Wreszcie pokazało się mocne światło w tunelu, prowadzące do szybkiego obsadzenia stanowiska Rzecznika Praw Obywatelskich na miejsce ponad miarę zasiedziałego na tym fotelu Adama Bodnara. Rozpolitykowanego, agresywnego przeciwnika Prawa i Sprawiedliwości zastąpi najprawdopodobniej niezależna senator Lidia Staroń. Do tej pory wskazywały na to delikatne sygnały. M.in. Jarosław Kaczyński w środowej rozmowie w radio publicznym pytany, czy Lidia Staroń wchodzi w grę jako kandydatka PiS na RPO, potwierdził, mówiąc wprost: - „Tak, wchodzi”.
I oto już następnego dnia jeden z polityków rządzącej koalicji, wprawdzie jeszcze nieoficjalnie, ale za to stanowczo twierdzi, że Lidia Staroń otrzyma rekomendację całej koalicji obozu Zjednoczonej Prawicy.
Co najważniejsze, w odmienności do dotychczasowych kandydatur, Lidia Staroń ma szansę zostać gładko i bezboleśnie zaakceptowana przez Sejm jak i przez Senat. A jak pamiętamy dobrze, przed nią zgłaszane kandydatury były blokowane już w Sejmie bądź odrzucane przez Senat. Tym razem niemal nie ryzykuję, twierdząc, że Lidia Staroń bez kłopotów zyska większość poparcia najpierw w Sejmie, a potem w Senacie. Posunę się nawet o krok dalej w ryzyku, przewidując, że po raz pierwszy może się zdarzyć w tej kadencji Senatu, że nie będzie potrzebował miesiąca na „analizę ekspertów, opinie biegłych i konsultacji z zainteresowanymi środowiskami”, aby dopiero po zgromadzeniu tych wszystkich danych i ich przedyskutowaniu, przeprowadzić głosowanie.
Co zrobi opozycja?
Jestem też raczej pewien, że tym razem opozycja – w tym także „opozycja demokratyczna” w Senacie, która jest solą prawdziwej demokracji w ogóle, w tym w Unii Europejskiej) - nie będzie podnosiła argumentu, dyskwalifikującego dotychczasowych kandydatów PiS, mianowicie ścisłego związku Lidii Staroń z polityką. Bo jeśli nawet ma ten związek, to jest on bliski z tą właściwą stroną.
Jakim okaże się rzecznikiem, będziemy wiedzieć dopiero za kila lat. Wiele przesłanek przemawia na jej korzyść. Każe wstępnie zakładać, że nie będzie kopią Adama Bodnara. A już to gwarantuje lepsze wypełnianie swej roli.
Egzotycznym odpryskiem politycznym sprawy nowej kandydatki na funkcję RPO jest postawa szefa Porozumienia Jarosława Gowina. Choć od początku, jak wyniknęło to z mojej środowej rozmowy radiowej z Jarosławem Kaczyńskim, Lidia Staroń był kandydatką z nim uzgodnioną i w tym sensie wspólną – wszak stanowią składająca się z trzech ugrupowań – Jarosław Gowin ogłosił że to on wkrótce wysunie kandydata Porozumienia na stanowisko RPO.
Powtórka z rozrywki?
Ileż to już razy i w jak różnych sytuacjach Jarosław Gowin – jak się popularnie mówi – wychodził przed szereg, dzięki czemu mógł skupiać na sobie uwagę, a nawet przypisując sobie jakieś zasługi. Poprzednim przypadkiem z tego właśnie „nurtu” była słynna wyprawa Jarosława Gowina do Brukseli w grudniu ubiegłego roku, kiedy pojawiały się kłopoty z kształtem protokołu unijnego podziału budżetu odbudowy, któremu Polska i Węgry były gotowe postawić weto, gdyby miała obowiązywać reguła „pieniądze za praworządność”. Podczas swojej misji, nie posiadając żadnych pełnomocnictw, Jarosław Gowin z nieznanymi bliżej politykami unijnymi miał szukać wyjścia z patowej sytuacji. Po powrocie do kraju przekazał, że do zawarcia kompromisu mogłyby doprowadzić „Wiążące protokoły interpretacyjne”, jakiś umowny dziwoląg. Victor Orban zdyskredytował pomysł, nazywając go „karteczką samoprzylepną”.
Odnoszę wrażenie, że przywódca Zjednoczonej Prawicy, traktuje z pewną pobłażliwością wspomnianą przez mnie słabość lidera Porozumienia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/551727-lidia-staron-rekomendowana-przez-cala-zp-kandydatka-na-rpo