Chrzest Polski, bitwa pod Grunwaldem, potop, bitwa pod Wiedniem, Konstytucja 3 Maja, Bitwa Warszawska – wszystko to zawdzięczamy Trzaskowskiemu.
Poznaliśmy tylko fragmenty wystąpienia Rafał Trzaskowskiego na panelu Atlantic Council. A ono było znacznie szersze i ważniejsze niż się wydaje. Trudno powiedzieć, dlaczego w Polsce prezentowany jest tylko mały fragment. Mnie udało się dotrzeć do pominiętych fragmentów – jednocześnie w źródłach na Malediwach, Jamajce i Zanzibarze. Cała wypowiedź prezydenta Trzaskowskiego powinna być znana, bowiem pokazuje, z jak wielkim człowiekiem mamy do czynienia. Oto pominięte fragmenty.
„Byłem wtedy odpowiednikiem współczesnego prezydenta Gniezna. Książę Mieszko był jakiś taki niezdecydowany, przyjmować ten chrzest czy nie przyjmować. I od kogo. Byłem świeżo po rozmowach z cesarzem Ottonem i on mi powiedział, że tego Mieszka chyba pogięło, jeśli uważa Niemcy za wroga, chociaż przecież to Wieleci napadali na ziemie Polan, a nie żadni Niemcy. Wracam więc do Gniezna i mówię Mieszkowi, żeby skończył z tą germanofobią, bo akurat Otton jest mu przychylny. A cały problem stanowią Wieleci (współcześni pisowcy), w dodatku sprzymierzeni z Czechami. No więc wbijam mu do głowy, że trzeba ten sojusz rozbić, czyli dogadać się z Czechami. Mieszko, jak to on, marudził i zmieniał zdanie, więc powiedziałem mu, że jeśli chce rezydować w moim Gnieźnie, niech natychmiast wysyła delegację do Czech, bo załatwiłem mu opiekę cesarza i kandydatkę na żonę. I mówię mu jeszcze, żeby te pogańskie żony pogonił, bo jak to będzie wyglądało. Wszystko przygotowałem, bo dwór Mieszka to był jeden wielki chaos. Mieszko ożenił się z Dobrawą. No i powstał problem, czy chrzcić się za pośrednictwem arcybiskupa Magdeburga czy może przez Ratyzbonę. Znowu więc chaos i niepewność. No to mówię Mieszkowi, żeby się wziął w garść i nie kombinował, bo ja już załatwiłem chrzest przez Czechów, żeby to wszystko było spójne. Dzięki mnie chrzest faktycznie odbył się za pośrednictwem Czechów, powstał polsko-czeski sojusz z błogosławieństwem cesarza Ottona i to wszystko przetrwało jeszcze długo po śmierci Dobrawy. Można więc powiedzieć, iż to ja przeprowadziłem tę wielką operację przejścia ówczesnej Polski na stroną Zachodu. I dopiero po 1050 latach pisowcy zaczęli to wszystko odwracać. Ale niedoczekanie.
Teraz weźmy bitwę pod Grunwaldem. Dlaczego w ogóle do niej doszło i jak to się wszystko potem potoczyło? Kiedy jeszcze królem był Kazimierz zwany później wielkim, doradziłem mu, żeby nie wojował z zakonem, w końcu częścią cywilizacji Zachodu, tylko skupił się na Rusi. Widząc chaos dookoła, namówiłem wielkiego mistrza do zawarcia z Kazimierzem pokoju w Kaliszu (1343), dzięki czemu nie tylko odzyskaliśmy Kujawy i Ziemię Dobrzyńską oraz utrzymaliśmy władztwo nad Pomorzem Gdańskim, ale też zapewniliśmy sobie pomoc w ekspansji na Wschód. Gdy królem został Jagiełło, wszystko się znowu pokomplikowało, bo jemu bliższa była oczywiście Litwa. Mówiłem mu, że ta unia wileńsko-radomska pcha nas do wojny z zakonem, czyli z Zachodem. Ale groch o ścianę. A kiedy Witold wywołał powstanie przeciw zakonowi naprawdę się wkurzyłem i po rozmowach z Ulrichem von Jungingenem namawiałem Jagiełłę do odcięcia się od prowokatora. Niestety się nie odciął, więc powiedziałem Ulrichowi, żeby go przycisnął. No, ale nie mogłem pozwolić, żeby zakon aż tak urósł, więc podpuściłem Ulricha, żeby najechał Wielkopolskę, Kujawy i Ziemię Dobrzyńską. I już miałem go w garści. I Jagiełłę też, bo nie mógł na to nie zareagować. Właściwie to ja wtedy zawierałem sojusze, werbowałem rycerstwo i przygotowywałem siły polsko-litewskie do decydującej bitwy. Musiałem to robić za Jagiełłę, bo on powodował tylko coraz większy chaos. Wspomnę tylko, że już w samej bitwie właściwie objąłem naczelne dowództwo. Dlatego wygraliśmy. Ale potem trochę odpuściłem, bo musiałem zająć się resztą Europy i Jagiełło nie był w stanie wykorzystać zwycięstwa pod Grunwaldem. Ostatecznie naprawiłem to wszystko już za panowania Zygmunta Starego doprowadzając do podpisania traktatu z Albrechtem Hohenzollernem w 1525 r., a potem do tzw. hołdu pruskiego, czyli zrobienia lenna Polski z Księstwa Pruskiego. Nie wiem, dlaczego potem Matejko wyciął mnie z głównej uroczystości, bowiem hołd ja odbierałem, a król Zygmunt tylko mi towarzyszył.
Za panowania Jana Kazimierza wszystko się znowu zaczęło psuć, był ten potop szwedzki, a gdy król Karol Gustaw podpisał w 1656 r, traktat w Królewcu z elektorem Fryderykiem Wilhelmem, moje dzieło z 1525 r. zakończyło swój żywot. Oczywiście nie chciałem żadnego konfliktu ze Szwedami, bo to przecież Volvo, IKEA czy Elektrolux, ale Jan Kazimierz to nie był dobry król. Tylko by się modlił i robił jakieś śluby, a tu trzeba było Szwedów przechytrzyć. Musiałem wziąć sprawy w swoje ręce. Wiedziałem, że trzeba dać sygnał do kontrakcji, a do tego najlepiej się nadawała Jasna Góra, której oczywiście ja broniłem, a nie żaden Andrzej Kmicic. I to ja doprowadziłem do zawiązania przełomowej konfederacji tyszowieckiej, a potem wszystko się odwróciło i ostatecznie wynegocjowałem całkiem dobre warunki pokoju w Oliwie. Jest oczywiste, że należała mi się potem korona, ale wygrał ten nieudacznik Michał Korybut Wiśniowiecki. Nie muszę tłumaczyć, że to ja dowodziłem wojskami koronnymi pod Chocimiem, a nie żaden Jan Sobieski. Niestety to się nie przebiło, więc znowu nie zostałem królem, tylko Sobieski. I tak jak pod Chocimiem nie on odniósł zwycięstwo, również nie on obronił Europę w 1683 r. pod Wiedniem i Parkanami. Wszystko było pogrążone w chaosie, nie było pieniędzy na wojsko, więc musiałem zastąpić króla. Załatwiłem zgodę Sejmu na wysłanie wojsk, ustanowienie podatku na armię i ledwie zdążyłem, bo była powszechna zazdrość, że jestem popularny i właściwie wszystko potrafię załatwić. Potem Sobieski był tylko statystą, skupionym na pisaniu listów do żony i zbieraniu łupów, które przywiózł do Polski. Nie wykorzystał mojego zwycięstwa, a ja sam musiałem się skupić na Warszawie, bo tyle robiłem dla Polski i Europy, że moje ukochane miasto na tym cierpiało. Ale szybko wydźwignąłem je do rangi europejskiej.
Kolejny raz musiałem ratować Polskę w 1788 r. Łatwo nie było, bo musiałem najpierw załatwić z cesarzową Katarzyną, żeby pozwoliła na zwołanie Sejmu. Mój osobisty urok zadziałał i Katarzyna jadła mi z ręki. Potem zmusiłem do działania jej kochanka Stanisława Augusta, ale wciąż musiałem mu mówić, co ma krok po kroku robić. A w tym czasie przecież musiałem normalnie zarządzać Warszawą. A jeszcze doprowadziłem do układu z Prusami, żeby były przeciwwagą dla Rosji. To były bardzo pracowite cztery lata, a potem honory spijali inni. Beze mnie nie byłoby żadnej konstytucji ani reform. Jaki Hugon Kołłątaj? Jaki Ignacy Potocki? Jaki Stanisław Małachowski? To wszystko wypracowałem ja, Rafał Trzaskowski, herbu Trzaska. A gdy zauważyłem, że to zwycięstwo może znowu nic nie dać, podpuściłem różnych ludzi, żeby zawiązali konfederację targowicką, bo wtedy łatwiej będzie dostrzec rangę mojego dzieła. Niestety konfederaci wszystko zepsuli, więc musiałem ich oficjalnie poprzeć, żeby od wewnątrz to naprawić. Częściowo się udało, ale główny pomysł, by Polska stała się częścią Zachodu się nie udał, gdyż poza unijnymi Prusami i Austrią nie dało się zeuropeizować Rosji, jak znowu w XXI wieku chcieli Donald Tusk i Radek Sikorski. Ale to, że Polska nie została od razu rozebrana, tylko trwało to ponad 20 lat jest oczywiście moją zasługą.
Z moich przełomowych sukcesów muszę jeszcze wymienić Bitwę Warszawską w sierpniu 1920 r. Jest oczywiste, że to nie żaden Józef Piłsudski, Maxime Weygand czy Tadeusz Rozwadowski wymyśli plan uderzenia znad Wieprza. Choć w Warszawie dodano mi wojskowego gubernatora, gen. Franciszka Latinika, nie tylko udało mi się obronić stolicę, ale całą Polskę i Europę. Piłsudski się załamał, więc wszystko opierało się na mnie. Nie tylko przygotowałem cały plan, ale też słałem konkretne rozkazy do generałów na froncie, z Rydzem Śmigłym i Sikorskim na czele. Beze mnie byliby jak dzieci we mgle. Jednocześnie musiałem politycznie uświadamiać bezradnego premiera Wincentego Witosa, dbać o relacje z zagranicą (przydała się moja znajomość języków) i myśleć o tym, co po zwycięstwie. A po nim za bardzo zająłem się moją kochaną Warszawą, dlatego wszystko się popsuło, czego finałem był zamach majowy, czyli taki przedsmak zamachu pisowskiego, z którym się zmagam już od sześciu lat. W wyborach prezydenckich w 2020 r. się nie udało, bo musiałem dbać o Warszawę i jej mieszkańców, więc nie miałem czasu na dobrą kampanię. Ale po tym, jak uratowałem Polskę organizując szczepienia zamiast nieudolnego rządu, wreszcie rysuje się perspektywa, że zajmę właściwie i godne miejsce. Tym bardziej że ratuję Polskę i Europę już jakieś 1060 lat. To chyba mi się coś należy, co nie?”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/550352-trzaskowski-wplywa-na-najwazniejsze-wydarzenia-od-960-r
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.