75 minut konferencji Platformy Obywatelskiej, na której przedstawiano program „Bezpieczna Polska” to głównie popis tak wielkiej indolencji, jakby człowiek oglądał licealną debatę oksfordzką na temat wyższości sernika nad szarlotką, ale przemówienie Radosława Sikorskiego na tym tle mocno się wyróżnia. Było polityczne, konkretne i zdradzało o jakiej Polsce śnią liberalne elity, gdy już szósty rok są odsunięte od władzy.
CZYTAJ TAKŻE:
Restauracja liberalizmu? Tak, ale ze wszystkimi konsekwencjami
Przemówienie Sikorskiego należy najpierw oczyścić z przejawów jego skrajnego narcyzmu oraz liberalnego doktrynerstwa. Trzeba jednak pamiętać, że poprzez osobiste kontakty, przez pozycję publicystyczną jego małżonki, a także poprzez traktowanie stanowiska Ministra Spraw Zagranicznych jako prywanego królestwa Sikorski stał się postacią obecną już nie tylko na polskich, ale i na zagranicznych salonach. Gdy więc mówi co o Polsce myśli Zachód - to wie co mówi, gdy opowiada o apetytach liberałów - zna się na rzeczy. Możemy też być pewni, że to przemówienie zostało starannie przemyślane, bo już w swojej książce sprzed trzech lat („Polska może być lepsza”) dyplomata zdradził jak wiele czasu podczas ministerialnej pracy poświęcał szlifowaniu swoich wykładów, jak potrafił zaangażować kierownictwo poszczególnych departamentów w dostarczanie mu treści, odpowiednich cytatów, następnie recenzowaniu każdego słowa. W każdym zdaniu Sikorskiego, 80% treści ma pokazywać jego wielkość, a reszta gdzieśtam odnosi się do rzeczywistości.
Narcyzm
To dlatego tyle opowiadał o Partnerstwie Wschodnim czy swojej podejrzliwości wobec Rosji - bo choć osobiście w takie kierunki polityk PO był osobiście bardzo zaangażowany, to nie przełożył tego na faktyczną politykę państwa polskiego. Tyle że Sikorski nie umie rozróżnić siebie od ministerstwa, bo skoro on „chciał” odrywać Europę Wschodnią od Rosji i on „nie wierzył Putinowi”, to nie zauważył „rosyjskiego człowieka w Warszawie” czyli Donalda Tuska, uniżonych wizyt Sławomira Nowaka w Moskwie, oddania śledztwa smoleńskiego, haniebnej niemocy podczas wojny ukraińsko-rosyjskiej, kompromitującej umowy gazowej, zapalania zniczy pod pomnikami Armii Czerwonej czy szkolenia dla Państwowej Komisji Wyborczej, które przeprowadzono w Moskwie (!) u znanego rosyjskiego fałszerza wyborczego, szefa Centralnej Komisji Wyborczej, Władimira Czurowa.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Tusk grał na Rosję, teraz woli tego nie pamiętać
Nie winiłbym Radka Sikorskiego za tę ślepotę, on naprawdę mógł nie dostrzec spraw, które mu podlegały, ale które nie dotyczyły jego samego, poklepywania po ramieniu, pozowania do zdjęć ze światowymi przywódcami. Narcyzm to dolegliwość poważna, nie wolno karać chorego.
Liberalne doktrynerstwo
Dalej trzeba oczyścić przemówienie Sikorskiego z wyznania wiary, z tego nierównego traktowania liberałów i reszty świata, gdzie eurosceptyków z Wielkiej Brytanii nazwał „nacjonalistami”, Polskę krajem „autorytarnym”, a prorosyjskie sympatie Salviniego czy Orbana za haniebne wobec tych rozumnych prorosyjskich sympatii Angeli Merkel czy Emanuela Macrona. W kontekście zbliżenia polsko-amerykańskiego z czasów Donalda Trumpa Sikorski powiedział, że
ramię w ramię z altprawicą Polska miała być państwem frontowym rzekomej wojny cywilizacyjnej.
Ten liberalny paternalizm, w którym z góry nie uznaje się walki wartości, kryzysu Zachodu, nie widzi się walki cywilizacyjnej czyli rywalizacji dwóch wizji człowieka i wspólnoty w Europie i USA, to typowa salonowa buta i lekceważenie silnego nurtu konserwatywnego, który przeciwnicy wolą wyzywać od „faszystów” czy „altprawicy”. Zawsze gdy w polityce prawicowej pojawia się słowo sceptycyzmu wobec polityki Brukseli, z ław Platformy Obywatelskiej i jej satelitów podnosi się wrzask paniki. Blokowanie dyskusji nad kształtem Unii Europejskiej pod szantażem rozpadu Zachodu czy Polexitu to właśnie to prymitywne doktrynerstwo, usprawiedliwiające ignorancję liberałów.
Skandaliczne jest porównywanie Polski do Rosji, co wyraża nawet w swojej wypowiedzi jeden z rosyjskich opozycjonistów, którego wypowiedź jest wyemitowana podczas konferencji. Podobnie połajanki ze strony antyOrbanowego burmistrza Budapesztu, Gergely’ego Karácsony’ego, który gani Polskę za brak demokracji, są niestosownym kwestionowaniem wolnego wyboru władzy w naszym kraju. Czyli Platforma Obywatelska już bije brawo nie tylko premierowi Holandii czy europosłom, wyzywającym Polskę, teraz zachwyca się burmistrzem jednej ze stolic, a jutro? Merowie francuskich miasteczek będą nas uczyli historii?
CZYTAJ TAKŻE:
Francuskiej filozof ostrzeżenie przed liberalizmem
Liberałowie mają konserwatystów za podludzi, podpierają się badaniami
Czego chce Sikorski?
Polska jak tlenu potrzebuje odpowiedzialnej, spójnej i zwinnej polityki zagranicznej. Jakie strategiczne cele powinnismy sobie stawiać? (…) 1.Wejście do grupy trzymajacej władzę w UE. Rządząca prawica straszy unią i twierdzi, że jest zagrożeniem dla suwerenności. Owszem, część suwerenności łączymy z innymi państwami europejskimi, ale w zamian otrzymuje większe bezpieczeństwo i większe wpływy na arenie międzynarodowej. Lepiej zintegrowana Unia to nie zagrożenie dla naszej niezależności i bezpieczeństwa, to narzędzie do ich obrony. Najlepsze jakie mamy. Czy naprawdę chcemy być tak suwerenni, jak byliśmy w sierpniu 1939 roku? 2.Współkierowanie polityki wschodniej UE. (…) 3.Wejście do grupy G20, czyli forum współpracy największych gospodarek, który może kiedyś odegrać rolę dyrektoriatu całego globu. (…)
-mówił Sikorski. W punkcie trzecim niechcący więc przyznał, że polska gospodarka jest w dobrej formie, w punkcie drugim zapomniał, że polityka wschodnia UE polega na dogadywaniu się z Putinem i budowaniu NordStream 2, ale punkt pierwszy jest już konkretną deklaracją ideową. Sikorski chce powrotu Polski do głównego nurtu Unii Europejskiej, czyli transformacji wspólnoty zgodnie z wytycznymi Brukseli, do „lepiej zintegrowanej Unii”, w której ministrowie III RP znów będą pozowali do zdjęć, pili drogiego szampana na bankietach i wygłaszali górnolotne przemówienia. Bo Sikorski, mówiąc o sukcesach Polski z czasów Platformy Obywatelskiej, mówiąc o pozycji RP w świecie, nie wspominał o konkretnych korzyściach dla kraju, ale przyznał, że po prostu… milej się o nas mówiło.
Nadal mamy szansę powrotu do bycia postrzeganym jako kraj dynamiczny z ogromnym potencjałem.
To podobanie się salonom Europy jest motywem wszystkich przemówień Radka Sikorskiego ostatniej dekady, ta zapalczywość neofity, zwesternizowanego Polaka, który zapewnia Zachód, zresztą wraz z małżonką, z jakiego beznadziejnego kraju pochodzi, który oni, zarządcy nowej Polski, starają się cywilizować.
I co to za wzmianka o sierpniu 1939 roku? Że sojusz z Zachodem był złym rozwiązaniem, a sprzeciw wobec totalitaryzmów niepotrzebny? Słabo to się klei z liberalną doktryną, za to klei się z Zychowszczyzną jako nową odsłoną pedagogiki wstydu i podkreślania jałowości polskich wysiłków na przestrzeni stuleci - bo Sikorski dodatkowo obśmiewał dawną ideę jagiellońską, jak i współczesne Trójmorze, opowiadając o mitycznych wpływach Polski na wschodzie w czasach JEGO Partnerstwa Wschodniego. Przy opisie Polski po odsunięciu PiS od władzy Sikorski znowu zdradza, że chodzi o przypochlebianie się silniejszym:
To dopiero warunki wstępne do tego żeby partnerzy Europy uwierzyli, ze jesteśmy wiarygodnym podmiotem a nie krajem na ścieżce wyjścia z Unii.
Sikorski zapowiada rządy Unii Europejskiej. „Nowy styl życia”
Anegdota jak to Sikorski pouczał Amerykanów przypomina słynne i memogenne wspominki Lecha Wałęsy, jak to on doradził Trumpowi start w wyborach prezydenkich.
Podczas niedawnej wizyty w Stanach Zjednoczonych, powiedziałem tamtejszym mediom, że prezydentura Donalda Trumpa, była dla amerykańskiej demokracji jak zawał serca. A co trzeba zrobić po zawale serca? Trzeba zmienić styl życia.
-mówi Sikorski. I to najważniejszy sygnał z wystąpienia byłego ministra.
Amerykanie chyba to zrozumieli. Polska demokracja wciąż jest w trakcie rozległego zawału. Kiedy wreszcie złapiemy oddech, my także będziemy musieli się zmienić.
-słyszymy. Polityk zapowiada także:
wyeliminowanie wszelkich naruszeń praworządności oraz prawa europejskiego, wytknięte Zjednoczonej Prawicy przez Radę Europy, Komisję Europejską oraz TSUE.
-deklaruje były minister jako priorytet polityki Platformy Obywatelskiej po przejęciu władzy. „Zmiena stylu życia” i dostosowanie się do „wszelkich” wytycznych unijnych eurokratów? Bezdyskusyjne wprowadzanie unijnych rozwiązań, nawet tych kontrowersyjnych, nawet tych nieustalonych jeszcze (stworzenie legionu europejskiego), przy jednoczesnym podsumowaniu polskich aspiracji jako bezsensownych, przy tym konsekwentnym serwilizmie wobec zachodnich salonów i mitomanii własnych wpływów? Polska ma być za liberałów poklepywana po ramieniu, a za konserwatystów może ją pouczać nawet burmistrz Budapesztu?
Uznanie innych, instrukcje z Zachodu, narzucenie Polsce „nowego stylu” demokracji - oto marzenia PO.
Rządy Zjednoczonej Prawicy pozbawiły liberałów nie tylko dostępu do stanowisk, władzy i pieniędzy. Dla niektórych, w tym dla Radosława Sikorskiego, najbardziej bolesne jest odcięcie od blasków fleszy, zagranicznych delegacji, wstępów do najważniejszych gabinetów świata. Chłopaki z Platformy stracili rzecz dla nich najważniejszą - zabawki z piaskownicy, którymi można było imponować kolegom na własnym podwórku, i uznania za swoich przez kolegów z podwórka sąsiedniego. Bo przecież polityką w kraju zajmował się wtedy kto inny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/548353-jak-sikorski-i-platforma-wylecza-polske-z-zawalu-serca