„Gazeta Wyborcza” znów w bardzo jaskrawy sposób udowodniła, że nie ma granic, których nie byłaby gotowa przekroczyć. Nawet jeśli chodzi o umożliwienie oddania hołdu tragicznie zmarłym. Tym razem dziennik Michnika, piórem Tomasza Urzykowskiego, nie przebiera w słowach opisując wydarzenia, jakie rozegrały się 10 kwietnia na pl. Piłsudskiego w Warszawie.

W sobotę, 10 kwietnia w centrum Warszawy rozegrały się sceny jak z filmu o dyktaturze wojskowej z lat 70.-80. XX w. w jednym z krajów Ameryki Łacińskiej, albo w PRL-u po wprowadzeniu stanu wojennego

— twierdzi publicysta.

Co tak bardzo przeraziło Urzykowskiego?

Kilometry płotów, tysiące policjantów i żołnierzy Żandarmerii Wojskowej, funkcjonariusze na koniach i snajperzy na dachach, setki policyjnych radiowozów i furgonetek z okratowanymi oknami… Do pełnego obrazu zabrakło tylko czołgów. Nie był to jednak film dokumentalny przypominający historyczne wydarzenia w odległej części świata, ale rzeczywistość na progu trzeciej dekady XXI w. w stolicy państwa będącego członkiem Unii Europejskiej

— relacjonuje autor.

Paskudne porównanie

Najbardziej oburza jednak analogia, którą publicysta snuje w swoim tekście. Absolutnie krzywdząca i niedopuszczalna, zwłaszcza gdy zwrócimy uwagę na kontekst opisywanych wydarzeń.

Zawłaszczanie tego najważniejszego placu w Polsce ma długą historię. Robili to zaborcy, robili okupanci. W 2017 r. w tę tradycję wpisał się rząd PiS. Odebrał wtedy miastu zarządzanie placem i nadał tej przestrzeni status tzw. terenu zamkniętego, jaki mają obiekty wojskowe, takie jak lotniska i bazy marynarki wojennej. W sobotę, 10 kwietnia władza pokazała w praktyce, na czym to polega

— czytamy.

Riposta Wyszkowskiego

Do tekstu odniósł się legendarny działacz opozycji antykomunistycznej w okresie PRL Krzysztof Wyszkowski.

GW została zawłaszczona przez Michnika, żeby okłamywać Polaków tak bezczelnie, że przy nim Urban i Palikot to Szczurek i Babcia Kasia

— napisał.

gah/wyborcza.pl