No i guzik! Nie ten historyczny guzik od togi sędziego Igora Tulei, który trafił do muzeum w Łowiczu, choć i ten jest ważny. No i guzik z uzyskaniem przez sędziego Tuleyę statusu męczennika i herosa jednocześnie.
Herosem już oczywiście jest. Ale męczennikiem nie został, gdyż sędzia Izby Dyscyplinarnej Sadu Najwyższego, Adam Roch, uznał, że niestawianie się na wezwania prokuratury przez Igora Tuleyę nie wystarcza, żeby ciupasem go tam dostarczyć, czyli ograniczyć jego wolność.
Igor Tuleya wiedział wcześniej, że będzie odwrotnie niż zdecydował sędzia Roch. A jego kolega Krystian Markiewicz, przy okazji szef sędziowskiego stowarzyszenia Iustitia, gładko skomentował orzeczenie sędziego Rocha jako przygotowane mu na karteczce przez wiadome siły. Trudno powiedzieć, jakie doświadczenia ma sędzia Markiewicz z takimi karteczkami, skoro dopuszcza takie funkcjonowanie niezawisłych sędziów. W każdym razie sprawa się rypła i nie było łatwo tłumaczyć wielkiego zwycięstwa Igora Tulei. Faktycznie wielkim zwycięstwem byłaby przecież zgoda sądu na zabranie go ciupasem do prokuratury.
Wielki heroizm i martyrologię sędziego Igora Tulei trochę osłabiał cyrk, jaki robił on wokół zarzutów prokuratury, że prowadził jawną rozprawę, podczas gdy nie powinien tego robić. Wyglądało to tak, jakby nie chodziło o poważnego sędziego, mającego 50 lat, tylko nastolatka, który zachowuje się infantylnie, a przede wszystkim lansiarsko. Od kiedy Igor Tuleya pojawił się na cyklicznej imprezie Jerzego Owsiaka, zaczął dbać o stylówkę gwiazdy pop-rocka i takież zachowanie, natomiast utracił całą powagę sędziego.
Bywają oczywiście sędziowie gwiazdorzący, ale od przedstawicieli tego zawodu wymaga się przynajmniej tego, żeby nie pajacowali. Dla sędziego Tulei najwyraźniej okazało się to wymaganie nadmierne, co na imprezach Jerzego Owsiaka dotyka sporej grupy specjalnych gości, a szczególnie mocno dotknęło to gen. Mirosława Różańskiego, kiedyś (trudno w to uwierzyć, ale to fakt) był dowódcą generalnym rodzajów sił zbrojnych. Skoro zaczął gwiazdorzyć Tuleja, zaraz dołączyli do niego sędziowie Krystian Markiewicz, Bartłomiej Przymusiński, Piotr Gąciarek, Paweł Juszczyszyn, Beata Morawiec czy Waldemar Żurek.
Każdy gwiazdozbiór musi mieć największą gwiazdę i do tej roli wytypowano Igora Tuleyę. Bo z Warszawy. Bo stylówka. Bo wędrówki po mediach. Bo głośne wyroki. Bo odpowiedni poziom narcyzmu i lansu. Brakowało tylko męczeństwa. No i ono się pojawiło w postaci zarzutów, zgody Izby Dyscyplinarnej na pociągnięcie do odpowiedzialności i wezwania do prokuratury, które Igor Tuleya bohatersko olewał. Finałem, wielokrotnie zapowiadanym i wyczekiwanym, miało być przyjście siepaczy o szóstej rano. Zapewne gotowy był scenariusz stosownego wierzgania, wydzierania się i repertuar męczeńskich min.
Niestety decyzją sędziego Adama Rocha siepacze na razie nie przyjdą po Igora Tuleyę, choć on codziennie był gotowy, spakowany i stosownie płytko sypiający. Herosem i męczennikiem nie przestaje jednak być, tym bardziej że tak wiele w tę rolę zainwestował i uzyskał naprawdę imponujące rezultaty, gdy chodzi o techniki aktorskie. Można się zastanawiać, jak to wszystko wpłynie na odbiór sędziego Tulei na sali sądowej – przez wszystkich uczestników przewodów sądowych, bo jednak ten cyrk wszystkim wbił się głęboko w pamięć. I mogą się zastanawiać, czy po takiej przemianie można jeszcze funkcjonować w roli sędziego. Przykład gen. Różańskiego pokazuje, że np. w jego wypadku byłby niemożliwy powrót na dowódcze stanowiska.
Można uważać, że niepotrzebnie robię tu sobie jaja, gdyż sprawa niezawisłości sędziowskiej i gwarancji wolności sędziów jest wyjątkowo ważna. Że to nie jest temat do śmichów-chichów. Tylko jak zachować powagę i pamiętać o tych wszystkich ważnych zasadach, gdy coraz większa grupa sędziów, kolegów Igora Tulei, robi cyrk i bardziej wygląda na część świata rozrywki niż sądownictwa. I robią to w tak infantylnych formach, że naprawdę trudno jest traktować ich poważnie. A to istotny problem, bo przecież do sądu nie chodzimy dla zabawy i nie po rozrywkę.
Gdy sędzia Monika Ciemięga z Sądu Rejonowego w Opolu z całą powagą publicznie ogłosiła, że „guzik z togi sędziego Tulei jest w Muzeum Guzików w Łowiczu”, granica cyrku i żenady została przekroczona. Sędzia Ciemięga dodała, że „ten guzik już do niego [Igora Tulei] nie wróci, ale nie mam wątpliwości, że pan sędzia założy jeszcze togę i zrobi to co umie najlepiej, to co jest jego pasją i jego misją”. I tu się zaczyna prawdziwy problem. Nie chodzi wszak o formalne i prawne kwestie funkcjonowania Igora Tulei w sądownictwie, tylko o to, jak będzie traktowany w todze, z łańcuchem i w sądzie.
Cyrku już nie da się „odzobaczyć”. Nie da się zapomnieć o tych wielkich pokładach infantylizmu, które obserwowaliśmy, o tym funkcjonowaniu w roli gwiazdora pop-rocka, a nie sędziego. I jeszcze ten guzik w muzeum jako kropla przelewająca czarę. Nie sposób też nie zapytać, jak funkcjonowanie w roli herosa i męczennika (wszystko jedno, w jakich kostiumach i scenografii), działającego na zapotrzebowanie opozycji, wpłynęło na niezawisłość, a nawet na elementarną rzetelność sędziego. Czy od tych wszystkich uwikłań, ról i póz można się będzie w ogóle oddzielić, bo o odcięciu raczej trudno mówić. I od tej guzikowej śmieszności, a wręcz żenady. W każdym razie wygląda to fatalnie i nie rokuje dobrze Igorowi Tulei (podobnie jak jego sędziowskim groupies) w roli tylko sędziego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/548242-igor-tuleya-jako-sedzia-nie-bedzie-wiarygodny