Prezydent Warszawy chce mieć na swoim zapleczu współczesną wersję komsomolców wedle najlepszych, czyli sowieckich i kubańskich wzorów.
To, co się dzieje wokół inicjatywy Rafała Trzaskowskiego zwanej Campus Polska, to znane z tajnych służb i świata przestępczego legendowanie. Opowiada się dyrdymały, że to zagrożenie dla Platformy Obywatelskiej, która sobie nie radzi. A Rafał Trzaskowski z wszystkim sobie radzi (teraz można się beztrosko pośmiać), ale skoro nawet jako wiceprzewodniczący PO nie ma możliwości partii pomóc, robi to poza nią. I to jest powód stawiania w mediach sympatyzujących z PO dramatycznych pytań o to, czy Campus Polska nie zaszkodzi Platformie, czyli ostatecznie wielkiej sprawie opozycji. Ustawka jest dość toporna, ale na niektórych działa.
Ważną częścią legendowania Campusu Polska jest wskazywanie na oryginalność, spontaniczność i świetną organizację. Wszystko jest tu precyzyjnie zaplanowane: pomysł miał Trzaskowski już podczas inauguracji Ruchu Wspólna Polska, czyli w październiku 2020 r., a rejestrację na imprezę ogłosił 5 maja 2021 r. Przedsięwzięcie ma jakościowo odbiegać od badziewia, jakie towarzyszy peregrynacjom po Polsce przewodniczącego Borysa Budki. Dlatego jako sponsorów wymienia się Europejską Partię Ludową, International Republican Institute, Konrad Adenauer Stiftung i Robert Schuman Institute. Po prostu elegancja Francja i dyskrecja Szwecja. Atutem ma być też zaangażowanie w organizacją imprezy Sławomira Nitrasa, Agnieszki Pomaskiej i Cezarego Tomczyka, ale tu już legendujących mocno zniosło w zarośla.
Rafał Trzaskowski jeździ po Polsce i sam legenduje Campus Polska jako casting osobowości, szkołę liderów, coś wytwornego, eleganckiego i elitarnego. W końcu, jak ktoś czyta po francusku Edgara Morina i słucha w tym języku wykładów Bronisława Geremka, nie może organizować i propagować jakiegoś gumofilcu i kufajki. Legendowaniu służy też tajemniczość imprezy, żeby wielu plotkowało i się zastanawiało, kto tam ostatecznie wyskoczy z tortu. Dlatego słabo, bo wbrew zasadom legendowania, wypadło ujawnienie, że wielką atrakcją będzie burmistrz Budapesztu Gergely Karácsony, reklamowany jako przyszły pogromca Viktora Orbana. To jeszcze można by znieść, ale już przedstawianie jako atrakcji pisarko-feministki Sylwii Chutnik, pisarza Zygmunta Miłoszewskiego, a przede wszystkim prezydent Gdańska Aleksandry Dulkiewicz, to już grube przegięcie.
W ramach legendowania przedstawia się Campus Polska w Olsztynie jako ósmy cud świata. Tam ma się pojawić prawdziwa elita, nie dość, że młoda, to jeszcze inteligentna jak sam Rafał Trzaskowski. Kolportowane są więc bzdety o tym, iż zainteresowanie imprezą jest kosmiczne, mimo że od razu zastrzegano, iż przeciętniacy nie mają tu żadnych szans. Zatem te 3 tysiące zgłoszeń, z Polski i zagranicy, przy tysiącu miejsc jest czymś niebywałym. No bo 3 tys. Einsteinów i Trzaskowskich w jednym, to prawdziwa orgia elitarności. A jeszcze tę śmietankę śmietanek czeka trzystopniowa selekcja. Jeśli ktoś ją przejdzie, to tak jakby dostał Nagrodę Nobla, Medal Fieldsa i Nagrodę Wolfa jednocześnie. Łuna bijąca od geniuszy zgromadzonych w Olsztynie będzie widoczna co najmniej w promieniu kilku lat świetlnych.
Geniusze będą po to selekcjonowani, żeby w przyszłości zasilić polską (i nie tylko, skoro są zgłoszenia z zagranicy) politykę i inne przedsięwzięcia, więc pewnie przede wszystkim przygotowywaną rewolucję kulturalną (odniesienia do Chin są jak najbardziej na miejscu). Ta elita sprawi, że Rafał Trzaskowski będzie wyniesiony do najwyższych funkcji, zaś ona sama stanie się jego zapleczem. A wówczas tak genialne pomysły jak hostel dla LGBT+ czy zwężanie ulic, żeby poza pieszymi mogły się na nich zmieścić tylko rowery i hulajnogi, będą wypadać jak z kapelusza magika. I wtedy wszystko jedno, czy PO w swojej obecnej, czyli siermiężnej formie będzie istnieć, bo młodzi geniusze zamiotą tak polską scenę polityczną, że nawet Nitras z Pomaską jej nie poznają.
Balon picu
Teraz można już przekłuć ten balon picu na wodę i fotomontażu. Otóż selekcja geniuszy, którzy mają zbawić Polskę, opozycję i Trzaskowskiego to nic innego jak kopia festiwali Jerzego Owsiaka, tylko ukierunkowanych na nieco inne cele. Owsiak oczywiście zajmuje się przede wszystkim inżynierią społeczną, czyli wychowywaniem kolejnych pokoleń „róbta, co chceta”, ale to wszystko jest ukryte pod oficjalnymi celami, czyli działaniami charytatywnymi, muzyką oraz modelowaniem umysłów w Akademii Sztuk Przepięknych. Trzaskowski potrzebuje natomiast do polityki i w swoim zapleczu zwykłych janczarów, czyli współczesną wersję komsomolców, ukształtowanych wedle najlepszych, czyli sowieckich i kubańskich wzorów. Intelektualny sztafaż jest tylko picem na wodę.
Selekcja na Campus Polska nie dotyczy żadnych geniuszy, tylko nowoczesnych komsomolców, którym na tyle wypierze się mózgi, że potem będą bez szemrania wykonywać zlecone im zadania. Jerzy Owsiak przetarł szlaki, ale on był zbyt anarchiczny, przez co efekty jego inżynierii społecznej są dwuznaczne, choć w sferze obyczajowej godne odnotowania. Trzaskowski nie ma tyle czasu, ile miał Owsiak i nie musi się rozpraszać. Dlatego szkoła janczarów tylko na początku musi mieć legendowanie i jakiś kamuflaż. Potem ma to być już karne wojsko, zdolne do wielkich czynów i poświęceń. Precedensy historyczne są na tyle ewidentne, że nie warto ich nawet wymieniać. I to cała tajemnica przedsięwzięcia pod nazwą Campus Polska.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/551823-trzaskowski-legenduje-campus-polska