Każdy, kto przeczytał tekst GW o „koszmarnym sierocińcu”, jako odtrutkę musi koniecznie w całości obejrzeć mądrą, wnikliwą i poruszającą audycję Moniki Białkowskiej. Nagranie jest długie, ale każda minuta jest warta obejrzenia.
Po „wnikliwym”, „międzynarodowym” śledztwie GW postawiła ks. Godawie (Dariusz Godawa jest duchownym, choć już nie jest dominikaninem) m.in. zarzuty, że dzieci jedzą raz dziennie, w strasznych warunkach, bo na podłodze. O tym, że tak jest, można się dowiedzieć ze strony FB Misji Kamerun, nie trzeba było międzynarodowego śledztwa. Poza tym, o tym, jak dzieci jedzą ks. Godawa opowiadał w wielu wywiadach, m.in. w tym dla tygodnika „Sieci”, który opublikowaliśmy we wrześniu.
Czego potrzebuje misja?
Dzieci potrzebują jeść przynajmniej raz dziennie, pójść do szkoły, na studia na tutejszych uniwersytetach. Potrzebujemy na leki, ciągle ktoś choruje na malarię, potrzebujemy na witaminy, bo to nie jest tak się myśli w Polsce, tutaj owoców się prawie nie je. Na leki wydajemy bardzo dużo pieniędzy. Potrzeba jakiejś sali na zajęcia pozaszkolne, kaplicy, agregatu do prądu, studni głębinowej.
Jak wygląda Ojca zwykły dzień?
W roku szkolnym: Pobudka dla starszych o 4 rano, dla młodszych o 5. Niektóre dzieciaki z klas egzaminacyjnych wstają już o 2 -3 by się uczyć. Taka tu moda wszędzie (chłodniej). Prace porządkowe, każdy ma swoją działkę do sprzątania i przed mszą wszystko się ma świecić. O 5:55 wszyscy już siedzą w ciszy, czekając na Mszę Św. Msza jest o 6, dzieci są już w mundurkach. Po mszy najmłodsze dzieci do 11-12 jedzą coś na kształt francuskich bagietek z margaryną, albo tutejszym masłem czekoladowym. Starsi nie jedzą nic. Wszyscy wychodzą do szkoły, zostają starcy (tzn. ja), kaleki i chorujący na malarię albo typhoide (taki miejscowy dur brzuszny). Zawsze ktoś choruje. Kamerun jest jednym z krajów, gdzie występuje plasmodium falciparum, najgroźniejsza z malarii. W Afryce równikowej co 30 sekund umiera dziecko w wieku od 0 do 5 lat, dziś ich będzie, jak co dzień, prawie 3000. Ja zabieram się do naprawiania szmelcu chińskiego, co dzień zepsutego: klamki, krany, włączniki do światła, żarówki albo coś poprawiam, naprawiam albo coś wymieniam, albo coś robię od zera, by zastąpić chińszczyzna. Nie ma dnia, żeby się chińszczyzna nie zepsuła. Później siadam do komputera, do korespondencji z dobroczyńcami, z których tu żyjemy. Żadna organizacja, nic nam nie daje. Z Rzymu dostałem w 1998 roku parę dolarów na budowę kościoła w Bertoua, starczyło aż na wyrównanie terenu i fundamenty. Dzieciaki wracają ze szkoły ok 16-16:30. Do 17:00 ogarniają się po szkole, kąpią się i o 17:30 mamy Różaniec, (18:30 polskiego czasu). Później jest czas wolny do kolacji. O 19-20 jest kolacja, która jest śniadanio-obiado-kolacją dla tych starszych. Do szkoły każdy dostaje 2-3 takie suche niby pączki, które okoliczne kobiety sprzedają na przerwach obok szkoły. Po kolacji samokształcenie w ciszy do 22. I po niej spanie
-opowiadał Godawa.
O to, jak wygląda codzienne życie w sierocińcu zapytałam też Sonię Anzong, wychowankę sierocińca, która teraz studiuje w Polsce. Sonia opisała jak wygląda życie w sierocińcu. Nie będę poprawiać jej polszczyzny, zostawię jej odpowiedzi w oryginale.
Jak funkcjonuje sierociniec? Kto gotuje, sprząta?
Stajemy rano o 4 każdy wie już co ma zrobić. My sami sprzątamy. Mamy msza święta o 6 rano. Czasami starsza dziewczyny gotują. Każdy ma swoje dyżur. Zawsze mieliśmy kucharska. W moim czasie nazywała się Jeane (Po polsku Jaśka, ci który byli u nas ją zna) teraz mamy Rosali. Oprócz to mamy 2 starsi dziewczyny w domu która jest ślepa, głucha i też pomagają w kuchni. Dzieci wracają z szkoły o 14 – 15.00, starsi około 16.00. mamy różaniec o 17.30 . kolacja o 19.00 . o 20.00 uczymy się . Idziemy spać o 22 godz. W piątek ojciec nam puszcza jakiś dobry film. Sobota każdy myje swoje ubrania , sprząta swoje pokoju. Niedziela mamy wolne i przegotujemy na poniedziałek do szkoły
-opowiedziała Sonia.
Żadnej sensacji i tajemnicy. „Gazeta Wyborcza” oburza się, że dzieci mają obowiązki, ale niby kto miałby to zrobić? Skąd misja miałaby wziąć pieniądze na zatrudnienie pracowników. To nie wygodna Europa. To Afryka.
Sonia opowiedziała także, jak wygląda, to „bulwersujące” jedzenie z podłogi, które tak oburzyło dziennikarzy GW.
W mediach kontrowersje wzbudził fakt, że dzieci w sierocińcu jedzą z podłogi, z jednej miski. Czy to jest szokujące w Kamerunie?
Co?! wiecie jak tęsknię za to? Właśnie to jest to co mi brakuje w Polsce. U nas w Kamerunie jest normalnie. Zawsze jemy razem! Dzieci jedzą na podłogi, kobiety jedzą w kuchni , a mężczyźni jedzą na stole (jeżeli mają) bo na wsi wszyscy jedzą na podłogi. Dopiero jak leciałam do Polski dowiedziałam że ludzi tutaj tak nie jedzą oczywiście w telewizji też. Jak wracam do domu (Kamerun) to jest pierwsza rzeczy która zrobię i jedyna rzeczy która nigdy nie chciałam zmienić (jeść razem na podłogi ). W Kamerunie gdyby zadawałbyś taki pytanie wszyscy bym się śmiał się z tym. Dobrze że w sierociniec jest ładne budowane, że podłogi jest umyty codziennie, inny mieście nie mają tego i jedzą na podłogi.
A to, że starsi jedzą tylko raz dziennie? Chodziliście głodni?
Nie chodziliśmy głodny. Od dnia kiedy trafiłam do sierociniec uważam że jem lepszy niż inny dzieci który są też biedny w Kamerunie. Znam ludzi który nie jedzą codziennie i żyją. W punktów polaków trzeba zjeść śniadanie, obiad i kolacja. W Kamerunie wystarczy nam kolacja. Dzięki pomocy ludziom w Polsce dzieci w sierociniec mogą mieć śniadanie czyli bagietki i masło. Na początku moim pobyt w Polsce było mi ciężko zjeść śniadanie, dopiero po kilka tygodniu zaczynałam jeść jak w Polsce.
Czy dzieci zjadają resztki po księdzu?
Nie! W naszej tradycji dzieci jedzą na ostatnie miejsca. Czyli najpierw rodziców , starsi, a potem dzieci. Np. kiedy są święta u nas dzieci mogą iść po jedzenia jako ostatnio. Ojciec wie o tym wiec bierze dużo jedzenia , je połowa i daje reszta dla tej mały który dostali tylko ryż . Dlatego dzieci cieszą jak ojciec daje to, bo wiedzą że tam jest dużo jedzenia.
Dziennikarze GW mieli także wątpliwości co do tego, jak dzieci trafiają do sierocińca. I znów wystarczyło sięgnąć do wrześniowej rozmowy w „Sieci” i posłuchać ks. Godawy.
Jakimi dziećmi opiekuje się misja?
W większości są to dzieci z mojej byłej parafii z Bertoua (350 km stąd), gdzie byłem proboszczem przez 16 lat. Znam ich dziadków, sam ich chowałem, znam rodziców, w większości też ich chowałem. Tak że znam te dzieci od urodzenia, sam je chrzciłem, albo znam przynajmniej od maleńkości. To są sieroty, półsieroty, dzieci samotnych matek, często młodziutkich, które same nie mają co jeść. Są też dzieci z poligamicznych rodzin, gdzie mężczyzna miał bardzo wiele dzieci, po czym umarł nie wiadomo na co, a ja je wychowuję. Jesteśmy w Kamerunie, tutaj, podobnie jak w całej równikowej Afryce, kobiety dożywają 54 lat, mężczyźni 52, a powyżej 60 żyje tylko 3 % populacji. Dzieci poniżej 15 roku stanowią przeszło 50 procent populacji. Mamy też 3 dzieci po uciekinierach z Rwandy
-relacjonował we wrześniu ks.Godawa.
To samo pytanie (oraz kilka innych) zadałam Soni Anzong.
Jak trafiają dzieci do sierocińca?
W sierociniec jest wiele sierot, ale nie tylko sieroty. Są po rodzice zmarły za AIDS, są pół sieroty. W Bertoua wszyscy rodziców znali ojciec i prosili go o przyjmowanie dzieci do sierociniec. Sam rodziców go dają. U nas sierociniec nie są jak w Polsce. U nas to są też dzieci, który nie mają nic do jedzenia, nie mają nic do szkoły, nie mają gdzie spać (po prostu biedny). w moim przypadkiem byliśmy 11 dzieci w domu i tata nie mógł nam wszystkich trzymać, był mu trudno. Dzięki sierociniec mogłabym kontynuować szkoła z zgodzie moje rodziców. W Jaunde (stolista kraj) znają naszej sierociniec, bo ministerstwo nam dał nagrody że mamy najlepsze sierociniec w miasto. W tym dzielnica gdzie jest sierociniec ludzi nam znają i wyślą jej dzieci, proszą ojciec o przyjmowanie dzieci bo wiedzą że mają możliwość zjeść i chodzić do szkoły.
Jak Ty poznałaś ks. Godawę?
Jak miałam 11 lat on był proboszcz w naszej parafii w Bertoua. Ojciec mi dał pierwszy komunii razem z brat. Ojciec chodził do domu, przyjmował kontakt z rodzicami na wsi. Jechaliśmy na pielgrzymka. Jako dzieci byłam ministrantem ( u nas kobiety mogą). Jak większości rodzina w Bertoua znali ojciec. Jak ojciec się wprowadził do Jaunde też mi zabrał z sobą. A później do Polski. Jednego dnia w sierociniec oglądaliśmy zdjęcia dowiedziałam, że ojciec był na wsi gdzie byłam na ten sam dzień i tańczyłam wtedy miałam 4 lat. Mieliśmy impreza Boże Narodzenie do przedszkole (Betare-oya) ojciec zrobił mi zdjęcia i po 10 lat oglądałam tej zdjęcia i poznał mnie na zdjęciu ja też i dowiedzieliśmy jak świat jest mało. Przez to mogę powiedzieć że znam ojciec od dziecka jak miałam 4 lata.
Na ile to zmieniło Twoje życie?
Urodziłam się w Lomie (Nemeyong) gdzie nie ma prądu, gdzie nie ma sklepu, gdzie żeby zjeść trzeba iść na pole, gdzie nie ma szpitalu, gdzie nie ma szkoły. Trafiłam do sierociniec gdzie miałam wszystko. Studiowałam na UAM. Teraz pracuję. Sami widzicie jak ks. Godawa zmienił moja życia. Bez jego pomocy była bym trzecio żona gdzieś na wsi, która ma 4 dzieci i nie szczęśliwa kobieta
-opowiada Sonia.
Jak ksiądz Godawa traktuje swoich podopiecznych w sierocińcu?
Ojciec nam traktuje bardzo dobrze. Nauczył nam dużo wartości np. modlić się, dbać o mały dzieci, pracować razem, pomaga nam planować dzień np. każdy wie co ma robić codziennie, nauczy nam szacunku do drugiego. wymaga dużo o nauki, mamy być najlepsi w szkoły. Każdy dzieci które nie jest dobrym w szkoły płaci korepetycja dla każdy. Mamy ustalony godzina żeby się uczyć, modlić, pracować i spać. To dobry bo pomaga nam rozumiem życia. Jak to powiedzieć ! Zachowywał nam jako ojciec z dzieckiem.
Czy krzyczy na dzieci? Bije je? Zamyka?
Jak Ojciec jest wkurzony na dzieci albo coś nie podoba mu się albo dzieci zrobił coś nie tak, on się zamyka w swoim pokoju. Przez siedem lat w sierociniec nigdy nie widziałam ojciec bić ni komu. Kary mieliśmy modlitwę, sprzątanie, przesunięcie kolacje. To co jest normalnie u nas. U nas w Kamerunie rodziców można bić swoje dzieci, ale ojciec nie zrobił tego z nami. Zamykać? Gdzie? W pokoju? U nas w sierociniec nie ma miejsca gdzie można zamykać kogoś. W sierociniec ojciec zabrał wszystkie kluczy żaden pokoju jest zamknięty. Na ten pytanie odpowiadam : nie ojciec nie zamyka dzieci.
Czy kiedyś spotkało Cię coś złego z jego strony?
Nie spotkałam nigdy coś złego z jego strony. Jak przygotowałam się do matura ojciec mi budził każdą noc o 3 żeby się uczyć. Byłam zdenerwowana na niego bo chciałam spać, ale dopiero jak dałam egzamin zrozumiałam sens tego. Nie byłam ach tak mądra w szkoły Ojciec widział to dlatego spierał mi codzienne żeby odrobić lekcja, uczyć się żeby dać maturę (Dziękuję mu za to).
-opowiada wychowanka sierocińca.
Widzę i słyszę wiele głosów oburzenia, że kameruńskie dzieci śpiewały polki hymn pod Biało-Czerwoną. Przypomnę tylko okoliczności. Pieśni Legionów dzieci śpiewały z okazji setnej rocznicy Bitwy Warszawskiej, żeby uczcić pamięć Kameruńczyka, który wziął w niej udział. Chodzi o Sama Sandiego. Jego fotografia pojawia się w przygotowanym przez dzieci materiale. Po prostu piękna lekcja historii. A to o tym jak zaczęło się śpiewanie z dziećmi opowiadał we wspomnianym wywiadzie dla tygodnika „Sieci” ks. Godawa.
Na pewno nie z mojego zamiłowania do muzyki! Nie zaczęło się wcale od pieśni na 100 - lecie Bitwy, ale od papieskiej „Barki”. Zanim jednak o „Barce”, to słów kilka o wyższości słowa mówionego nad pisanym, bo tak tu właśnie jest. Dla lokalnej społeczności to mówione jest ważniejsze i lepiej je zapamiętują. Gazetki parafialne, które próbowałem na początku drukować nikogo nie interesowały, ale to co zostanie powiedziane na kazaniu i w ogłoszeniach, zostanie zapamiętane. Na początku zaskoczyło mnie, że katechista (taki świecki wikary), znający biegle 7 miejscowych języków (nie żadnych podobnych dialektów) potrafił po moim 45 minutowym kazaniu powtórzyć je co do słowa, tylko przekładając na język danej wiosko. Najpierw myślałem, że to żarty, ale ktoś kto znał francuski i lokalny język mi przetłumaczył i wszystko się zgadzało. Postanowiłem więc wykorzystać tę ich genetyczną zdolność do języków i do zapamiętywania ze słuchu. 11 listopada powalili mnie, gdy po 20 minutach nauki zaśpiewali pierwszą zwrotkę i refren polskiego hymnu. Postanowiłem więc puścić im „Barkę” po hiszpańsku (akurat ta wersja mi się spodobała ze względu na wykonanie uroczej Meksykanki. Po dwóch dniach zaśpiewaliśmy po hiszpańsku, po dwóch kolejnych po polsku. To też odbiło się echem w mediach. Taki Jaś, co nie umie czytać i pisać, bawił się podczas tej nauki z Bogusiem i Dawidem pod stołem. Później jemy kolację, a Jaś nagle śpiewa po polsku Barkę od dechy do dechy. Zamurowało mnie, złapałem telefon, poprosiłem Jasia, żeby wytarł buzię z sosu arachidowego i zaśpiewał. I tak zrobiliśmy parę milionów oglądalności. Później 26 maja zaśpiewaliśmy „Moja Matko, ja wiem” śp. Bernarda Ładysza. I znowu przeszło 3 miliony odsłon, trafiliśmy na różne portale i do telewizji. Dzieci się rozkręciły i nagraliśmy „Biełyje Rozy” Jurija Szapunowa, w wykonaniu naszej Miszu. A później modlitwę Ojcze Nasz po aramejsku. Też w wykonaniu Miszu. Podejrzewam, że w takiej wersji to może być pierwsze wykonanie od stworzenia świata. Później dzieciaki już nic innego nie chciały robić. Oprócz tańczenia oczywiście. Postanowiliśmy więc śpiewać dalej. No a, że zbliżała się rocznica Bitwy Warszawskiej, a w wojnie polsko-bolszewickiej brał udział Kameruńczyk, mówili o nim „Rogaty diabeł” (przezwisko z czasów Powstania Wielkopolskiego od czapki rogatywki i koloru skóry) nijaki Sam Sandi, z chrztu Józef. Postanowiliśmy uczcić i jego i 100 rocznicę Bitwy. I tak w dwa tygodnie dzieciaki zaśpiewały - Hymn Polski, „Marsz Pierwszej Brygady”, ”Szarą Piechotę”, „Rozkwitały pąki białych róż”, „Wojenko, Wojenko”, „Przybyli ułani” i „O mój rozmarynie”. Teraz ćwiczymy jeden taniec afrykański, który niedługo może wstawimy na FB.
W tamtej rozmowie pytałam ks. Godawę także czy dzieci wiedzą co śpiewają.
Każda piosenka/pieśń jest przetłumaczona, ale nie tylko. Wykorzystuję to by czegoś dzieciaki nauczyć. Ucząc się np. Hymnu Polskiego, dowiedzieli się jaki przykład dał nam Bonaparte i poznali historię już od Ludwika XVI, przez Rewolucję Francuską, cesarza Francuzów, do Księstwa Warszawskiego. Dowiedzieli się po co ten Czarniecki się przez to morze, jakie i gdzie, rzucał, gdzie leży Wisła i Warta, no i oczywiście Poznań. Dlaczego ojciec Basi był zapłakany od 1772, też się dowiedzieli. Ucząc się Pieśni Legionowych, poznają historię od Lenina przez rok 1918, przez Powstanie Wielkopolskie do Bitwy Warszawskiej i że ich pradziad Kameruńczyk Józef Sam Sandi „Rogaty Diabeł” walczył w obronie Polski i w Powstaniu Wielkopolskim i w Wojnie 1920 z bolszewikami w XII eskadrze lotnictwa Armii Poznań. Tak więc rozumieją co śpiewają
-relacjonował ks. Godawa.
Ciekawe, że ci, którzy gardłują, że śpiewanie polskiego hymnu, to pozbawianie dzieci ich kultury, jednocześnie próbują posadzić je do posiłków przy stole, co jest z ich kulturą kompletnie niezgodne.
W mediach pojawia się też zarzut, że ks. Godawa publikuje zbyt dużo zdjęć dzieci. Pytanie jednak czy nie tego oczekują darczyńcy, którzy wspierając misję chcą wiedzieć na co idą ich pieniądze. Dzięki publikacji zdjęć się dowiadują.
„GW” czyni także ks. Godawie zarzut z tego, że pojawia się w mediach, ale przecież, to pomaga w pozyskaniu darczyńców. Właśnie po to, by opłacić dzieciakom szkołę i przynajmniej ten „skandaliczny” jeden posiłek dziennie. Dziennikarze postawili zarzut, że w jednym z odcinków programu „W Tyle Wizji” ks. Godawa występował podpisany jako dominikanin. Tak się składa, że prowadziłam tamten program i wiem, że ks. Godawa o taki podpis nie prosił. Tak został podpisany, ponieważ tak funkcjonował w internecie, a nie dlatego, że tego chciał, a w grudniu jego rozstanie z dominikanami nie było wiedzą publiczną. Po programie Dariusz Godawa napisał, że nie może używać tego skrótu przy nazwisku. Nie jest więc tak, że pod kogoś się podszywał.
Powiem za Moniką Białkowską, jeśli zobaczę choć jeden realny dowód tego, że dzieciom z Jaunde dzieje się krzywda poczuję się osobiście oszukana. Na razie jednak wygląda na to, że jest dokładnie przeciwnie. Tymczasem w mediach wylano na księdza Godawę wiadra pomyj na podstawie pomówień mało wiarygodnych osób (o tym więcej w reportażu Moniki Białkowskiej). A czy ktoś pomyślał jak koszmarne byłoby życie tych dzieci, gdyby nie było w Kamerunie sierocińca prowadzonego przez ks. Godawę?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/551808-koszmar-dzieci-z-kamerunu-a-co-by-bylo-bez-sierocinca