Strajk Kobiet wyruszył na wojnę z Lewicą. Czy ta się przestraszy i wypełni ultimatum?

W listopadzie liderki „Strajku kobiet” stawiały sprawę ostro. Rząd miał 7 dni na to, żeby wyp*

Po tym, jak rząd upadnie, powinny być wybory, w których wybierzemy sobie Sejm, który będzie głosował tak, jak życzą sobie ludzie

— grzmiała w listopadzie liderka proaborcyjnych protestów Marta Lempart.

Jak wiadomo, rząd się przeraził i by nie rozjuszać pani Lempart ustąpił i odbyły się nowe wybory. Niewykluczone, że niektórym się to tylko przyśniło.

Dziś jednak tzw. Strajk Kobiet ma nowego wroga i stała się nim Lewica, która porozumiała się z PiS w sprawie poparcia dla Krajowego Planu Odbudowy.

W sprawie Lewicy ogłaszamy krótko: wóz albo przewóz. Doba na ogarnięcie się albo zaczynamy ogólnopolską akcję wybijania głupoty z głowy Lewicy

— postraszył na TT Strajk Kobiet.

Trzeba przyznać, że feministki się zradykalizowały, bowiem rządowi dawały siedem dni, a Lewicy dały tylko dobę. Pewnie, gdy następnym razem ktoś podpadnie pani Lempart dostanie na spełnienie żądań tylko godzinę. A oczyma wyobraźni już widzę, jak liderzy Lewicy przepraszają Martę Lempart i proszą o wybaczenie.

Powiedzmy sobie szczerze: jedyne do czego pani Lempart udało się doprowadzić naprawdę szybko, to całkowita kompromitacja zrywu i emocji, które w październiku u dużej części kobiet były prawdziwe. Gdy jednak postanowiła je zagospodarować Marta Lempart doszło do radykalizacji postulatów (aborcja na życzenie, wszyscy wyp* i osiem gwiazdek), dewastacji kościołów, wulgaryzacji protestów (dzieci z proaborcyjnymi hasłami) i jednej wielkiej ulicznej rozróby, co dla większości Polaków okazało się do zaakceptowania. Tzw. Strajk Kobiet szybko stał się wyrazicielem poglądów wąskiej grupy radykałów i sam zepchnął się do narożnika zupełnie się ośmieszając. A występując z kolejnymi żądaniami do kolejnych polityków, pani Lempart pokazuje tylko, że nawet swoje śmieszności nie widzi. Nikt nawet nie musiał nawet dawać jej żadnego ultimatum. Koncertowo „zaorała się” sama.