Porozumienie Jarosława Gowina kurczy się w oczach. Drogi wicepremiera rozchodzą się nie tylko ze skonfliktowanymi z nim parlamentarzystami czy ministrami (jak Bielan, Bortniczuk, czy Cieślak), ale i najbliższymi współpracownikami. Czy obserwujemy początek końca najsłabszego ogniwa Zjednoczonej Prawicy?
Tomasz Michałowski, Wojciech Maksymowicz, Robert Anacki. Historia każdego z nich jest nieco inna. Ale mają jeden wspólny mianownik – wokół nich pojawiły się zarzuty, które rykoszetem mogą mocno uderzyć w Gowina.
A miało być tak pięknie. Wicepremier w listopadzie dostał nadzór nad Ochotniczymi Hufcami Pracy i natychmiast zabrał się (rękami wiceprezesa partii Roberta Anackiego) do przeprowadzenia w nich czystki i przejęcia pełnej kontroli nad komendą główną i komendami wojewódzkimi (przy okazji na audycie informatycznym zarobiła spółka należąca do właścicieli firmy Tecra – ukochanego dziecka Anackiego). To miał być ważny krok do poszerzania struktur, a może i zaplecza finansowego partii.
W kolejnych tygodniach Gowin przejmował następne frukty – jak nadzór nad Polską Agencją Inwestycji i Handlu. Wraz z innymi instytucjami z orbity rządowej (np. Krajowy Zasób Nieruchomości, Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych, czy bogate specjalne strefy ekonomiczne) miał budować swoją pozycję i szykować do funkcjonowania poza Zjednoczoną Prawicą (o tym, że ma takie plany, działacze Porozumienia dowiadywali się już zimą 2019 r).
Być może powróciły w nim marzenia o zupełnie innej roli niż odgrywał w polityce w ostatnich pięciu latach. Może znów wyczuł szansę rozbicia koalicji i w układzie z opozycją zostania „premierem technicznym”, albo chociaż Marszałkiem Sejmu?
To już przeszłość. Gowin zdaje się być zdany tylko na łaskę Jarosława Kaczyńskiego, który z jakichś powodów trzyma go jeszcze w ZP. Opozycji nie jest potrzebny, bo ta i tak nie ma szans na dogadanie się owocujące obaleniem rządu. Dla tak ambitnego polityka to sytuacja nie do pozazdroszczenia.
Zwłaszcza, że ostatnie rozstania z najbliższymi współpracownikami to pasmo potencjalnie poważnych kłopotów dla wicepremiera.
Z Tomaszem Michałowskim, szefem jego gabinetu politycznego, rozstał się po cichu. Mało kto wie, kto zacz, więc większego szumu nie było. Lokalne media na Sądecczyźnie wspomniały coś o „powodach osobistych”, a mało kto zainteresował się doniesieniami dziennikarzy śledczych w mediach społecznościowych, że za dymisją zaufanego człowieka wicepremiera stała informacja o kłopotliwym nagraniu Michałowskiego w budynku ministerstwa.
Wojciech Maksymowicz podjął w kwietniu kuriozalną decyzję o odejściu z klubu PiS po tym, jak ministerstwo zdrowia poprosiło go o wyjaśnienia odnośnie informacji o rzekomo prowadzonych przez niego od lat na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim eksperymentach medycznych. Dlaczego podniósł taki rwetes zamiast po prostu wytłumaczyć swoją działalność naukową? Trudno zgadnąć.
Wreszcie Robert Anacki, szara eminencja Porozumienia, wokół którego w ostatnich miesiącach narosło tyle znaków zapytania. Gowin niemal do upadłego go bronił. Mediom ujawniającym skandaliczne działania wiceprezesa partii zarzucał „pseudodziennikarstwo”. Co się nagle stało? Czy decyzja o pozbyciu się Anackiego (tak, tak, wiem, że Anacki po prostu przestał chcieć zajmować się polityką) ma związek z kolejnymi doniesieniami ws. spółki Tecra i ujawnieniem, że jej kryptowalutą handluje pośrednik – spółka należąca do gangstera z kilkudziesięcioletnim stażem? A może jest coś więcej, o czym opinia publiczna jeszcze nie zdążyła się dowiedzieć?
Dziwne, że wcześniej Gowinowi podobało się zaangażowanie Anackiego w branżę kryptowalut, pozwolił na wypłacenie jego firmie (kryptowalutowej) 10 mln zł dofinansowania z podległej sobie instytucji, nie widział nic złego w lobbingu Anackiego na rzecz słowackiej firmy SkyToll, powiązanej z kremlowskim oligarchą i oddelegował go do czystek (a przy okazji drobnych dealów) w OHP.
Fakt, że Robert Anacki odchodzi z polityki (zapowiada, że w 100 proc. przechodzi do biznesu) to dobra wiadomość. Jego działalność kojarzy się z czasem „złotych chłopców PO”, różnych Marcinów Rosołów, młodych geszefciarzy owiniętych liberalnymi flagami, którzy za plecami swoich pryncypałów robią „prawdziwą politykę”.
I kto teraz będzie człowiekiem Gowina do zadań specjalnych w biznesie i terenie? Kto będzie mu organizował zaplecze metodami, które lepiej zachować tylko dla siebie?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/551685-partia-gowina-sie-sypie-czy-pozbywa-zrodel-klopotow