Niedawno przez media społecznościowe przetoczyła się gorąca dyskusja na temat Hanny Zagulskiej, lewicowej aktywistki, która na 30 urodziny postanowiła kupić sobie komputer pozyskując pieniądze z dobrowolnych datków. Przykład inspiruje całe rzesze młodych ludzi, którzy… boją się pracować.
Krytycy oburzali się, że dorosła kobieta, której głównym zajęciem jest bliżej nieokreślony aktywizm, nie podejmie samodzielnie pracy tylko wyciąga ręce po pieniądze, ocierając się tym samym o żebranie. Obrońcy Zagulskiej podkreślali, że aktywizm społeczny to lata wyrzeczeń i takie zrzutki są choćby tylko minimalnym zadośćuczynieniem za poświęcenie dla innych ludzi.
Zagulska chciała pięć tysięcy złotych, dostała dziewięć - na zdrowie!
Dzięki tej zrzutce kupię komputer, powstanie moja wymarzona przestrzeń do nauki, pisania, pracy, robienia rzeczy, grania w gierki i spotykania się z terapeutką.
Gdyby była to pojedyncza zbiórka pieniędzy jako dar wdzięczności za nikomu niepotrzebną działalność, to pewnie nie wzbudziłoby takiej kontrowersji, ale że od kilku lat zarówno aktywiści LGBT, jak i kolektywy queer oraz feministki, żyją na niezłej stopie dzięki „datkom”, to pojawia się jednak pytanie o zatrucie etosu pracy jakimś patologicznym nieróbstwem. Profesor z Gazety Wyborczej, Michał Bilewicz, stanął po stronie zbierających:
Aktywizm kosztuje. WIelu spraw nie załatwi państwo czy duże NGOsy. Stojąc po stronie lokatorów, osób LGBT czy prawdy historycznej można narazić się na kosztowne procesy a o dotacje na taką działalność w państwie PiS coraz trudniej (…)
-napisał na twitterze. Paradoksalnie powinno to ucieszyć wyborców prawicy, że w „państwie PiS” na zideologizowane akcje jest tak trudno zdobyć dotację. Lewicowy publicysta Jaś Kapela kult ciężkiej pracy nazwał „mentalnością niewolniczą”.
Fala zbieraczy datków
Tymczasem zbieranie pieniędzy staje się metodą na życie coraz większej liczby ludzi. Jak wiemy w sierpniu 2020 roku Bart Staszewski utajnił kwoty jakie comiesięcznie dostaje od swoich sponsorów - widać przy liczbie 6000 złotych (na miesiąc) uznał, że będą zbyt mocno drażnić komentatorów. Pamiętamy także, że zbiórka Marty Lempart zatytułowana „Akcje i działania Strajku Kobiet” zgromadziła ponad półtora miliona złotych, a towarzystwo Michała Szutowicza, ps. „Margot” (kolektyw „Stop Bzdurom”) wzbudził litość na kwotę prawie 320 tysięcy złotych.
Jednak poza spektakularnymi zbiórkami, w serwisach internetowych pojawia się wiele akcji, domagających się mniejszych kwot. Działacz Queer, „niebinarny Tolly” z Federacji Młodych nie mógł zapłacić 2100 złotych rachunków za wodę więc zaapelował do internautów. Inni działacze LGBT zbierają pieniądze na „Queer Tour” czyli tęczowy objazd zacofanej Polski, albo na nieokreślony „aktywizm”.
Portale, które pierwotnie kojarzyły się z gromadzeniem funduszy dla osób potrzebujących drogiego leczenia, terapii, leków albo spełniania ambitnych projektów, stały się przystanią dla jeszcze nowszej klasy próżniaczej, zawodowych aktywistów, którzy często poza lewicowymi „akcjami społecznymi” nie podejmują żadnej pracy.
To nie są odosobnione przypadki. W serwisie społecznościowym TiktTok można „zarabiać” poprzez zgromadzenie wielu widzów, jednakże poprzeczka jest zawieszona na tyle wysoko, że niektórzy w swoich mininagraniach apelują o dobrowolne przelewy na konto. Jeden z nastolatków dziękuję nawet za jednozłotówkowe wpłaty, a swoją popularność zdobył śpiewając kilkanaście razy refren dziecięcej piosenki „Dinozaur Pimpuś”.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Stracone roczniki. Pokolenie „płatków śniegu” w Polsce
Z tych rozsypanych elementów tworzy się jednak większa całość. Gdy prezenterka Polsatu Agnieszka Gozdyra opublikowała ogłoszenie czternastolatków szukających możliwości dorobienia kilku groszy np. na rozdawaniu ulotek, pracy ogrodniczej czy pomocy na bazarze, spotkała się z zaskakującym potępieniem. Lewicowi komentatorzy, ale też np. pracownik Biura Rzecznika Praw Obywatelskich, szukanie pracy dla takich ludzi nazwał „utrwalaniem patologii”.
ZOBACZ TAKŻE:
Feministyczna Fundacja wydaje poradnik jak rozpocząć pracę prostytutki!
Demoralizacja na wielką skalę
Czy nadchodzą więc czasy, że satysfakcja z ciężkiej pracy będzie powodem do wstydu, a żebranie powodem do dumy? Chyba nie da się bardziej zdemoralizować społeczeństwa niż tak jak robi dzisiejsza radykalna lewica - angażując ludzi w (dosłownie) bezpłodne spory o płeć i w miejsce pracowitości wychwalając nieróbstwo. Dodajmy do tego normalizowanie prostytucji, pardon - „sponsoringu” jako pracy takiej jak każda inna, a wymarzone społeczeństwo lewackich ideologów staje się jasne. Nieciekawa będzie przyszłość naszego kraju, gdy te wizje społeczne rozgoszczą się w Polsce na dobre.
ZOBACZ GORĄCE DYSKUSJE NA TEN TEMAT:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/546643-zebranie-prostytucja-nierobstwo-czy-na-lewicy-oszaleli