Piewcy demokracji są tak trafni w ocenach politycznych wobec Rosji jak sympatycy Joe Bidena - dla nich Trump był Ruskim agentem, choć nikt tak nie powstrzymywał Moskwy od czasów Reagana jak on - i to samą obecnością w Białym Domu. Podobnie w Polsce - liberalni i lewicowi oskarżyciele PiSu o prorosyjskość wdrapują się na wyżyny kretynizmu, atakując środowisko, które właśnie od dekad konsekwentnie dba o wyprowadzanie Rzeczpospolitej ze strefy rosyjskich wpływów.
Wiele razy pisaliśmy o tym, że to rząd Donalda Tuska współpracował z Rosją na bezprecedensową od 1989 roku skalę a to zbliżenie zarzucił wraz z ochłodzeniem relacji unijno-rosyjskich po wydarzeniach na ukraińskim Majdanie.
CZYTAJ WIĘCEJ: Jak Tusk grał na Rosję
Ale dziś, gdy cały establishment Zachodu w zadumie kiwa głową nad agresywnością Kremla i jego wasala z Mińska, trzeba przypomnieć wyraziste i chamskie ataki polskich polityków na tych, którzy przed Rosją ostrzegali. Palma pierwszeństwa w dziedzinie polskich obrońców Władimira Putina należy się Radosławowi Sikorskiemu, który sceptycyzm Kaczyńskiego wobec Moskwy wyszydził publicznie i nawiązał do smoleńskiej traumy Prezesa PiS, który przyznał kiedyś, że po śmierci brata wziął środki uspokajające.
jeśli chodzi o kolejne wystąpienia prezesa Jarosława Kaczyńskiego to, wybaczą państwo, ale ja zadaję sobie zawsze pytanie, czy tym razem pan prezes jest na proszkach, czy nie.
-powiedział we wrześniu 2010 roku Sikorski, będąc wtedy jako Minister Spraw Zagranicznych RP na delegacji w stolicy Mołdawii - Kiszyniowie. Polityk zareagował tak na list jaki Kaczyński wystosował do posłów Parlamentu Europejskiego. W chwilę potem, jak spuszczone z łańcucha, media lewicowo-liberalne zawyły kawalkadą szyderstw i komentarzy, deprecjonujących prezesa Prawa i Sprawiedliwości.|
Czy było w tym liście cokolwiek niestosownego? Z perspektywy 11 lat treść artykułu wydaje się oczywista - ostrzega przed odbudową rosyjskiej strefy wpływów i przekonuje o konieczności wspierania przez Zachód państw niegdyś zależnych od Kremla.
Zrobiliśmy wiele, aby do struktur europejskich i NATO przybliżyć dawne republiki ZSRR, takie jak Ukraina, a także Gruzja, Azerbejdżan i Armenia oraz Mołdowa. Realizując interesy narodowe i regionalne, zderzaliśmy się z polityką zagraniczną Rosji, która systematycznie odbudowuje swoją strefę wpływów.
-pisał Jarosław Kaczyński.
Relacje pomiędzy Europy Środkowo-Wschodnią i USA muszą być ulicą dwukierunkową. Kraje naszego regionu również są zaniepokojone polityką Teheranu czy sytuacją na Bliskim Wschodzie niemniej, nasz region musi mięć zapewnioną ochronę i bezpieczeństwo. Piszę o tym niedługo po przeprowadzeniu wspólnych manewrów wojskowych Rosji i Białorusi pod kryptonimem „Zapad”, gdzie „wrogiem” był mój kraj.
-tłumaczył Zachodowi kontekst środkowoeuropejski szef ówczesnej opozycji. Dziś tym językiem mówi (choć niestety tylko mówi) cała Europa, słychać to w każdych mediach, z ust każdych ekspertów.
Ale przed wojną ukraińsko-rosyjską w Donbasie i rosyjską aneksją Krymu nie był to pogląd powszechny - to Prawo i Sprawiedliwość było rzecznikiem europejskiego i polskiego sceptycyzmu wobec Władimira Putina. W tym samym czasie Tomasz Lis przeprowadzał uniżony wywiad z Dmitrijem Miedwiediewem, Sławomir Nowak latał do Moskwy obiecywać współpracę energetyczną, Gazeta Wyborcza pisała o pojednaniu z Rosją, Andrzej Wajda zapalał świeczki żołnierzom Armii Czerwonej a Donald Tusk udawał, że nie widzi Nord Stream 2. Gdy dziś te same środowiska sugerują prorosyjskość Kaczyńskiego, jest to już nie tylko gwałt na przyzwoitości - to im się zdarza często - ale gwałt na swoich czytelnikach i widzach: okłamywanych, manipulowanych, tresowanych jak psy Pawłowa, by szczekać na Kaczyńskiego, nawet gdy jego językiem mówi reszta Europy.
Dodajmy jeszcze że ten orzeł dyplomacji, jak o sobie myśli Sikorski, wyśmiewał antyrosyjski tekst Kaczyńskiego, będąc w Mołdawii - 20 kilometrów od nielegalnie stacjonujących tam żołnierzy grupy operacyjnych rosyjskich wojsk w Naddniestrzu. Wyśmiewać się z ostrzeżenia przed Rosją w kraju częściowo okupowanym przez Rosję, wykorzystywanym przez oligarchów jako kanał przerzutowy międzynarodowego przemytu i rekrutujący stamtąd ochotników do rosyjskiej dywersji było tak taktowne i profesjonalne jakby Sikorski drwił z obaw Ukraińców o głód w latach 30-tych albo z obaw Żydów zamkniętych w okupacyjnych gettach. Ale ta bezczelność wydaje się im uprawniona - bo nienawiść do PiSu jest ich zdaniem tak święta, że uświęca dowolną głupotę, szkodliwość i chamstwo.
Jeśli więc ostrzeganie przed Rosją ma być efektem bycia pod wpływem jakichś proszków czy psychotropów, a dziś cały establishment, włącznie z panem Sikorskim, przed tą Rosją ostrzega, wypada odwrócić pytanie byłego ministra: I kto tu jest na proszkach, Panie Sikorski?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/552557-i-kto-tu-jest-na-proszkach-panie-sikorski