Czy nowa inicjatywa polityczna Bronisława Komorowskiego jest poważnym przedsięwzięciem? Czy były prezydent - który zaprosił do złożenia wieńca przed Grobem Nieznanego Żołnierza grupę polityków z PSL, Polski 2050 i Platformy - tylko bada grunt, czy też realizuje jakiś poważniejszy plan, swój lub kogoś innego?
Wydaje się, że to wciąż badanie gruntu. Komorowski zresztą wyraźnie się asekuruje, mówi o „patronowaniu”, o „wspieraniu” budowy nowego ośrodka wokół PSL-u, bardziej konserwatywnej części Platformy oraz środowiska Jarosława Gowina - którego także zaprasza do wspólnej podróży. (Dodajmy, że Gowin deklaruje obecnie lojalność wobec Zjednoczonej Prawicy, i na apele Komorowskiego nie odpowiedział).
Były prezydent tak mówi o swoim pomyśle:
Tu nie ma mowy o rozbijaniu, przeciąganiu kogokolwiek w polityce. Jestem otwarty na współpracę z różnymi środowiskami opozycyjnymi, ale doceniam w pełni to, że wokół Kosiniak-Kamysza skupia się środowisko, które ma odwagę powiedzieć: chcemy odwoływać się do tradycyjnego systemu wartości, bo chcemy także przyciągnąć wyborców centro-prawicowych, a nie tylko liberalnych, lewicowych. Nie można mówić tylko do wyborców z wielkich miast
— deklaruje Komorowski, i dodaje:
Chciałbym bardzo, żeby środowisko wokół Kosiniak-Kamysza utrzymało rolę takiej konserwatywnej kotwicy opozycji demokratycznej, dlatego ich w tym wspieram.
Mimo wszystko ten próbny balon - bo tak trzeba czytać akcję Komorowskiego - jest dość ważny. Przynajmniej ja tak uważam. Dlaczego? Bo już kilka miesięcy temu pewien bardzo ceniony przeze mnie analityk polskiej polityki powiedział w prywatnej rozmowie mniej więcej tak:
To wszystko staje się coraz bardziej czytelne. Wcześniej czy później czeka nas przebudowa sceny politycznej po stronie opozycyjnej, ale być może również z udziałem części Zjednoczonej Prawicy. Szyldy partyjne, które mamy, są już przestarzałe, wyczerpały się. One raczej zamazują obraz, niż cokolwiek tłumaczą.
W którą stronę pójdzie przebudowa?
Oś podziału jest jasna. Z jednej strony będziemy mieli tzw. „miękką chadecję”, a więc PSL, część Platformy, Hołownię oraz potencjalnie Jarosława Gowina. Z drugiej „sorosowców”, czyli ludzi, których najlepiej symbolizuje Rafał Trzaskowski, żarliwie realizujący wszystkie pomysły globalizmu i kosmopolityzmu, wspierany przez takie ośrodki medialne jak „Gazeta Wyborcza” i TVN. I wcześniej czy później tak to się ułoży. Z ogromnymi konsekwencjami dla całej polskiej polityki.
Ciekawe, że deklaracje Bronisława Komorowskiego zmierzają dokładnie w tę stronę. Można więc uznać, że są częścią realizacji szerszej koncepcji, którą obecnie wprowadza się na scenę.
Dla obozu rządzącego podział opozycji na dwa bloki - „chadecki” i „sorosowy” - byłby dużym wyzwaniem. Blok „chadecki” kusiłby część polityków, którzy obecnie są w Zjednoczonej Prawicy. Mógłby doprowadzić do niebezpiecznych przesileń, do zaskakujących wolt. Kusiłby także część wyborców. A jednocześnie nie stanowiłby potencjalnego partnera koalicyjnego, ponieważ obie te formacje byłyby agresywnie antypisowskie. Nadal próbowałyby otoczyć PiS kordonem sanitarnym. I tradycyjnie dla formacji III RP, nie traktowałyby swoich sztandarów ideowych zbyt serio w chwilach realnych decyzji.
Ciekawe, że na drugim biegunie mamy porozumienie PiS i Lewicy w sprawie Funduszu Odbudowy, oznaczające w istocie wypisanie się z bloku „opozycji totalnej”, być może nie jednorazowe. Czyżby liderzy Lewicy też dostrzegali nadchodzącą przebudowę opozycji? Dla nich powstanie dwóch bloków - „chadeckiego” i „sorosowego” - stanowiłby śmiertelne zagrożenie, ponieważ „sorosowcy” przejęliby na scenie politycznej rolę lewicy, przynajmniej w kwestiach światopoglądowych.
W polskiej polityce nadchodzą ciekawe czasy. Kto wie, czy patrząc na obecny Sejm, nie widzimy krajobrazu, który już jest przeszłością.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/549820-czy-opozycja-rozpadnie-sie-na-chadecje-i-sorosowcow