Pisałem niedawno na portalu wPolityce o wywiadzie, jakiego Viktor Orbán udzielił słowackiemu portalowi postoj.sk. W rozmowie premier Węgier postawił tezę, że Grupa Wyszehradzka powinna do 2030 roku stać się trzecim, obok Niemiec i Francji, filarem Unii Europejskiej. Odpowiedział mu później na tym samym portalu były premier Słowacji (w latach 1998-2006) Mikuláš Dzurinda, który zdecydowanie odrzucił taką wizję. Stwierdził, że realizacja takiego scenariusza spowoduje jeszcze większe wewnętrzne rozdrobnienie Unii oraz jej osłabienie, a nie wzmocnienie i zjednoczenie.
CZYTAJ TAKŻE:
-Viktor Orbán o niemieckim duchu, relacjach z Rosją i V4 jako trzecim filarze Unii Europejskiej
-Byli premierzy Słowacji o przyszłości Europy Środkowej według wizji Viktora Orbána
W reakcji na ten głos Viktor Orbán nadesłał do redakcji portalu postoj.sk swoją odpowiedź na uwagi Dzurindy. Jego zdaniem trójfilarowe centrum władzy Niemcy – Francja – V4 jest możliwe, ale tylko wtedy, gdy Grupą Wyszehradzką będzie kierowała Polska. Według niego taki krok jest dziś praktyczną koniecznością, ponieważ krajom Europy Środkowej nie udało się do tej pory skutecznie egzekwować swoich interesów w ramach Unii, dlatego mieszkańcy naszych krajów doświadczają widocznej dyskryminacji. Jeżeli nie będziemy występować na forum unijnym we własnym imieniu razem i dobitnie, to ta sytuacja się nie zmieni, uważa premier Węgier.
„Dlaczego powinniśmy pozostać naiwniakami w UE?”
Na potwierdzenie swej tezy Orbán podaje konkretne przykłady:
Konsekwencją obecnej organizacji rynku wewnętrznego jest to, że rynek europejski przynosi dodatkowe dochody w wysokości 1074 euro obywatelowi Francji, 1046 euro obywatelowi Niemiec, 537 euro obywatelowi Słowacji i 408 euro obywatelowi węgierskiemu. To są dane z 2016 roku.
Co więcej, jeśli porównamy napływ środków do krajów V4 poprzez transfery unijne z zyskami z dochodów i dywidend eksportowanych z naszych krajów, to pokazuje, jak znaczące straty ponosimy. W przypadku Węgier różnica wynosi 80 proc., a w przypadku Słowacji ponad 90 proc.
W przypadku programów UE zarządzanych bezpośrednio jest to nie tylko żałosna, ale także poniżająca dysproporcja (np. Horyzont 2020). Kraje, które przystąpiły do UE po 2004 roku, otrzymały 5,1 proc. pomocy, przy czym ich ludność przekracza 20 proc. populacji Unii. Nasze propozycje, które zmierzały do usunięcia tej geograficznej nierówności, zostały odrzucone.
Zmiana dyrektywy dotyczącej delegowania pracowników odbyła się kosztem V4. Pierwszy pakiet środków dotyczących mobilności naszych przewoźników był obraźliwy i szkodliwy. Nie mówiąc już o drenażu mózgów, obowiązkowych kwotach redystrybucji migrantów czy o podwójnych standardach, które mają wobec nas zastosowanie.
Swój tekst Viktor Orbán kończy wezwaniem do Dzurindy:
Drogi Mikołaju, czy nie powinniśmy w końcu zachowywać się jak równorzędni partnerzy wobec zachodnich państw członkowskich? Czy nie najwyższy już czas, żebyśmy się zorganizowali i stanęli w obronie własnych interesów? Dlaczego powinniśmy pozostać naiwniakami w UE? Słowacy i Węgrzy zasługują na więcej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/551583-orban-mieszkancy-europy-srodkowej-sa-dyskryminowani-w-ue