Kryzys przywództwa w Platformie Obywatelskiej, to nie jest tylko kwestia Borysa Budki. A taki właśnie punkt widzenia jest lansowany od kilku miesięcy przez publicystów i komentatorów, w tym doświadczonych politologów i specjalistów do spraw wizerunku politycznego. W podobnie błędny sposób niepowodzenia partii interpretuje zdecydowana większość polityków Platformy.
Pamiętamy niedawną na poły sensacyjną informację tygodnika „Wprost”, mówiącą o tajnym zbieraniu wśród członków Platformy podpisów osób, które opowiadają się za odwołaniem Borysa Budka ze stanowiska przewodniczącego partii. Tygodnik opinii wskazywał nawet nazwisko polityka, kolportującego listę z podpisami, znanego z wieloletniej, bliskiej współpracy z Grzegorzem Schetyną.
Również głośny już „list 51” odczytywano jako bunt „reformatorów” wewnątrz Platformy Obywatelskiej, którzy apelują o „przeprowadzenie zasadniczych zmian”. Jednocześnie zakładano, że pierwszym , niezbędnym, rzec można fundamentalnym, czy jak się kiedyś mówiło, warunkiem sine qua non rozpoczęcia zmian, jest odejście ze stanowiska szefa partii Borysa Budki. Uważano dość powszechnie, że jego sposób kierowania partią, będący mieszaniną nieudolności, braku konsekwencji, niezdolności reagowania na sytuacje kryzysowe, w połączeniu z nijakością osobowości, dyskwalifikuje go jako lidera. Dość szybko stał się karykaturą przywódcy politycznego, co znajdowało potwierdzenie w sondażach, w których zajmował najniższe pozycje wśród liderów opozycji.
Dość naiwnie zakładano, że nowy lider odmieni oblicze partii, tchnie w nią nowego ducha, pozwoli – zgodnie z apelem zawartym w „liście 51” – powrócić w szybkim tempie na fotel niekwestionowanego króla opozycji, a w najbliższych wyborach poprowadzić Platformę Obywatelską do zwycięstwa.
Ośmielam się taką wizję nazwać naiwną, ponieważ kryzys przywództwa to realna słabość całej bez wyjątku Platformy Obywatelskiej. Stąd najsłodszy sen wyznawców, sympatyków Platformy, części jej członków oraz sprzyjających tej partii mediów o powrocie do Polski Donalda Tuska i stanięcia z powrotem na czele liberalno-lewicowej dziś Platformy. Taki złoty sen uroił się w głowie Romana Giertycha, który snuje nić politycznych wydarzeń, zgodnych z własnymi marzeniami. Wyobraża więc sobie, jako to pod przywództwem Donalda Tuska cała opozycja się porozumie – najważniejszy byłby sojusz PO z Polską 2050- i najbliższe wybory zakończą się wielką klęską PiS i zwycięstwem opozycji.
Marzyciele bliscy wizji Roman Giertycha nie biorą pod uwagę, jaki udział własny ma Donald Tusk jak mocno pracował na to przez ostatnie lata, aby stać się niechcianym przez nikogo aktywnym uczestnikiem krajowej polityki. Dziś skazał się sam na margines polityki.
Zafiksowanie PO
Podstawowy problem Platformy polega na niedostatku jakiekolwiek osobowości, która byłaby w stanie zmienić partię, zafiksowaną na antypis. Stąd od czasu do czasu słyszymy jakiś krzyk rozpaczy, kogoś, kto w roli zbawcy Platformy widzi Radosława Sikorskiego. Gdyby nie obowiązywały zasady humanitarnej postawa, można autora tej propozycji uznać za lekko niedomagającego w rozpoznaniu rzeczywistości.
Wreszcie jest jakiś pożytek z terminu – który ta partia sam wybrała –a który ją zdefiniował.
To nie Borys Budka jest odosobnionym przypadkiem kryzysu przywództwa w Platformie. Platforma Obywatelska od wielu lat, począwszy od schyłkowych lat rządów Donalda Tuska, przeżywa totalny kryzys przywództwa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/550532-kabaretowe-propozycje-w-poszukiwaniu-nowego-lidera-po