Dziś już nie da się obronić myśli wybitnego ojca polskiej niepodległości - Romana Dmowskiego. Jego samozwańczy kontynuatorzy, Janusz Korwin-Mikke, Krzysztof Bosak czy Robert Winnicki, skutecznie ośmieszyli idee Narodowej Demokracji, która była kiedyś motorem patriotycznej modernizacji Polaków.
Jeszcze na uniwersytetach, w kręgach akademickich czy w debatach Instytutu Pamięci Narodowej toczą się licytacje na temat wkładu Dmowskiego i Piłsudskiego w siłę międzywojennej Polski. Podczas dyskusji profesora (dziś już świętej pamięci) Janusza Ciska i profesora Mieczysława Ryby z okazji setnej rocznicy odzyskania niepodległości obaj historycy precyzyjnie wymierzali sobie merytoryczne ciosy - czy endecy słusznie potępiali zamach majowy, skoro sami próbowali podobnego przewrotu rękami Mariana Januszajtisa? Albo czy Piłsudczycy nie skompromitowali się wraz z traktatem brzeskim, który - decyzją niemieckich i austriackich patronów Piłsudskiego - odrywał część Królestwa Polskiego oddając go… Ukraińcom? Pytania można by mnożyć.
CIEKAWA DEBATA DO OBEJRZENIA TUTAJ
Bezmyślne kopiowanie treści
Narodowej Demokracji naprawdę można przyznać laury pierwszeństwa w wielu dziedzinach polityki. Nieprzypadkowo to po wysłuchaniu wykładu Romana Dmowskiego Stanisław Wyspiański napisał dramat „Wyzwolenie”, w którym domagał się walki z „maskami” - z narodowymi słabościami: utracjuszostwem, pychą, resentymentami. Roman Dmowski był wizjonerem, który sformułował diagnozę ówczesnej Polski i w bardzo konkretnym kontekście zaproponował rozwiązania: lepiej trzymać ze słabym carem niż silnym cesarzem niemieckim, lepiej pacyfikować Ukraińców, którzy jeszcze się w pełni nie wykształcili jako naród, lepiej znieść podziały stanowe, bo hamują dynamikę i rozwój, jaki płynie od zdeterminowanego, pracowitego chłopstwa. Nieprzypadkowo po stronie Narodowej Demokracji opowiadali się też wolnorynkowi ekonomiści jak na przykład Roman Rybarski czy Adam Heydel, bo w daniu ludziom szans na ryzyko i przedsiębiorczość widzieli możliwość dogonienia skostniałych gospodarek sąsiadów.
Skopiowanie postulatów z roku 1918 na rok 2021 zamienia ówcześnie przenikliwą myśl w karykaturę polityki. Polacy już nie muszą rywalizować o miejsca w radzie miasta Przemyśla z Ukraińcami, a więc po co ta antyukraińskość ruchu narodowego? W imię przeszłości? Przecież Dmowski właśnie potępiał to zapatrzenie w historię kosztem współczesnych realiów, właśnie kazał być Polakom nowoczesnymi i zarzucić płacze nad dawną wielkością i upadkiem - stąd też np. jego krytyka galicyjskich konserwatystów. A dzisiejsza prorosyjskość Korwinów i Braunów? Przecież czym innym było warunkowe poparcie cara Mikołaja II, który musiał zwijać imperium, niż chwalenie Władimira Putina, który imperium chce odbudować. Czym innym była Rosja Pawła Milukowa i Sergiusza Wittego, z którą Dmowski próbował się dogadać, a czym innym Rosja Patruszewa i Ławrowa, której Janusz Korwin Mikke czy Tomasz Sommer dają treści do omawiania w tamtejszych mediach. Czym innym był także wolny rynek po 1918 roku, gdy wyrzucono zaborców z kraju a co innego w imię doktryny wolnego rynku dawać wolną rękę Kulczykom czy Walterom, którzy dorobili się jeszcze w czasach PRL-u, albo oligarchom z Rosji, którzy dla interesów Kremla oddadzą swoje majątki do dyspozycji służb.
To bezmyślne kopiowanie postulatów dawnej endecji przypomina najgłupsze nurty protestanckie, które nakazują czytać Biblię dosłownie, bez kontekstu, dochodząc do wniosków, że ziemia powstała 6000 lat temu, a ludzie żyli w tym samym czasie co dinozaury. Cóż, jeden z ojców współczesnego ruchu narodowego, prof. Maciej Giertych, tak właśnie twierdził, więc może ta łopatologiczna dosłowność tekstu pisanego ma być tym niby spadkobiercom Dmowskiego przytwierdzona na stałe…
Popłuczyny intelektualne
To co najbardziej boli autentycznych czytelników przedwojennych narodowców to chyba przepaść intelektualna między dawnymi a współczesnymi endekami. Nieprzypadkowo w polskich wagonach jadących na konferencję do Paryża siedziała czołówka europejskich intelektualistów. Eugeniusz Romer pouczał geografów z najlepszych uniwersytetów świata, Władysław Konopczyński podsuwał historyczne raporty nie do zakwestionowania, Rybarski licytował się z niemieckimi czy brytyjskimi ekonomistami na dowody co do konieczności przydzielenia Śląska do Polski, no i sam Roman Dmowski - ze słynnym wystąpieniem przed „Wielką piątką”, w której płynnie przechodził z polskiego na angielski, a potem na francuski, bo uznał, że tłumacz jest niebezpiecznie nieprecyzyjny. Nieprzypadkowo Henryk Sienkiewicz czy Bolesław Prus mieli swoje antysocjalistyczne, czy nawet antyPPSowskie powieści - synonimem politycznego intelektu była endecja, a nie frontowi żołnierze od Piłsudskiego.
Druzgocząco wypada porównanie z dzisiejszą „ideową prawicą”. Jeśli Korwin zna angielski i rosyjski, po stokroć słabiej niż Dmowski, to służy mu on do robienia z siebie polaczkowego błazna w rosyjskim programie u publicysty Władimira Sołowiowa, albo polaczkowego wstecznika, który w europarlamencie podkreśla, że kobiety są niższe i mniej inteligentne, więc powinny zarabiać mniej. Rybarskiego czy Heydla zastępuje dziś Sławomir Mentzen, znany z tego, że jest znany, z uśmieszkowatymi ripostami, za którymi kryje się kilka doktryn libertariańskich, ale ani jedno rozwiązanie na poziomie ustaw we współczesnych realiach ekonomicznych. Największymi zasługami Krzysztofa Bosaka, to znaczy najbardziej wyrazistymi punktami w jego biografii, które były szumnie omawiane w mediach - to „Taniec z gwiazdami” oraz ślub i narodziny dziecka. Przywódcom endecji przychodziło zaistnieć czymś innym - nawet bez żon i tańców (Dmowski) pozostawiali po sobie przede wszystkim poważne polityczne traktaty i plany dla Polski, plany, które często odchodziły od sztywnych doktryn, wszak to prawicowy Władysław Grabski potrafił wprowadzać ustawodawstwo życzliwe robotnikom (korwinowcy powiedzieliby: socjalistyczne) albo przygotowywać państwowe projekty inwestycyjne. Żal patrzeć na to, jaki dorobek intelektualny po dzisiejszych „narodowcach” będą komentować następne pokolenia:
Czy poseł Janusz Korwin-Mikke chodzi na Mszę Świętą Wszechczasów? Jakie książki wywarły największy wpływ na życie posła Roberta Winnickiego? Dlaczego poseł Dobromir Sośnierz boi się korzystać z Internetu? Co najbardziej drażni w polskiej polityce posła Michała Urbaniaka?
-to opis jednej z książek, wypuszczonej na rynek przez zaprzyjaźnione z Grzegorzem Braunem wydawnictwo, podsumowujące poglądy posłów „Konfederacji”. To jest współczesny horyzont myślowy narodowej prawicy? Na Cmentarzu Bródnowskim Roman Dmowski się w grobie obraca.
Dmowski nie dałby się wypchnąć na margines
To co jeszcze uderza pomiędzy tradycyjnymi narodowcami, a ich postkomunistyczną wersją to udział w debacie publicznej. Za Grabskimi i Dmowskimi trzeba było nadążać, za tym jak szybko podchwytywali najnowsze wątki światowego dyskursu politycznego. Problem mniejszości narodowych? Internacjonalizacja gospodarki? Nowy ład międzynarodowy? W Polsce to w broszurach endeków mieliśmy pierwsze głosy na ten temat. Nasi narodowcy jawią się jako bieszczadzkie zakapiory z jakimiś magicznymi zaklęciami o maseczkach powodujących grzybicę płuc, albo straszące amerykańskimi żołnierzami. Na złożone problemy ekonomiczne odpowiadają cytatami z XIX-wiecznych traktatów Frederica Bastiata, z poczuciem wyższości ogłaszając, że „zaorali” przeciwnika. I tak oto tarzający się w śniegu Janusz Korwin-Mikke czy porównujący „System Gułag” z „Systemem MacDonald” Grzegorz Braun uważają się za ideowców spod znaku Romana Dmowskiego, z którym dyskutowano na europejskich salonach czy Władysława Konopczyńskiego, którego książki historyczne będą nam służyć jeszcze przez dwieście lat. Tymczasem spośród dzisiejszych narodowców rekrutują się nie elity uniwersyteckie, ale sympatycy separatystów z Donbasu, reżimu Łukaszenki i „katechona” Putina. Tak zadaje się cios żywotnej kiedyś idei narodowej - nawet prof. Jan Żaryn, stojący na czele państwowego instytutu wolał do patrona Romana Dmowskiego dodać jeszcze Ignacego Paderwskiego, bo sam Dmowski wygląda dzisiaj - dzięki „Ruchowi Narodowemu” - dość karykaturalnie.
Dawni narodowcy nie żyli problemami abstrakcyjnymi, sięgali po konkretne diagnozy i recepty na miarę swoich czasów - czasem błędne, darwinistyczne, czasem zdecydowanie przesadne. Zresztą w II RP Narodowa Demokracja zaczęła się stopniowo degenerować, a i Pan Roman z autora politycznych analiz przedzierzgnął się w słabego powieściopisarza tropiącego masońskie spiski. Problem polega na tym, że obecne elity Ruchu Narodowego nie zaczęły obniżać poziomu, bo nigdy nie wystartowały ponad zestaw bezmyślnego kopiowania tych treści, które już dziś nie pasują do rzeczywistości. Bycie politycznym narodowcem sprowadzili do politycznego zadęcia, obrażania się na rzeczywistość i powtarzania kilku cytatów z przeszłości. Za powiedzeniem, że jest się Polakiem, więc ma się obowiązki polskie, stoi jedynie nieuprawnione poczucie wyższości i znajdowanie zrozumienia dla kolejnych politycznych akrobacji liderów Konfederacji.
„Ideowa prawica” ma prawo uprawiać dowolną politykę, nawet taką, z której korzysta rosyjska propaganda. Szkoda tylko prawdziwych zasług dawnej Narodowej Demokracji, na które cień rzucają ich samozwańczy następcy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/548393-kto-pogrzebal-pana-romana