Republikańska Rzeczpospolita zdołała w Sejmie Wielkim debatować przez cztery lata i wypracować nowy ustrój łączący tradycję ze skutecznością.
Silny rząd, mocniejsze zespolenie Korony i Litwy, podniesienie statusu mieszczan i chłopów, zachowanie szlacheckiej wolności stanęły naprzeciw zdradzie i obrażonej oligarchii, która w imię powrotu do status quo, poprosiła obce mocarstwa o wsparcie. Ale tamta historia ma jeszcze wiele nieomawianych procesów, jak choćby na przykład zatarg z papiestwem, który nieomal skończył się schizmą.
CZYTAJ TAKŻE:
230 lat temu uchwalono Konstytucję 3 Maja
Sejm Wielki poczuł się włodarzem Rzeczpospolitej do tego stopnia, że postanowił mocno zaingerować w strukturę Kościoła katolickiego w Polsce. Nic dziwnego - przecież i nad Wisłę docierały ateistyczne, wolnomularskie i rewolucyjne idee Oświecenia, a w reformatorskim zapale zmieniającym ustrój, szkolnictwo, armię i skarb, także rozległe majątki duchowieństwa stały się obiektem zainteresowania. Profesor Richard Butterwick, który to zagadnienie omówił w blisko tysiącstronicowej pracy, nazwał te radykalne przemiany „Polską Rewolucją”, choć sam przyznał, że Polacy nie posunęli się tak daleko jak Francuzi, choć w niektórych aspektach byli bardziej stanowczy niż monarchia absolutna austriackiego cesarza Józefa II.
Jaki był powód ingerencji w kościelne sprawy?
Poszło o pieniądze.
Z jednej strony były szlachetne idee konfiskaty części majątków, czy też uszczuplenia dochodów kleru, aby zasilić budżet odradzającej się armii. Na Zachodzie postrzegano część Kościoła, np. zakony i klasztory, jako bezużyteczne, więc likwidowano je i przejmowano ich dobra, ale podłoże polskich przemian opierało się przede wszystkim na potrzebach wojska.
Ale nie dajmy się zwieść antyklerykalnemu wzmożeniu. Po pierwsze, pozyskanie kościelnego złota miało zdejmować obowiązek płacenia wyższych podatków przez szlachtę. Po drugie, przejęcie części dóbr biskupstwa krakowskiego, wówczas nieobsadzonego po śmierci Kajetana Sołtyka, czy też plany zajęcia części innych majątków, były jedynie jednorazowym wkładem do skarbu, a nie systemowym rozwiązaniem wzmacniającym państwo. Po trzecie, co powinno być oczywiste, choć było skrywane pod górnolotnymi hasłami, reorganizacja struktury kościelnej wiązała się z osobistymi korzyściami wykonawców tych zmian, oznaczała awanse dla poszczególnych polityków, bezpośrednie zyski dla niektórych posłów i magnatów.
Kto zyskał na reformie?
I tak oto zmiana granic biskupstw - nieustalona z papiestwem - pozwoliła wiecznie zadłużonemu Adamowi Naruszewiczowi zostać biskupem łuckim (wkrótce: łucko-brzeskim), bo zmiana granic diecezji wykroiła dla niego nowe biskupstwo. Likwidacja Księstwa Siewierskiego, którego władcami byli biskupi krakowscy, też opłaciła się lokalnej szlachcie, która zresztą okazała swoją lojalność wobec Rzeczpospolitej, wspierając Konstytucję 3 Maja. Nowym biskupem krakowskim miał zostać Feliks Turski, ale że metropolię pozbawioną wielkich majątków, król musiał więc obiecać mu dodatkowe pieniądze.
Mianowanie nowych hierarchów - przypomnijmy: wbrew woli Rzymu - wiązało się też ze wzmacnianiem stronnictwa reformatorskiego, bo awansowani duchowni stawali się życzliwi autorom przemian. Doraźna polityka i plany modernizacji państwa związały się więc z naruszeniem dotychczasowego porządku. Realizacją tych korekt granic, tworzeniem nowych biskupstw i rewizji majątków zajmowała się Komisja Skarbowa Koronna, która licytowała m.in. dzierżawę majątków, na czym skorzystali zamożniejsi ziemianie. Przy okazji jednak na przejętych ziemiach wprowadzano nowoczesne regulacje edukacyjne i gospodarcze. Państwo zaczęło wtrącać się w politykę Kościoła, choć również z pozytywnym skutkiem.
Papież idzie na ustępstwa
W Rzymie nie było powodów do świętowania, bo podobne zmiany we Francji i Austrii doprowadziły do wyrugowania części duchowieństwa, zupełnej konfiskaty zakonów we Francji i częściowej w Austrii, a część dóbr po prostu rozkradziono. Rzeczpospolita jednak nie myślała o ateizacji, o zniszczeniu wiary, nikt też nie kwestionował prymatu katolicyzmu (religii panującej), choć z drugiej strony brak zgody papieża Piusa VI wytwarzał istotne napięcia. Ryzyko schizmy, o którym przekonuje prof. Butterwick, było minimalizowane przez roztropnego nuncjusza apostolskiego Ferdinanda Saluzzo, który nie tylko osłabiał antyklerykalny (nie antykatolicki!) zapał Sejmu, ale też namawiał papieża na kompromisy. I tak papież zgodził się na przekazanie części diecezji krakowskiej dla diecezji chełmskiej, oraz ogłosił Feliksa Turskiego biskupem krakowskim - czyli pogodził się z faktem dokonanym narzuconym przez Sejm. W toku porozumień i politycznych gier, przewidziano, że następne nominacje będą ustalane na linii papież-król, bo w Sejmie stwarzało to okazje do ataków na duchowieństwo.
Intrygi, emocje, polityka
Antykościelna gorączka była tak zajadła, że potężny hetman wielki koronny Ksawery Branicki, bał się powstrzymać swojego własnego „klienta” (zależnego od niego posła sejmowego), Wojciecha Suchodolskiego, przed namawianiem do kolejnych radykalnych uchwał. Aby zelżało napięcie podczas sejmowych obrad, magnat uknuł intrygę przeciwko własnemu stronnikowi, wysyłając go ze swoim człowiekiem, Kurdwanowskim, poza Warszawę, w celu załatwiania niby pilnych interesów. Kurdwanowski miał zabawiać Suchodolskiego, by na jakiś czas odwrócić jego uwagę od spraw sejmowych, które miano w tym czasie przeprowadzić bez takiego antykościelnego wzmożenia.
Sejm Wielki był więc reformatorski pod wszystkimi względami - nikt wcześniej nie podnosił ręki na dobra kościelne. Ostatecznie kompromis parlamentarny religię katolicką wzmacniał, nie osłabiał. W Konstytucji trwale wpisano już w pierwszym punkcie:
Religią narodową panującą jest i będzie wiara święta rzymska katolicka, ze wszystkiemi jej prawami. Przejście od wiary panującej do jakiegokolwiek wyznania, jest zabronione pod karami apostazyi.
Pytanie do lewicowych autorów
Burzliwe czterolecie sejmowe ma więc więcej wymiarów niż tylko zachwyt nad wizjonerstwem patriotycznych elit, podziw nad zjednoczeniem narodowym i oburzenie na Targowicę. I tutaj pojawia się pytanie do dyżurnych polskich historyków i lewicowych publicystów - taki macie w narodowej historii dorobek, z którego mogłaby czerpać antyklerykalna lewica, a sięgacie po zagraniczne wzorce, nieistniejące w Polsce poczucie winy za kolonializm, wymyślacie udział Polaków w Holokauście, mielicie bajki o tęczowych Elgiebetach. Tymczasem bogactwo przeszłości Rzeczpospolitej pozwala nieomal każdemu stronnictwu w kraju sięgnąć po dawne wzorce, po inspiracje z tak różnych prądów intelektualnych. Przecież tacy Suchodolscy czy Kołłątaje wyobrażali sobie ojczyznę z ograniczeniem hierarchii kościelnej - czemuż nie sięgać do nich, zamiast wzorowania się na antypolskiej Róży Luksemburg czy powtarzania neomarksistowskich teorii w nieadekwatnej do nich, polskiej rzeczywistości.
Poszukajcie, poszperajcie! Historia Polski jest naprawdę fascynująca!
NIESAMOWITA HISTORIA POLSKIEJ ZDRADY. ZOBACZ TUTAJ:
Jak po uchwaleniu Konstytucji 3 Maja zdrajcy krzyczeli o obronie demokracji
Informacje zaczerpnięte z książki:
Richard Butterwick, POLSKA REWOLUCJA A KOŚCIÓŁ KATOLICKI 1788-1792, Kraków 2012.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/549433-nieznany-3-maja-prawie-doszlo-do-schizmy-z-kosciolem