Śnili, że za chwilę wreszcie dorwą się do władzy. I może dlatego, że sen był z gatunku „mokrych”, jak najdłużej odwlekali przebudzenie. Czego w tym śnie nie było? Był Borys Budka jako Ktoś, był Władysław Kosiniak-Kamysz jako Premier, był Cezary Tomczyk jako prawie Ktoś, a marszałek Senatu Tomasz Grodzki jako Czysty.
Był nawet wicemarszałek Piotr Zgorzelski – jako Zaspokojony (władzą) i Bartłomiej Sienkiewicz jako Nie Tylko Prawnuk. Nie było chyba tylko Radka Sikorskiego, bo dla niego nawet ramy snu, czyli pełnej fantazji są za małe. No i ten tam bombki strzelił, choinki nie będzie.
Choinki w kwietniu czy maju i tak by nie było, choć kto ich tam wie, czy na Wielkanoc nie zechcieliby ubierać choinki, ale sen był taki piękny. Oni (KO, PSL) aż pękali z dumy od samych przymiarek do władzy. A wszystko to zbudowane na fatamorganie odrzucenia Funduszu Odbudowy i rozpadu rządzącej koalicji. Na ich obliczach (czy co tam mają w tym miejscu) rysował się taki głód władzy, jak u Nikodema Dyzmy zwykły głód, zanim jeszcze znalazł zaproszenie na rządowy raut i dzięki niezgrabnemu ministrowi Terkowskiemu w try miga awansował do elity. Oni też awansowali, tylko bez wytrąconego talerzyka z sałatką i bez pomocnego Leona Kunickiego, bo on może Kunik, ale na nich by się poznał.
Mokry sen się skończył, bo Włodzimierz Czarzasty, Adrian Zandberg i Robert Biedroń rozsunęli zasłony w sypialni. Zaczęły się więc wściekłość i wrzask – prawie takie jak w rodzinie Compsonów u Williama Faulknera. O ile Cezarego Tomczyka można zrozumieć, bo on zaproszenia na raut nie znajdzie, a nawet gdyby znalazł, raczej nie zostałby wpuszczony, o tyle zastanawiająca jest skala wściekłości Władysława Kosiniaka-Kamysza, Piotra Zgorzelskiego czy Michała Kamińskiego. Do czego się oni sposobili, że się tak potem indyczyli? W każdym razie żądza władzy był przemożna, a balon duży, więc jego przekłucie wywołało prawie eksplozję.
Demokracja ma jednak tę wadę, że ludzi pozbawionych wszelkich cech dystynktywnych pcha ku temu, żeby dystynktywność jakoś posiąść. Najłatwiej w karawanie władzy, bo tam często można być kimś będąc nikim. O tym decyduje uczestnictwo w karawanie. Wystarczy się odróżniać od wielbłąda, choć pewnie wielbłąd byłby elegantszy, a może nawet rozsądniejszy. Taki Sikorski Radosław, pan na Chobielinie, dystynktywność zyskuje właściwie tylko wtedy, gdy powie coś niemądrego. I to go tak motywuje, że już potem mówi wyłącznie rzeczy niemądre. Jak te o porozumieniu Lewicy z rządem w sprawie Krajowego Planu Odbudowy, że to niby taki układ Ribbentrop-Mołotow. Trudno powiedzieć, jakie problemy miał w młodości obecny dziedzic z Chobielina, że Ribbentrop z Mołotowem mu wyskakują przy różnych okazjach. I wyrafinowanie rodem z koszar tudzież stajni (przepraszam konie, a szczególnie jednego).
Wściekłość i wrzask wynikała z tego, że po tym, jak z wielkim trudem wmówiono wielu Polakom, iż w Platformie Obywatelskiej są intelektualiści i niektórzy nawet pod takim kątem spoglądali na Borysa Budkę, Cezarego Tomczyka, Tomasza Siemoniaka czy Izabelę Leszczynę, to gdy Lewica ich zrobiła w bambuko jak dzieci (choć pewnie krzywdzę dzieci, bo one takie jak Budka nie są), to wielu zaczęło się zastanawiać, gdzie ci intelektualiści. I to też jest jeden z negatywnych skutków tego, że ten tam strzelił w bombki. Tak się namęczyli, żeby coś im przypisano, a tu lupa. Takie szkło powiększające, przez które widać to, co niekoniecznie chce się pokazać.
Teraz jest oczywiście masa bełkotu o tym, że nie chodziło o żądzę władzy, tylko o żądzę transparentności, sensowności, efektywności i kontrolowalności środków, które mają być wydawane na podstawie Krajowego Planu Odbudowy. No, ale choinki i bombek to nie zwróci, więc te tłumaczenia są przyjmowane z zażenowaniem i politowaniem. Dziewczynki i chłopcy zrobili dość nieapetyczny striptiz, a teraz udają, że to podmuch z metra podniósł im spódniczki (i nadął kalesony) – jak w „Słomianym wdowcu”. Tylko Marilyn Monroe przez to się nie staną ani jej uroku nie nabędą.
Wszystko to jest smutne i żałosne, bo mamy polityków, których głód władzy jest olbrzymi, natomiast możliwości zaspokojenia tego głodu oscylują gdzieś na poziomie skali Plancka. A jeszcze podczas takich zadym jak z Lewicą oraz Krajowym Planem Odbudowy dochodzi do aktów bezwstydnego obnażania się, przez co już nawet najbardziej krótkowzroczni tracą nadzieję i apetyt. I niby wszyscy wiedzą, jaki jest Budka czy Sikorski, ale łudzą się, że może jednak nie aż tacy. A potem ten tam strzela w bombki i nawet złudzeń już mieć nie można. Okropieństwo.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/548992-budka-sikorski-sienkiewicz-czy-tomczyk-znowu-sie-obnazyli