Kolejny raz okazało się, że zdaniem wielu lewicowych środowisk, choć były niemiecki obóz zagłady Auschwitz leży na polskiej ziemi, to władze Rzeczypospolitej nie powinny się nawet do tego strasznego miejsca. No, co najwyżej mogą - w imieniu tak ciężko doświadczonego narodu - zaakceptować rzekomą polską współodpowiedzialność za niemieckie fabryki śmierci.
Ataki na premier Beatę Szydłą, które premier Piotr Gliński powołał w skład Rady Muzeum Auschwitz - ciała doradczego, które ma czuwać nad realizacją celów muzeum - są tego typu komunikatem. Mówią nam tak: Polska w sprawie Auschwitz ma siedzieć cicho, i co najwyżej płacić na utrzymanie tej straszliwej spuścizny niemieckiej okupacji. I ma też nie mówić o kontekście tego, co działo się w czasie II wojny światowej, w czasie Holocaustu. A tym kontekstem były przecież polskie cierpienia. One psują absurdalną, coraz bardziej zakłamaną opowieść o „nazistach niewiadomego pochodzenia”, rzekomo pomagającej im ochoczo miejscowej ludności, i o „pełnych milczącego współczucia” niemieckich żołnierzach.
Wyrywanie Auschwitz z kontekstu polskiego losu to proces, który ma ułatwić manipulowanie historią, i swobodne, oderwane od wojennych realiów, rozdzielanie win.
Auschwitz - zanim powstała fabryka śmierci w Birkenau - był przecież obozem koncentracyjnym dla Polaków, w którym mordowano nie gazem, ale również bardzo skutecznie: głodem, chorobami, pracą, fenolem, egzekucjami. Auschwitz powstał po to, by Polaków zastraszyć - i w Małopolsce, na Śląsku, i w innych regionach; jego zła sława niosła się szeroko. Auschwitz stanowił wreszcie wielką próbę dla Polaków mieszkających w pobliżu, z której wielu wyszło zwycięsko.
Wicepremier Piotr Gliński podkreśla, że nominował Beatę Szydło do Rady jako osobę o dużym formacie politycznym, z wielką wrażliwością społeczną, cieszącą się wysokim społecznym zaufaniem, ale także jako osobę „wywodząca się z Ziemi Oświęcimskiej, której rodzina od lat zamieszkuje w bezpośrednim sąsiedztwie terenu dawnego obozu”. I to jest w tej sprawie niezwykle ważny, kluczowy wątek. Bo Beata Szydło nie raz i nie dwa zabierała głos w sprawie Auschwitz właśnie z perspektywy społeczności mieszkającej wokół obozu. W zeszłym roku odsłoniła np. tablicę poświęconą kolejarzom, którzy „poświęcali życie, by wspierać i ratować więźniów obozu”;
Pamiętając o tej strasznej historii tego miejsca, które jest tu obok – Auschwitz Birkenau – żebyśmy pamiętali o ludziach, którzy tutaj żyli, mieszkali, którzy cierpieli, pomagali, często bali się, ich życie było zamienione w piekło. Ta tablica, którą dziś będziemy odsłaniać, która upamiętnia kolejarzy, którzy poświęcali swoje życie, by wspierać i ratować więźniów jest symbolem, który pozostał ku pamięci przyszłych pokoleń
— mówiła była premier.
Dzisiaj jest dzień, w którym wspominamy pierwszy transport do obozu Auschwitz. Ten dzień staramy się od wielu lat mocno upamiętniać, by ta prawda o Polakach, którzy zginęli w Auschwitz – o Romach, o Żydach i wszystkich, którzy zginęli, nigdy nie zaginęła i wybrzmiała
— podkreśliła.
Z okazji rocznicy wyzwolenia Auschwitz tak mówiła o doświadczeniach swojej społeczności:
To był mroźny dzień. Tak jak wszystkie styczniowe dni tamtego roku. Różnił się jednak od poprzednich. Nad okolicą nie unosił się słodkawy zapach palonych ludzkich ciał, niebo nie było spowite żółtawą poświatą. To był dzień 27 stycznia 1945 roku. Około godziny 15.00 brama otworzyła się i w wyzwolonym obozie świat zobaczył ogrom zbrodni, o której dotąd nie chciał słyszeć
— opisuje Beata Szydło.
Urodziłam się w Oświęcimiu, 18 lat później. Historię tamtego dnia poznałam z opowiadań moich bliskich, którzy na tej Ziemi żyli od pokoleń, z relacji tych, którzy przeżyli z jednej i drugiej strony obozowych drutów. Szkolne czasy wypełnione spotkaniami z byłymi więźniami, wizytami w muzeum z okazji rocznic, niejako zasymilowały nas z tą tragedią. Wspomnienia ludzi, którzy mierzyli się przez lata wojny z obozową rzeczywistością, tych, którzy byli w „lagrze” i tych, którzy żyli w jego cieniu były jakże odmienne. Miały jednak coś wspólnego. Łączył je mrok, który nawet w słoneczne dni unosił się po obu stronach
Premier Beata Szydło historię Auschwitz zna więc doskonale, i to nie tylko z książek. I wniesie do prac Rady coś bardzo cennego: perspektywę lokalnej społeczności, na którą spadła potężna trauma. Przecież ci, którzy patrzyli na wielką tragedię europejskich Żydów, którzy nieśli taką pomoc, na jaką było ich stać, a często nawet większą, i którzy sami żyli w stanie ciągłego zagrożenia życia, też są częścią tej historii, też są ważnymi świadkami niemieckiej zbrodni. To zresztą nie tylko historia: Oświęcim, stare polskie miasto, przez wieki będzie musiało żyć z tym strasznym, niezawinionym „dziedzictwem”. I ma prawo do swojego głosu w Radzie Muzeum. Trudno znaleźć osobę bardziej odpowiednią do jego wyrażania niż Beatę Szydło.
I na koniec jeszcze jedna uwaga. Oto Agnieszka Magdziak-Miszewska, była ambasador Polski w Izraelu, twierdzi, że Beata Szydło „od dawna chciała zastąpić Piotra Cywińskiego na stanowisku dyrektora Muzeum Auschwitz-Birkenau”. Mówi to bez żadnych podstaw. To jest po prostu kłamstwo. Beata Szydło ma zapewne swoje plany życiowe, polityczne, ale trzeba wyjątkowo złej woli, by twierdzić, że marzy o kierowaniu placówka muzealną, choćby tak istotną jak Muzeum Auschwitz. Poza tym jest zbyt dobrym politykiem, by nie zdawać sobie sprawy, że byłby to pomysł co najmniej nierealny.
Wypowiedź Agnieszki Magdziak-Miszewskiej to nic innego jak małostkowa próba upokorzenia, poniżenia byłej premier. Próba nie udana, ale bardzo charakterystyczna dla sposobu postępowania części lewicy. To są po prostu ludzie niezwykle brutalni, bardzo bezwzględni w walce z ludźmi, których uznają za politycznego przeciwnika.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/547566-dlaczego-tak-atakuja-powolanie-b-szydlo-do-rady-auschwitz