Powyższe zdjęcie, kadr ujawniony przez tygodnik „Sieci” w 2013 roku, ma wagę symbolu i nie dziwię się, że w filmowym sprawozdaniu z prac podkomisji smoleńskiej kierowanej przez ministra Antoniego Macierewicza pokazano je aż dwukrotnie.
Żółwiki
Niestety, zachowanie Donalda Tuska w ostatnich dniach pokazuje, że to także zdjęcie aktualne. On wciąż przybija żółwiki z Putinem. I wciąż kłamie.
Tym razem brudnej roboty nikt inny najwyraźniej na siebie nie chciał wziąć, nikt nie kupił żadnej kłamliwej wrzutki. Postanowił zatem sam obrzucić błotem ofiary.
CZYTAJ O TYM: Skandaliczne słowa Tuska o 10/04! „Nie mogę już słuchać tego jątrzenia”; Miotał też oskarżenia: „Piloci byli poddani presji”
Teza główna tych wypowiedzi polega na tym, że rzekomo ofiary same są sobie winne. Jakże sowiecka to logika. Ci w Katyniu też w oczach Stalina i jego krwawego dworu sami byli sobie winni zbrodni bycia polską narodową elitą. Nie chcieli też pójść na współpracę z NKWD. Więc ich wymordowano.
Podłość
Wśród podłych zdań także i takie, najpodlejsze:
Ja przez delikatność wobec całej tej sytuacji (…) byłem bardzo, bardzo powściągliwy, ale chciałbym dzisiaj to otwarcie powiedzieć, żeby zakończyć te spekulacje. Przyczyna została wyjaśniona. (…) Piloci byli poddani presji politycznej. Prezydent Lech Kaczyński także w rozmowie ze mną w cztery oczy podkreślał, po tzw. incydencji gruzińskim, że od czasu, kiedy pilot odmówił lotu do Tbilisi prezydentowi, że on sam będzie podejmował decyzje, kiedy będzie latał samolotem rządowym, prezydenckim, ponieważ jest głównodowodzącym. (…) To Pałac Prezydencki odpowiadał za realizację wizyty Lecha Kaczyńskiego i całej delegacji smoleńskiej. Nie chciałem tego formułować w taki sposób.
To kłamstwo.
Szczerze z Tuskiem?
Po pierwsze dlatego, że każdy, kto pamięta polską politykę z tego okresu wie, że po 12 sierpnia 2008 roku (dzień przemówienia prezydenta w Gruzji), żadna „szczera rozmowa” śp.Lecha Kaczyńskiego z Tuskiem nie była już wtedy możliwa.
Owszem, ówczesny prezydent miał pewne nadzieje (mimo złych wcześniejszych doświadczeń) tuż po roku 2007, liczył na współpracę, ale szybko się na niej sparzył. Partner - ówczesny premier - był zakłamany, cyniczny, nielojalny. Słowa nie dotrzymywał, o wszystkim natychmiast informował media, robił odwrotnie niż się umawiał. Tu wypił wino i udawał współpracę, sympatię, a za plecami ostrzył noże. Kredyt zaufania u krystalicznie uczciwego człowiek jakim był profesor Lech Kaczyński został szybko zatem wyczerpany.
Opowiadał mi o tym (jako dziennikarzowi, który te sprawy opisywał) śp. prezydent osobiście, długo przed wylotem do Gruzji, która już była w konflikcie - Tusk złośliwie nie chciał nawet dać samolotu.
Nie mogę pojąć, jak wywodząc się z „Solidarności” można być tak cynicznym kłamcą, jak można tak manipulować, jak można nie być zdolnym do dotrzymania jakiejkolwiek umowy
— tak to brzmiało. Wierzcie mi państwo, prezydent Kaczyński był poruszony - i wyciągnął wnioski. Miał do Tuska zero zaufania.
W tle Palikot
Postawiona jednaście (sic!) lat po tragedii smoleńskiej teza o jakiejś szczerości Lecha Kaczyńskiego wobec Donalda Tuska w rozmowie w cztery oczy już po wydarzeniach Gruzji (2008 rok), a w okresie gdy szalał wypuszczony przez Tuska siewca nienawiści Palikot, nie wytrzymuje krytyki. Jest - powtórzę świadomie - ordynarnym kłamstwem, wymysłem.
Jest i drugi powód, zasadniczy.
Gruzja naprawdę
Przypominając w dużym tekście w roku 2011 wyprawę sp. Lecha Kaczyńskiego i liderów czterech innych państw do Tbilisi z roku 2008, napisałem (opierając się na notatkach czynionych na bieżąco):
Wreszcie lądowanie. Ukraina, Krym, Symferopol. Dołącza Wiktor Juszczenko. Ale czekanie się przedłuża. Piekielny upał. Wtedy zrozumiałem źródło powiedzenia, że koszula jest mokra od potu. Wyjść nie można, klimatyzacji nie ma. Wszyscy zastanawiają się jak to znosi siedemdziesięcioletni prezydent Litwy Valdas Adamkus? Zaczynają dochodzić informacje o przyczynie opóźnienia: trwa dyskusja prezydenta i jego współpracowników z pilotem, który odmawia lotu do Tbilisi. Na pokładzie jest czterech prezydentów, jeden premier, wojny nie ma, a pilot nie chce.
Sprawa opiera się o dowództwo w Warszawie. Wyprawie grozi lot do Ganji w Azerbejdźanie, a stamtąd kilkugodzinna wyprawa samochodowa do Gruzji. A przecież czas goni - cel jest polityczny i gorący, obecność liderów Polski, Ukrainy, Litwy, Łotwy i Estonii ma pokazać solidarność z Gruzją, ma powstrzymać Rosjan. Pilot się upiera. Lech Kaczyński ustępuje. Podkreślmy - na ziemi, na lotnisku na Krymie. Nie doszło do żadnego sporu na pokładzie samolotu w powietrzu, nikt nie narażał bezpieczeństwa pasażerów, nikt nie pukał, co niestety sugerowano potem, do kabiny pilotów, nie wywierał na nich presji w czasie lotu. Uszanowano ich decyzję, choć niosła morze kłopotów.
A więc Azerbejdżan. Kolumna podstawiona przez miejscowe władze liczy kilkanaście samochodów. Gospodarze są mili, ale nie zmienia to fatalnej jakości azerbejdżańskich dróg. Czterech prezydentów, jeden premier, ministrowie spraw zagranicznych telepią się po dziurach z prędkością 40 kilometrów na godzinę. Gdy nocą już wjeżdżamy do stolicy Gruzji, od kilkudziesięciu minut prezydent Francji Nicolas Sarkozy jest na miejscu. Wylądował bezpiecznie.
I nie ma świadków, by kiedykolwiek prezydent Kaczyński postąpił inaczej, by komukolwiek cokolwiek innego mówił.
Jak strasznie musi Donalda Tuska palić wstyd za to, jak zawiódł, że aż takimi paszkwilami się broni?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/546658-tusk-klamie-i-wciaz-na-nowo-przybija-zolwiki-z-putinem
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.