta ostatnia sytuacja wzbudziła wybuch śmiechu w reżyserce. Po dwóch godzinach gadania o tym, że wielu ludzi ma za dużo, a najbogatsi powinni oddawać 90 proc. swoich dochodów oraz, że planetę niszczy konsumpcjonizm, Kapela, bez cienia wstydu zgarnął pieniądze.
Równie żenujące były osobiste wycieczki do żony Stanowskiego, której Kapela okazał współczucie przy jednoczesnej deklaracji, że zna wiele osób, które dokonały gwałtu, ale na nich nie doniósł. Wielki obrońca praw kobiet, który przymyka oko na ich łamanie. Zresztą w rozmowie wielokrotnie okazało się, że Jaś Kapela w ogóle nie traktuje poważnie swoich publicystycznych rozważań. Człowiek, który w tekstach postuluje, by ograniczać metraż mieszkania do 15 m2 na osobę, swój osobisty metraż właśnie powiększył. Podobnie rzecz się ma jeśli idzie o zużycie wody. Kapela pisał o tym, że ludzie powinni się rzadziej myć, ale sam tego nie robi. Jest przeciwny reklamom, ale swoją książkę reklamował chętnie, itd. itp.
Jeśli idzie o meritum i samą ustawę: Kapela nie umiał wytłumaczyć dlaczego mielibyśmy płacić za sztukę tak słabych lotów, jak ta jego i jego kolegów czy koleżanek, właściwie nawet nie dowiedzieliśmy się dlaczego te wypociny miałyby na miano sztuki zasługiwać. Przez dwie godziny nie padł jeden sensowny argument. Takim mianem bowiem ciężko traktować te o niskich dochodach artystów i konieczności dorzucania się przez społeczeństwo na ich ZUS. Nie znalazły odpowiedzi sensowne argumenty prowadzącego o tym, że może na życie nie mają ci, którzy po prostu nie mają nic szczególnego do zaoferowania, a ogół powinien po prostu kupować to, na co ma ochotę, a nie dopłacać komuś, kto po prostu artystą się czuje lub tak się nazwał. No bo niby czemu mamy płacić za cudze hobby?
Wielki lewicowiec okazał zwykłym komunistą, przy tym rozczarowująco miałkim i płytkim intelektualnie. Wywiad powinien obowiązkowo obejrzeć ku przestrodze każdy młody człowiek, który mieni się lewicowcem. Kapela pokazał, że skrajna lewica, to ślepy zaułek.
Jaś Kapela, to jednak nie pierwszy lewicowiec, który ma problem z wytłumaczeniem sensu lewicowej rewolucji. Podobnie było z Robertem Biedroniem, którego poprosiłam w studiu „Kwadransa Politycznego”, żeby użył w zdaniu zaimków postpłciowych „onu” lub „jenu”. Sądziłam, że używanie języka niewykluczającego jest ważne dla lewicy. Niestety Robert Biedroń zaskoczył mnie nieznajomością tematu.
Mówi Pan o tym, że będziecie szli z duchem czasu. Rozumiem to jako tę progresywność, postępowość. (…) W takim razie sprawdzę Pana postępowość. Poproszę, żeby dla rozgrzewki prawidłowo użył Pan w zdaniu zaimka „onu” lub „jenu”. To są rodzaje postpłciowe tych zaimków, czyli neutratywy
— zwróciłam się do Roberta Biedronia.
Czas w tym programie jest zbyt cenny, żebyśmy wchodzili w takie rzeczy. Szczerze mówiąc nie znam się na tym Pani redaktor za bardzo. Wiem, że ludzie powinni mieć prawo do swojej tożsamości. (…) Zajmowanie się męskimi i żeńskimi końcówkami jest pewnie bardzo interesujące Pani redaktor, ale zgodzi się Pani, że w czasie, kiedy mamy…
— odpowiedział Biedroń.
Czyli rozumiem, że nowy język i to, by nie wykluczać osób poprzez język, to nie są ważne kwestie? Nie wiem, co kolektyw Rada Języka Neutralnego na to. Czy pan się nie okaże „dziadersem”
— pytałam.
Ja nie wiem o czym Pani w ogóle mówi. Przyznaję, że mam takie połączenie, jakbym rozmawiał gdzieś z Marsem, bo żyjemy w Polsce, żyjemy na Ziemi, a tutaj prawdziwym dzisiaj problemem jest pandemią koronawirusa, a spory leksykalno-językowe są bardzo ciekawe, ale przynajmniej mi dzisiaj to głowy nie zaprząta
— mówił lider partii Wiosna.
CZYTAJ TAKŻE: Kompromitacja Biedronia! Został zapytany o ważne dla lewicy kwestie językowe. Odpowiedź zwala z nóg: „Nie znam się na tym”
Innym razem, w tym samym programie, Jacka Łęskiego w osłupienie wbiła Anna Maria Żukowska, twierdząc, że:
Zdarzają się takie sytuacje, że biologiczny - podkreślam - biologiczny mężczyzna rodzi dziecko.
Jacek Łęski był wyraźnie zaskoczony tą informacją, a Anna Maria Żukowska dodała „to się zdarza”. Gdy dziennikarz odzyskał mowę, przyznał, że nie słyszał o takiej sytuacji.
Zdarzyło się kilka razy na świecie
— odpowiedziała Żukowska.
Zaintrygowany Łęski zauważył, że to bardzo ciekawie i próbował dowiedzieć się od rozmówczyni, gdzie w takim razie biologiczny mężczyzna nosi dziecko do czasu rozwiązania.
Bo to jest osoba z macicą
— wyjaśniła mu poseł Lewicy.
Z obroną lewicowych postulatów miał także problem poseł Lewicy Maciej Gdula w rozmowie, którą przeprowadziłam na potrzeby tygodnika „Sieci”, a autoryzowany której fragment poniżej.
Obawiam się niektóre, że lewicowe postulaty, jeśli wcielić je w życie ograniczają wolność i równość kobiet. Jeśli włączymy do kategorii żeńskiej sportowców, którzy identyfikują się jako kobiety, choć natura dała im męskie atrybuty, wówczas ograniczamy szanse kobiet w sporcie.
To jest sprawa do dyskusji i może budzić kontrowersje. Jeśli chodzi o osoby trans, to powinniśmy ich najpierw wysłuchać. Często nie znamy ich historii. W każdym działaniu nakierowanym na ograniczenie dyskryminacji, trzeba wysłuchać grupy dyskryminowanej. Trzeba być sojusznikiem osób dyskryminowanych i zastanawiać się na jakiej zasadzie włączać takie osoby do życia społecznego. Widzę problem sprawiedliwości, o którym pani mówi. Jeśli ktoś subiektywnie czuje się kobietą, to jednak fizycznie ma inne warunki i istnieje obiektywna dysproporcja w możliwościach sportowych. Przy czym trzeba pamiętać, że to ma istotne znaczenie głównie w sporcie zawodowym. Jednym z rozwiązań, o jakich się dyskutuje jest badanie poziomu testosteronu u kobiet trans, którego niski poziom byłby warunkiem dopuszczania do zawodów. Generalnie powinniśmy starać się pogodzić inkluzję i poczucie sprawiedliwości.
Postulaty włączania, niedyskryminacji osób trans dotyczą także szatni, toalet i rodzą groźbę nadużyć. W szatni, w której będzie przebierała się pana córka, może pojawić się chłopak, który identyfikuje się (lub tak twierdzi) jako kobieta. Czy taka sytuacja nie zrodzi dyskomfortu dla pana córki czy innych kobiet, które chciałyby się przebrać w przyjaznych warunkach?
Trzeba brać pod uwagę, że unikanie dyskryminacji będzie budziło dyskomfort, napięcie, lęk.
Dodajmy: większości.
Z czasem uznamy jednak, że to nie jest wielki problem. Rodzi się pytanie o organizację toalet. Czy powinny być rozdzielne czy koedukacyjne.
No właśnie. „Daily Mail” opisywał sytuację, że wiele dziewczynek ze szkół w Wielkiej Brytanii, w których wprowadzono koedukacyjne toalety, odmawia korzystania z nich. Zamiast tego starają się nie pić niczego w trakcie godzin lekcyjnych lub wytrzymać do ostatniego dzwonka, co może mieć bardzo negatywny wpływ na ich zdrowie.
Ten problem można rozwiązać technicznie. W wielu instytucjach istnieją toalety koedukacyjne i nikomu to nie przeszkadza. Strefa umywalek jest wspólna, sfera intymna bardziej rozdzielona. Trzeba zauważyć, że osoby trans w męskiej toalecie byłyby zwyczajnie narażone na przemoc i szykany. To nie jest dla nich łatwa sytuacja.
Ale w innej sytuacji narażamy na dyskomfort, a może i przemoc kobiety, dziewczynki. Mężczyźni też mogą odczuwać dyskomfort korzystając z tej samej toalety, co koleżanka z pokoju. Całą większość narażamy na dyskomfort.
I tu znów trzeba się wsłuchać w głos osób trans i zapytać, jak one to widzą. Te osoby chcą się czuć akceptowane, ale nie chcą raczej wywoływać paniki, wchodząc do toalety. Jeszcze 20 lat temu nie było toalet dla osób niepełnosprawnych, a dziś to jest standard. Być może należałoby pomyśleć o tego typu rozwiązaniu? Trzeba wypracować nowe zasady współżycia. Kwestia toalet, to nie powód, by spychać osoby trans do podziemia. Mówi pani, że dziewczynki muszą wstrzymywać mocz, ale czy to znaczy, że osoby trans też mają wstrzymywać mocz i korzystać z toalety tylko w domu, bowiem ani w męskiej ani w damskiej taka osoba nie jest u siebie?
Ale w ten sposób powstaje nam dyktatura mniejszości.
Najważniejsze, żeby słuchać osób trans i zrozumieć, co one w tej sprawie mają do powiedzenia
— argumentował poseł Maciej Gdula.
Im bardziej człowiek próbuje zrozumieć lewicowe postulaty, tym bardziej okazuje się, że pod lewicowymi hasłami kryje się po prostu pustka.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/552847-kapelowa-lewica-czyli-intelektualna-pustka