Po wielu miesiącach lekcji zdalnych, nauczyciele i rodzice, psycholodzy, psychiatrzy, władze oświatowe, słowem wszyscy, którym zależy na dobru dzieci, zastanawiamy się, jak pomóc im w bezpiecznym, jak najmniej stresującym powrocie do nauki. Jakie działania podjąć, aby trauma izolacji nie utrwaliła się niepożądanymi zmianami w psychice młodych ludzi? Jak ich przekonać, że świat realny i emocje wynikające z bezpośredniego kontaktu z drugim człowiekiem są ciekawsze od tych wirtualnych, bo niosą autentyczne przeżycia? Jakie podjąć działania w zakresie nauczania, aktywności fizycznej, programów zdrowotnych i opieki psychologicznej?
Niebezpieczne działania środowisk genderowych
Nowe, poważne zadania i wyzwania stoją przed instytucjami i osobami odpowiedzialnymi za edukację, wychowanie i opiekę dzieci i młodzieży. Minister Edukacji i Nauki ogłasza programy, pedagodzy, psycholodzy pracują nad konkretnymi rozwiązaniami. I właśnie wtedy, gdy trzeba skupić się wokół działań na rzecz dobra dzieci, wkraczają ci, którzy w niespokojnym czasie epidemii zaplanowali werbunek młodych ludzi na potrzeby ideologii neomarksowskiej. Świadomi traumy izolacji, niepewności wchodzą z przekazem, który do reszty ma rozchwiać ich psychikę, bo ludźmi niepewnymi swojego usytuowania w świecie, łatwiej jest manipulować. Środowiska promujące ideologię genderową w centrum spraw ważnych dla uczniów szkół podstawowych i ponadpodstawowych, stawiają sztuczne problemy, na które dla wielu stanowczo za wcześnie, a dla innych w ogóle nie są powodem rozważań. Zamiast odbudowywania relacji z rówieśnikami, kontaktu z wychowawcami i beztroskiej radości z bliskości drugiego człowieka, środowiska lewicowe nawołują do samosegregacji, obowiązkowego określenia się młodych ludzi wg co najmniej 56 płci kulturowych i orientacji seksualnych. Narzucają narrację, wg której o człowieku ma świadczyć pociąg seksualny i to z kim uprawia seks. Takie postrzeganie człowieczeństwa jest upokarzającą degradacją istoty ludzkiej, a w odniesieniu do bardzo młodych ludzi, którzy są w fazie kształtowania własnej seksualności, straszliwą pomyłką i niewybaczalnym błędem, skutkującym trwale w dorosłym życiu. Pomysł kierowania uwagi młodych ludzi w kierunku seksu, nie jest nowy. Jego skutki obserwujemy np. w zachodnich krajach Europy czy Ameryki Północnej, gdzie następstwem edukacji seksualizującej dzieci jest ogromny, kilkunastoprocentowy wzrost osób niepewnych swojej orientacji płciowej, a nawet wątpiących w to jakiej są płci. Wbrew zapewnieniom, że kolportowana wśród uczniów wiedza seksualna ma zapobiegać chorobom wenerycznym i niechcianym ciążom, odnotowywany jest wzrost jednych i drugich. Jedyny spadek dotyczy urodzeń dzieci z ciąż nieletnich, ale to wynik powszechnego stosowania tabletek wczesnoporonnych i aborcji na życzenie, często serwowanych nieletnim dziewczynkom bez wiedzy rodziców.
Co robią samorządy?
Społeczeństwo polskie zdążyło już przywyknąć do funkcjonowania w przestrzeni publicznej tematów ideologicznych, ataków na szkoły i żądań wprowadzania programów seksualizujących dzieci zamiast sprawdzonego w naszych szkołach wychowania seksualnego i wychowania do życia w rodzinie. Broniąc praw dzieci do dzieciństwa, prawidłowego rozwoju bez przedwczesnego rozbudzania seksualnego, wszystkie władze państwowe i samorządowe powinny wspólnie działać. Powinny. Niestety, mamy samorządy, które stały się tubą genderowych środowisk. Nie tylko Warszawa, w której kolejną bitwę z programami deprawującymi uczniów staczają rodzice wraz Mazowieckim Kuratorem Oświaty. Nie tylko Gdańsk, gdzie pod hasłem dbania o zdrowie, edukuje się ideologicznie dzieci wprowadzając inne niż obowiązujące w prawie polskim pojęcie rodziny, oswaja z płciami kulturowymi itp. Mamy nowe szkodliwe działanie. Związek Miast Polskich, w czasach pandemii uznał za ważne promowanie akcji „LGBT +ja”. Nie działanie na rzecz integracji dzieci i młodzieży, ale szukanie wśród uczniów, czyli osób od siódmego roku życia, tych którzy rzekomo są jak to nazwano - nieheteronormatywni. Tym właśnie, wg pomysłu Związku Miast Polskich mają się zająć uczniowie po miesiącach nauki zdalnej i w czasie powrotu do szkół. Tym samym, Związek Miast Polskich ogłosił, że jest ponad prawem, że prawo polskie nie obowiązuje samorządy. Nic bardziej mylnego! Trzeba zatem przypomnieć fakty, aby nie pogubić się w kompetencjach.
Władza samorządowa jest organem prowadzącym szkoły, nie ma prawa ingerować w edukację i wychowanie uczniów. Dba o organizację pracy szkoły, o wyposażenie budynku oraz bezpieczne i higieniczne warunki pracy, nauki nauczycieli i uczniów. Od programów nauczania i wychowania jest nadzór pedagogiczny, czyli kuratoria oświaty i Ministerstwo Edukacji i Nauki. Ogromnie ważne jest działanie wspierające nauczycieli i uczniów przez samorządy, szczególnie w dofinansowaniu zajęć dodatkowych, rozwijających talenty dzieci, dbanie o zaspokajanie potrzeb pomocy pedagogiczno-psychologicznej, ale sprawy merytoryczne pozostają w wyłącznej gestii nadzoru pedagogicznego. Znam w Małopolsce bardzo wiele samorządów, z którymi współpraca układa się harmonijnie, gdzie razem podejmujemy działania dla dobra młodych ludzi. Wspólnie budujemy szkoły, obiekty sportowe, organizujemy pomoc dla uczniów z problemami i wspieramy zdolnych. Szanując wzajemnie swoje kompetencje, jesteśmy w stanie zadbać o bezpieczeństwo i dobro dzieci i młodzieży. Kiedy jednak dochodzi do przekroczenia, a wręcz łamania prawa, cierpią uczniowie, ich rodziny i nauczyciele. Tylko profesjonaliści od edukacji i wychowania mają prawo i obowiązek zajmować się tymi wrażliwymi dziedzinami życia uczniów. To zadanie bardzo odpowiedzialne, nauczyciele podejmują je w pełni świadomie. Oni są rozliczani przez swoich zwierzchników i podlegają ocenie rodziców. Tak działa mechanizm demokratyczny, nikt nie może bezkarnie go demolować w państwie prawa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/550438-tylko-u-nas-barbara-nowak-szkola-po-pandemii