„Albo się porozumiemy, albo w ciągu roku czekają nas wcześniejsze wybory” - stwierdził Jarosław Gowin w rozmowie z „Super Expressem”. Sam przy tym nawiązał do swego „heroizmu” sprzed roku, gdy gotów był porzucić rząd w proteście przeciwko korespondencyjnej formie wyborów prezydenckich. Mówiąc bez ogródek, głupie to było, napsuło wiele krwi, a przyczyniło się jedynie do sondażowego wywindowania paru postaci z wówczas nieistniejącą partią w rozumie. Ale szef, o ironio losu!, Porozumienia w nazwie, nie stał się przez to ani ważniejszy, ani nie zyskał na zaufaniu u wyborców, wręcz przeciwnie. Co należy przypomnieć, spowodowane pandemią wybory korespondencyjne odbywały się już wówczas za Odrą i nie tylko, i nikt z tego powodu nie darł szat. Jarosław Gowin darł. Jego rzecz. Teraz ma się za poszkodowanego i szykanowanego:
„Nie mam wątpliwości, że próba obalenia legalnych władz Porozumienia była zemstą za moją postawę sprzed roku. (…) Wszystkim, których uważam za współodpowiedzialnych za nieudany zamach polityczny na mnie, powiedziałem to w cztery oczy. Sprawę uważam za zamkniętą”.
Skoro uważa za zamkniętą, to po co do niej wraca? I w jakim celu uwypukla, że „w ostatnim czasie naturalne różnice między koalicjantami i politykami tworzącymi koalicję przekroczyły masę krytyczną”? Jakież to różnice, czyżby tak fundamentalne, że niech szlag trafi tę koalicję i niech opozycja weźmie władzę, skoro rządzący jej ją podają niemal na tacy, i niech wywróci do góry nogami całą z mozołem realizowaną „dobrą zmianę” w polityce wewnętrznej i zagranicznej? A do zrobienia jest jeszcze wiele, vide ostatnie, absurdalne, stricte polityczne decyzje sądów odnośnie do wykupu polskich mediów przez Orlen od Niemców, którzy mieli ogromny i wciąż mają duży wpływ na kształtowanie opinii publicznej w naszym kraju, czy wypuszczenie na wolność podsądnych, że wspomnę jedynie Sławomira Nowaka czy wcześniejsze Stanisława Gawłowskiego - ergo, niedokończoną reformę sądownictwa. Zadań jest całe mnóstwo, z już podjętymi i zamierzonymi inwestycjami włącznie.
Jeśli szef Porozumienia jest naprawdę za porozumieniem, to musi zdawać sobie sprawę, że jest - przy całym należnym mu szacunku – przystawką, że ogon nie może machać psem. I będzie tylko przystawką, nawet jeśli udałoby mu się przekroczyć próg w wyborczy w przyspieszonym terminie, co jest wielce wątpliwe, a jego ugrupowanie skorzystałoby z którejś – jak to ujął prezes Gowin - „znacznie szerszych możliwości koalicyjnych”. To ostatnie brzmi nie tylko jak szantaż, lecz jak wyprzedaż celów Zjednoczonej Prawicy i zdrada wobec jej wyborców. Zagrywki Jarosława Gowina, wicepremiera i ministra rozwoju (czyżby te funkcje były dowodem lekceważenia przez PiS?), nie służą spójności w obozie władzy, a wręcz ją podminowują. Czy o to chodzi…?
To samo dotyczy ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, prezesa Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry. Jak wypalił bez ogródek członek tego ugrupowania, europoseł Patryk Jaki, „ziobryści” nie poprą ratyfikacji umowy z Unią Europejską w sprawie pandemicznego funduszu odbudowy. Wstrzymali się z tym już oficjalnie także Niemcy. Aliści, czy słyszeli panowie Ziobro, Jaki i inni „polskosolidarni”, by padła groźba zerwania koalicji przez którąś z partii współrządzących w RFN, gdzie de facto władzę sprawują chadecy do spółki z socjaldemokratami? Jak to jest, panowie „szlachta”, że w Niemczech potrafiła się dogadać lewica z prawicą, a współrządzące u nas ugrupowania Zjednoczonej Prawicy gotowe są porąbać krzesła, na których siedzą, ze stratą dla siebie, ale przede wszystkim dla kraju? Acz rozumiem motywację ministra Ziobry, to jednak nie pojmuję toczenia na publicznym forum swej wewnętrznej, wyniszczającej wojny. Na ambicjonalne zapędy niektórych polityków „Dziadek” Piłsudski zareagował kiedyś dosadnie: „wam kury szczać prowadzać, a nie politykę robić”.
Sprzeciw wobec uwspólnotowienia zadłużenia i, co równie ważne, uzależnienia wypłat unijnych funduszy od praworządności, której wedle brukselskich urzędników Polska jakoby nie przestrzegała, z czym słusznie nie zgadza się minister Ziobro (i nie tylko on), można dogadać i załatwić nawet przy odmiennych stanowiskach rządowych koalicjantów, bez przekuwania lemieszy na miecze do bratobójczej wojny. Nawiasem mówiąc, „sojusznikiem” Solidarnej Polski byłaby w tej kwestii… opozycja; PO-KO i PSL uzależniają akceptację dla funduszu od przekazania pieniędzy samorządom lokalnym, w których głównie one sprawują władzę.
Skutki rozpadu Zjednoczonej Prawicy byłyby opłakane, tylko szaleniec spaliłby dom dla usmażenia swojej jajecznicy. Opozycja różnej maści i jej medialne kauzuperdy z kraju i zagranicy już zacierają ręce i grzeją temat przedterminowych wyborów, od „Gazety Wyborczej” i radia Tok FM, po polskojęzyczne „Newsweek”, „Fakt”, czy portal Onet, TVN itp., z zaodrzańskimi włącznie, gdzie po kilku niewypałach, jak z aferzystą Mateuszem Kijowskim oraz kilkoma innymi, u nas sławnymi inaczej postaciami płci obojga, ostatnią nadzieją na odsunięcie Zjednoczonej Prawicy od władzy stał się Szymon Hołownia…
Z sondażu przeprowadzonego kilka dni temu dla „Dziennika Gazety Prawnej” i RMF FM przez United Survey wynika, że gdyby przedterminowe wybory odbyły się w najbliższą niedzielę i każda z partii Zjednoczonej Prawicy startowała samodzielnie, „Ziobro i Gowin nie wprowadziliby do Sejmu ani jednego posła”; ich społeczne poparcie waha się na poziomie plus minus 2 procent.
CZYTAJ TAKŻE: SONDAŻ. Koalicjanci PiS bez szans na samodzielne wejście do Sejmu. Czy wspólny start zapewni zwycięstwo? „Efekt jest podobny…”
„Ja tu jestem radykałem i chętnie bym się ich pozbył, ale utrzymujemy jedność w Zjednoczonej Prawicy tak długo, jak to możliwe i mam nadzieję, że razem pójdziemy do wyborów”
— wywnętrzył się na użytek TVN czołowy polityk PiS, wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki - osobliwa to zachęta dla koalicyjnych partnerów do współpracy. Co prawda wedle United Survey partia Jarosława Kaczyńskiego zdobyłaby najwięcej głosów, jednak ich liczba nie wystarczyłaby na sprawowanie samodzielnych rządów i straciłaby władzę. „Na razie wszyscy idą na czołowe zderzenie” - relacjonuje Onet i prognozuje w tytule jednego z akapitów:
„Rosną szanse na przejęcie władzy przez opozycję”.
No to co z tym, nomen omen, „nowym ładem”…?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/546882-komu-sluzy-gadanie-koalicjantow-o-przyspieszonych-wyborach