Wpadanie znanych osób, by się polansować, tylko dezorganizuje pracę, bo wszyscy bardziej się zajmują takim celebrytą niż swoimi zadaniami.
Warszawska dzielnica Wawer. Jeden z wielu punktów szczepień, a w nim wolontariusze. Na co dzień nikt o nich nie mówi, a oni sami nie po to pracują dla innych, by się lansować. Ale oczywiście zasługują na największy szacunek. No i w tym punkcie szczepień w Wawrze rzuca się w oczy jeden wolontariusz. Sprawdza ankiety wypełniane przez szczepiące się osoby, mierzy temperaturę. I całkiem przypadkowo (przechodził z tragarzami) w punkcie szczepień w Wawrze znalazł się fotoreporter „Super Expressu”, który owego wolontariusza uwiecznił. Oczywiście przez czysty przypadek tym uwiecznionym okazał się prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. I cała ta historyjka 27 maja 2021 r. znalazła się w „Super Expressie”.
Zachęcanie do wolontariatu to absolutnie szlachetna sprawa, a udzielanie się tym bardziej. Tyle że wolontariusze nie wpadają popracować dla dobra wspólnego na chwilę, żeby sobie pstryknąć fotkę i się polansować. Oni po prostu pracują, chcą altruistycznie robić coś dobrego. Lans wolontariacki nie ma nic wspólnego z altruizmem, nie jest także hołdem dla poświęcenia osób robiących coś dla innych. Oczywiście można twierdzić, że osoba znana, taka jak Rafał Trzaskowski, nawet, gdy się przez chwilę lansuje, robi to w szczytnym celu – żeby zachęcać do wolontariatu, a szczególnie pomagać w akcji szczepień. A gdyby to robił anonimowo, cel nie zostałby zrealizowany.
Rzeczywistość nie wygląda tak dobrze. Warszawie, mieszkańcom stolicy, i nie tylko, nie jest potrzeby Rafał Trzaskowski jako wolontariusz celebryta, tylko jako prawdziwy gospodarz miasta. On ma tak organizować pracę warszawskich służb i urzędów, żeby wszystko chodziło jak w zegarku. Wcielenie się na chwilę w wolontariusza jest kpiną z warszawiaków, gdyż w tej roli prezydent Warszawy jest najmniej użyteczny. Najbardziej użyteczny jest jako efektywny zarządca. Ale to najwyraźniej Rafała Trzaskowskiego nudzi, dlatego swoją podstawową funkcję, za którą dostaje pieniądze warszawiaków, pełni w Rzeszowie, Olsztynie, Szczecinie, Opolu, Oświęcimiu, Radomiu i wielu innych polskich miastach. Gdy więc udaje wolontariusza, który po ciężkiej pracy w ratuszu ma jeszcze siły i wolę oddania się pracy ochotniczej, jest to ewidentna kpina, przede wszystkim z prawdziwych, bezinteresownych wolontariuszy.
Lans Trzaskowskiego
Rafał Trzaskowski ma czas i siły na wszystko, tylko nie zarządzanie Warszawą. Gdy się nudzi w ratuszu, a akurat nie zbawia innych miast, to musi gdzieś wpaść i się polansować. Poza wszystkim takie wpadanie znanych osób tylko dezorganizuje pracę, bo wszyscy bardziej się zajmują takim celebrytą niż swoimi zadaniami. Taki „wolontariusz” w punkcie szczepień wymaga większego zachodu niż 100 szczepionych osób. W istocie więc wolontariat na pokaz i na godziny nie pomaga, tylko przeszkadza. A podszywanie się pod wolontariuszy, tych prawdziwych po prostu obraża. Wolontariat to nie jest cyrk na pokaz i dla lansu.
Wszystko jest spektaklem – napisał ponad 50 lat temu francuski pisarz i filozof Guy Debord. Wszystko podlega komercjalizacji, a w efekcie bohaterowie spektakli są coraz bardziej wyalienowani. Nic już nie jest spontaniczne, a liczy się tylko pokazucha. Rafał Trzaskowski ma słabość do francuskich luminarzy nauk społecznych, więc zapewne zna obie książki Deborda o społeczeństwie spektaklu (z 1967 i 1988 r.). I na tym powinien poprzestać. Robienie spektaklu w punkcie szczepień tylko świadczy o jego rosnącej alienacji w Warszawie. Dlatego tak często i pod byle pretekstem ze stolicy ucieka, a jak już jest, urządza pokazuchy. Żeby tylko nie rządzić. Ale skoro większości warszawiaków to odpowiada, to mają cyrk i cyrkowca zamiast sprawnej administracji i gospodarza miasta.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/552575-wolontariat-to-nie-jest-cyrk-na-pokaz-panie-trzaskowski