Podczas wielostronnych rozmów dyplomatycznych o polską niepodległość po I wojnie światowej, Kongres Narodowy Polski musiał zlecić druk osobnej mapki, na której besarabskie, mołdawskie miasteczko Kiszyniów stanowiło jedną krawędź zaznaczonego obszaru, a Polska drugą krawędź - w ten łopatologiczny sposób trzeba było zachodniej opinii tłumaczyć, że stolica tej rosyjskiej guberni nie tylko nie była częścią naszych ziem, ale też w ogóle odległa była od terenów etnicznie polskich. Pogląd o polskości Kiszyniowa wziął się z debat nad pogromem Żydów w tym mieście, jaki po prowokacji urzędników rosyjskich przeprowadzono w 1903 roku. A skoro pogrom - to na pewno Polacy. Rosjanie umyślnie komponowali tę teorię od dekad, skoro już w powstaniu styczniowym rozprzestrzeniali fałszywe informacje, że zryw chłopstwa jest tak naprawdę wymierzony w Żydów.
Serbski raj dla gejów
Kurioza polityczne nie znikają wraz z rozwojem ludzkości, a wręcz narastają. Raport międzynarodowej organizacji ILGA opublikował mapkę, z której wynika, że Polska jest jednym z najgorszych miejsc w Europie dla osób LGBT. Przyglądając się całemu raportowi można znaleźć szereg absurdalnych założeń (zatrzymanie Margot obniżyło nam rangę, jakby Szutowiczowi zarzucano odmienność seksualną, a nie zwyczajny napad!), ale już sam rzut oka na ową mapkę Europy, pokazuje abstrakcyjność tego projektu. Okazuje się bowiem, że nawet na Ukrainie czy w Mołdawii gejom żyje się lepiej niż w Polsce, a w Serbii - w porównaniu z Polską - osoby LGBT mają istny raj.
Wyobrażacie sobie Państwo, że radny miasta Warszawa bezkarnie zachęca do palenia gejów w piecu? Bo w Kijowie miał miejsce taki przypadek, a autorem skandalicznego komentarza był samorządowy polityk Rusłan Andriyko. A może kluby gejowskie w Warszawie muszą odbywać się w restauracyjnym podziemiu, zmieniając co tydzień lokalizację? Bo tak jest w Kiszyniowie! A może księża z krzyżami idą na czele kontrdemonstracji rzucającej jajkami w parady równości? Bo tak jest w Serbii.
Tymczasem w Warszawie na co dzień więcej jest w oknach flag tęczowych niż biało-czerwonych, geje w polityce są jednocześnie dobrze usytuowanymi graczami i celebrytami, a marsze równości mają charakter obwoźny i jeżdżą niczym nieskrępowane po mniejszych miastach - jeśli tylko aktywistom się zachce.
Kaczyński gorszy jak Kim Dzong Un
Jak przed stu laty można by dzisiaj zachodniej opinii publicznej drukować mapki, albo przygotować poczet tęczowych celebrytów tak prześladowanych jak Bart Staszewski zarabiający na kreowaniu fakenewsów, Michał Szutowicz żyjący z pokaźnych datków swoich fanów, Robert Biedroń w Brukseli, Krzysztof Śmiszek w sejmie czy do niedawna Paweł Rabiej w warszawskim ratuszu. Iluż chciałoby być tak prześladowanych!
Dodajmy do tego „Piekło kobiet”, kolejną patologiczną narrację, albo Róży Thun zapowiedź, że jak się PiSu nie odsunie od władzy to wszyscy w Europie zginą, a już w ogóle niedługo przysłowiowe „Julki” będą kupowały bilety gdziekolwiek - choćby do Korei Północnej.
Kampania oczerniania Polski jest więc na przemian powodowana raz polityką, a raz pieniędzmi i jedno uzupełnia drugie. Na preparowaniu wizji polskiego antysemityzmu mogą się wyżywić i etatowi profesorowie, i nieprzepracowujący się aktywiści. Rzeczpospolita stała się pochyłym drzewem, na które wszystkie kozy (a może świnie?) skaczą.
Docenić postępy
Pewnie że obniżanie rangi Polski na arenie międzynarodowej przynosi wymierne straty (straszy inwestorów, czasem turystów, zachęca dyplomatów słabszych krajów do usprawiedliwiania się rzekomymi polskimi grzechami), a wyborcy Dobrej Zmiany oczekują od rządu stanowczych reakcji. Jednak z jednej strony trzeba też docenić pozarządowe inicjatywy demaskujące kłamstwa - w przypadku LGBT tytaniczną pracę wykonuje Instytut Irdo Iuris oraz konserwatywne media, a w zakłamywania historii polsko-żydowskiej coraz intensywniej pracuje IPN, Instytut Pileckiego czy Reduta Dobrego Imienia. Nie popadajmy w malkontenctwo, gdy tak rzetelna robota u podstaw jest faktycznie wykonywana.
Forma, nie treść?
Ale jest jeszcze coś, jest pewne zjawisko, które sprawia, że tej etykiety antysemickich czy homofobicznych kołtunów nie pozbędziemy się jeszcze przez okres bardzo długi. Tak jak Sowieci czy lewica europejska sprzedawała o II Rzeczpospolitej wersję, że to jest „Pańska Polska”, tak dziś inna łatka jest postępowcom potrzebna. Andrzej Bobkowski twierdził, że nie o treść światopoglądową tu chodzi, ale o formę. Że nie ma co tłumaczyć, że gejom się żyje tu normalnie (o ile nie są aktywistami zideologizowanych środowisk), a antysemityzm jest abstrakcją marginesu szurów i prowokatorów, bo rzecz w opowiadaniu bajek, w których mainstream tak bardzo się lubuje.
W jaki sposób? Tak pisał Bobkowski w „Szkicach Piórkiem”
Pamiętam jedną pogadankę o Polsce, jaką miałem w 1939 roku wśród naszych emigrantów w jednym z najbardziej skomunizowanych ośrodków polskich w Boulogne-Billancourt i gdy na wszystkie argumenty z zakresu praw i przywilejów wywalczonych przez tutejszych robotników w oparciu o rządy Bluma w roku 1936 odpowiadałem: „To w Polsce istnieje już od początku odzyskania niepodległości”. Po wielu zarzutach pod adresem Polski, zrozumiałem, że im chodzi po prostu o formę, o „polskich panów”, a Francja imponuje im tym, że inżynier podaje im rękę i pozwala sobie w bistrze postawić kolejkę. Nie wiedzieli, że ten „inżynier” nie był najczęściej żadnym inżynierem, lecz po prostu dokształconym i opoliturowanym sankjulotem i że prawdziwy inżynier jest tu dla robotnika bardziej nieosiągalny niż u nas, że dzieli go przepaść społeczna wielokrotnie większa aniżeli u nas.
Fikcja, drodzy Państwo. Zblazowany Zachód potrzebuje pięknych opowieści, takich jak zdjęcie Macrona z czarnoskórymi dzieciakami ze slumsów, potrzebuje Baracka Obamy jadącego do biednych dzielnic Indii opowiadać o tolerancji wobec gejów, albo optymistycznego „damy radę” Angeli Merkel, po którym nastąpiła fala emigrantów z Bliskiego Wschodu.
Garści aktywistów trzeba pieniędzy, garści profesorów pieniędzy i zaszczytów, są tam i jeszcze inne zakulisowe interesy, ale masy opinii publicznej chcą taniego kuglarstwa, sztuczek i teatrzyków, po których może odpuszczą wyżywanie się na Polsce, a może nie.
Pewnie że o dobre imię Polski należy walczyć, kłamstwa prostować a polski rząd naciskać, by robił to lepiej i bardziej profesjonalnie. Może jednak warto nabrać dystansu do tych kłamstw, porzucić emocjonalny do tego stosunek i na chłodno realizować propolską agendę? Może należałoby do narracji włączyć ironię, szyderstwo, robienie komedii z tych ich wymysłów, które same o komedianctwo się ocierają?
Przecież te absurdy przekraczają granicę tak dalece, że niedługo będziemy musieli udowadniać, że nie jesteśmy wielbłądami. Być może dosłownie. Wtedy też będziemy publikować raporty, że nie odkładamy wody w garbach, by spokojnie przebyć pustynię?
ZOBACZ KONIECZNIE. WALDEMAR KRYSIAK ROZBRAJA ZAKŁAMANY RAPORT ORGANIZACJI LGBT:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/551454-w-serbii-i-moldawii-gejom-zyje-sie-lepiej-niz-w-polsce