Wyobraźmy sobie, że w Polsce powstaje ustawa, zgodnie z którą premier Mateusz Morawiecki przedstawia prezydentowi Andrzejowi Dudzie kandydatów na sędziów i to bez pozytywnej opinii Krajowej Rady Sądownictwa
– mówi w rozmowie z portalem Polityce.pl prof. Genowefa Grabowska, który oceniała dzisiaj orzeczenie TSUE ws. Malty.
wPolityce.pl: Dzisiejsze orzeczenie TSUE oznacza, że władza wykonawcza może mieć jednak wpływ na fakt powołań lub nominacji sędziowskich. Premier Malty może więc, w określonych okolicznościach, wskazywać kto może zostać sędzią.
Prof. Genowefa Grabowska: Ja odebrałam to orzeczenie jako wielką niekonsekwencję w samym Trybunale. TSUE twierdził wcześnie, że rozdział między władzą sądowniczą, ustawodawczą i wykonawczą musi być klarowny, pełny i bez wpływu jednej władzy na inną. W przypadku tego orzeczenia, ta zasada została zarzucona. Tu mamy pozwolenie na to, by te władzy się mieszały, a władza wykonawcza miała wpływ na sądowniczą. W naszym odczuciu, po naszych kontaktach i doświadczeniach z Trybunałem, jest to sytuacja kuriozalna. Wyobraźmy sobie, że w Polsce powstaje ustawa, zgodnie z którą premier Mateusz Morawiecki przedstawia prezydentowi Andrzejowi Dudzie kandydatów na sędziów i to bez pozytywnej opinii Krajowej Rady Sądownictwa.
Słyszelibyśmy wtedy o „zabijaniu” trójpodziału władzy.
Nie wyobrażam sobie akceptacji dla takiego rozwiązania w Sejmie. My z podziałem władz poszliśmy o niebo dalej niż Malta i samo orzeczenie TSUE.
A nie ma pani profesor wrażenia, że to orzeczenie kierowane jest do Niemiec, gdzie wpływ czynnika polityczny na wybór sędziów jest o wiele większy niż w systemie polskim?
Zdecydowanie tak. W Niemczech nie ma żadnego oporu, by z fotela parlamentarzysty, czy wiceszefa partii politycznej, przeskoczyć na stołek w wymiarze sprawiedliwości. Taką praktykę stosuje się tam od dawna i jest ona oficjalnie akceptowana. Taka osoba musi mieć nominację partyjną, by zostać parlamentarzystą, a następnie przejść do Trybunału. Nie oszukujmy się, tak się dzieje i działo zawsze. Tak się działo także w Polsce, gdzie to partie polityczne rozdzielały miejsca w TK. To oburzenie, że w TK działa zasada polityczne przy wybieraniu sędziów, jest oburzeniem fałszywym. Inaczej było przy wyborze sędziów powszechnych. Kiedy do sądownictwa powszechnego wchodzi element nominacji politycznej, to sytuacja jest inna. Zgodnie z orzeczeniem TSUE, kandydat musi się wykazać niezawisłością i niezależnością. Na Malcie ocenia to specjalna komisja, która działa od niedawna. Naszym odpowiednikiem tej komisji jest Krajowa Rada Sądownictwa. KRS zgłasza jedynie kandydata więc ta droga jest krótsza niż w przypadku Malty. Wniosek z KRS płynie od razu do prezydenta ( na Malcie trafia wcześniej do premiera. - red.)
Można więc powiedzieć, że nasza droga jest bardziej demokratyczna.
Tak i zgodna z nasza konstytucja. Tymczasem na Malcie mamy jeszcze po drodze władze wykonawczą. Komisja oceniająca niezależność sędziów kieruje wniosek do głowy egzekutywy (premiera - red.) i dopiero ten organ kieruje kandydatury do prezydenta. Co więcej, TSUE nie przeszkadza nawet sytuacja, w której nie ma opinii komisji sędziowskiej dla danego kandydata. A to może się zdarzyć. TSUE mówi więc o tym, że premier musi uzasadnić swoją decyzję.
Wystarczy samo uzasadnienie?
Tak i podanie do wiadomości. Prześmiesznie to sformowano, że premier może podjąć decyzję o rekomendowaniu kandydata, którego nie rekomenduje komisja, ale musi podać powody swojej decyzji, w szczególności do wiadomości władzy ustawodawczej. Ma podać tylko powody.
No to jak to się dzieje, że prerogatywa polskiego prezydenta oraz działania Krajowej Rady Sądownictwa budzą tyle wątpliwości wśród sędziów TSUE. Przecież nasz model powołań sędziowskich jest o wiele mniej upolityczniony.
Na Malcie mamy do czynienia z silnym uzależnieniem władzy sądowniczej przez osobę premiera. Gdy w poprzednich rozwiązaniach polskich mieliśmy do czynienia z większym umocowaniem ministra sprawiedliwości, to pamiętamy jaki to wywołało hałas w TSUE. W przypadku Malty tego nie ma. Mały kraj, mniejsze problemy? Przypuszczam, ze tamtejsze środowisko sędziowskie przyjęło to rozwiązanie ze zrozumieniem. Tymczasem u nas środowisko sędziowskie chciałoby uczestniczyć w legislacji i mam wrażenie, że chciałoby określać jak ma wyglądać cały wymiar sprawiedliwości.
Mamy uchwałę stowarzyszenia „Iustitii”, którego przedstawiciele domagają się wręcz wyrzucenia niemal tysiąca sędziów na bruk. Wszystko z powodu faktu, że opiniowała ich KRS, a prezydent Andrzej Duda ich powołał.
Nie chcę mówić o „związkach zawodowych sędziów”, które nie są umocowane konstytucyjnie, gdyż powoływane były dla zupełnie innych celów i zadań, a dziś są elementem polskiego sporu politycznego. Ten spór psuje nam sądownictwo nie tylko na dziś, ale na lata. Efekt jest taki, że nie szanujemy naszych sądów.
Jak orzeczenie TSUE wpływać będzie na przyszłość?
Chciałabym, by Trybunał w Luksemburgu miał jednolite orzecznictwo w tych kwestiach. To jest wyrok, a nie jedynie opinia Rzecznika Generalnego TSUE. To nie może być inna linia wobec Niemiec, Malty, czy Hiszpanii. Chodzi o ujednolicenie prawa w całej Unii Europejskiej, ale nie tylko. TSUE pewnie uwzględni fakt, iż organizacja wymiaru sprawiedliwości jest sprawą narodową, ale ocena tej organizacji, jeżeli już jest dokonywana, to musi być według tych samych kryteriów. Nie chciałabym, by w Trybunale powtórzono to co słyszeliśmy ze strony Komisji Europejskiej, iż istnieją kraje, którym wolno jest więcej, a innym mniej. Byłoby niedobrze, by ten podział przeniósł się do TSUE.
Rozmawiał Wojciech Biedroń
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/547820-nasz-wywiad-prof-grabowska-o-wyroku-tsue-ws-malty