„Kiedyś Morawiecki na pewno stanie przed sądem” - pisze na łamach „Gazety Wyborczej” Paweł Wroński, odnosząc się do raportu Najwyższej Izby Kontroli w sprawie przeprowadzenia wyborów prezydenckich w maju 2020 r. Czy to największe marzenie redakcji z ulicy Czerskiej?
CZYTAJ TAKŻE:
Zapewne premier Morawiecki jest przekonany, że nic mu nie grozi, dopóki spływa na niego łaska prezesa Kaczyńskiego. Dopóki stoi na czele rządu, a prokuratorem generalnym i ministrem sprawiedliwości jest Zbigniew Ziobro. Jednak za jakiś czas PiS straci władzę. Co wtedy?
— pyta w artykule dziennikarz „GW”. Paweł Wroński odnosi się do raportu NIK w sprawie organizacji wyborów prezydenckich w maju 2020 r. Ze względu na pandemię głosowanie miało odbywać się w formie korespondencyjnej.
Publicysta odnotowuje, że 25 maja prezes NIK Marian Banaś poinformował o złożeniu kolejnych zawiadomień do prokuratury. Dotyczą one premiera Mateusza Morawieckiego, szefa KPRM Michała Dworczyka, wicepremiera i ministra aktywów państwowych Jacka Sasina, a także ministra spraw wewnętrznych i administracji Mariusza Kamińskiego.
Premier, z czego zapewne Mateusz Morawiecki nie zdaje sobie w pełni sprawy, jest nie tylko politykiem, który ma zadowolić swojego pryncypała, jest również urzędnikiem państwowym. To zobowiązuje go do działania zgodnie z prawem i w granicach prawa. Nawet gdyby od tego zależało wybranie Andrzeja Dudy na drugą prezydencką kadencję i samopoczucie prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
— poucza Wroński.
Dziennikarz zarzuca premierowi i rządowi próbę przeprowadzenia wyborów z pominięciem Państwowej Komisji Wyborczej i wydawanie rozporządzeń na podstawie ustaw, które nie zostały jeszcze uchwalone, jak również próby zmiany kodeksu wyborczego na podstawie ustaw regulujących zwalczanie pandemii koronawirusa.
Trudno się tłumaczyć, że sytuacja z racji pandemii była nadzwyczajna, skoro Prawo i Sprawiedliwość nie chciało wprowadzić w życie któregoś ze stanów nadzwyczajnych, doskonale problem wyborów regulujących
— pisze Paweł Wroński, nie wspominając, co by się działo, gdyby wprowadzono stan nadzwyczajny.
Próbę przeprowadzenia w 2020 r. wyborów korespondencyjnych publicysta nazywa „szaleńczym pomysłem”, który „gdyby się dokonał, byłby kompromitacją dla Polski i zepchnąłby nas w szereg państw o wątpliwej demokracji”. Ciekawe, bo Wroński słusznie zauważa, że pomysł nie został zrealizowany, a „Wyborcza” od 2016 r. niemal codziennie sugeruje, że Polska do takich państw już należy. Czyżby jednak nie?
Jako polityk Mateusz Morawiecki może być różnie oceniany. Pewne jest jednak, że wcześniej czy później stanie przed sądem.
— podsumowuje dziennikarz.
W artykule nie znalazła się rzecz jasna nawet wzmianka o tym, że te wybory trzeba było przeprowadzić, aby nie doszło do sytuacji, w której Polska nie miałaby prezydenta. Kadencja Andrzeja Dudy, który wywalczył reelekcję (ostatecznie w lipcu, nie w maju 2020 r.) wygasała 6 sierpnia. Ale po co o takich rzeczach wspominać? Kogo to obchodzi, kiedy czytelnicy mogą już napawać się wizją „Morawieckiego przed sądem”?
aja/”Gazeta Wyborcza”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/552453-gw-atakuje-premiera-morawieckiego-chodzi-o-raport-nik