Nie wolno brać pieniędzy z Funduszu Odbudowy w imię tradycji i heroizmu. Wszak „przeżyliśmy przez parę lat nędzę stanu wojennego”.
Czy można nie rozumieć elementarnych zjawisk społecznych i nawet grubo ciosanej polityki będąc profesorem nauk społecznych, od dawna aktywnym na polach socjologii i politologii? Można. Ale istnieje też druga możliwość: prof. Radosław Markowski z grubsza wiele rozumie, tylko uważa, że nie wolno mu tego mówić. Jeśli powie, to zmniejszy szansę przywrócenia sobie (i własnej grupie społecznej) elementarnej satysfakcji, sensu życia i pracy, a nawet szczęścia, które utracił wskutek politycznej zmiany. Nie może powiedzieć nic racjonalnego (o prawdzie nie wspominając) o rządach Prawa i Sprawiedliwości, gdyż prywatnie (i środowiskowo) ich nienawidzi. I tę swoją nienawiść ubiera (dość niezdarnie) w pozory socjologicznej i politologicznej analizy.
Niezrozumienie i autozakaz mówienia prawdy mają podobne konsekwencje. Niezrozumienie oznaczałoby brak kwalifikacji. Zakaz mówienia prawdy oznaczałby złamanie zasad etyki, którymi profesor powinien kierować się bardziej niż ktoś mający niższy status społeczny. I ktoś dysponujący narzędziami wyczulonymi na nieetyczne zachowania. W obu wypadkach etos naukowca leży i kwiczy, gdyż brak kwalifikacji i funkcjonowanie w roli profesora też jest oczywiście grubo nieetyczne. Profesor może oczywiście nienawidzić jakiejś partii czy konkretnych polityków, ale nie powinno to wpływać na jego pracę. Gdy wpływa w stu procentach, ta praca traci jakikolwiek sens, bowiem staje się częścią ordynarnej politycznej młócki. A zdaje się, że uniwersytet czy akademia jeszcze do tego nie służą, choć rączo w tę stronę zmierzają.
Przejdźmy teraz do najnowszego komunikatu prof. Radosława Markowskiego (oczywiście w wysoko punktowanym piśmie naukowym „Gazeta Wyborcza”). Główna teza Markowskiego (wybitnie naukowa) brzmi: „Te wybory [najbliższe parlamentarne: w terminie bądź przedterminowe] są o tym, żeby przywrócić praworządność i demokrację w Polsce”. Założenia, że nie ma w Polsce obecnie ani demokracji, ani praworządności nie trzeba udowadniać, bo to aksjomat. Ale gdyby ktoś wątpił, że to aksjomat, profesor dorzuca trochę obelg (oczywiście naukowych). Mamy rządy „polityków złoczyńców”, którzy nie tylko są „kompanionami Kaczyńskiego”, ale także „kleptokratami, którzy po prostu z dnia na dzień rozgrabiają majątek publiczny”. Żeby „potem w te kieszenie [prywatne - wypchane pieniądzem publicznym] prawdopodobnie ktoś tam z tej partii sięgnął ponownie”.
Jeśli ktoś obecnie pracuje w administracji rządowej, a nie daj Boże w spółkach z udziałem skarbu państwa, to nie zarabia, tylko kradnie, choćby chodziło o znacznie mniejsze pieniądze niż za rządów PO-PSL. Kryterium kradzieży jest bowiem wyłącznie czas, w którym wszystko się dzieje. Do 2015 r. zarabiano, po 2015 r. jest tylko kradzież. Kryterium godne profesora. Ukradzione musi być oczywiście ukarane (nie wiadomo, po co siedzi Sławek Nowak, skoro on zarabiał). Chodzi oczywiście o „rozliczenie karnie”. Uzasadnienie to wyżyny profesorskiej finezji: „bo to nie może być tak, że ja mam płacić mandaty za przekroczenie prędkości, a urzędnik państwowy najwyższej rangi depcze sobie i pluje na konstytucję i nic z tego nie wynika”. Za deptanie i plucie na konstytucję dożywocie będzie pewnie w sam raz.
W ramach sprawiedliwości społecznej „trzeba mieć wielki plan odzyskania majątku publicznego zagrabionego przez kleptokratów”. Czyli prezydentowi Andrzejowi Dudzie trzeba odebrać te ok. 20,4 tys. zł brutto (pomnożone przez liczbę miesięcy), no bo przecież ich nie zarobił. Podobnie premierowi te 16,9 tys. zł brutto (pomnożone przez liczbą miesięcy) i tak dalej przez ministrów i niższych urzędników. Oraz sprzątaczki, bowiem cezura czasowa dotyczy wszystkich, więc po 2015 r. wszyscy kradną. A „im szybciej się odsunie kleptokratów i złoczyńców politycznych od władzy, tym lepiej dla nas wszystkich, bo więcej pozostanie w naszej wspólnej kasie”. Kradzione (wcześniej zarobki) to pewnie będzie z bilion złotych, no bo jak się doda te nie-pensje prezydenta, premiera, ministrów i reszty, to da jakiś bilion.
Oczywiście całe społeczeństwo tylko czeka, żeby przyszli mściciele i przywrócili w Polsce demokrację oraz praworządność. Niczym innym ludzie w Polsce przecież nie żyją. I oczywiście także przyjmują aksjomat o braku demokracji i praworządności. Dlatego, że nieustannie za nimi płaczą i drą się wniebogłosy, że im je zabrano. Zemsta jest ważna i konieczna, bowiem jako nauczyciel akademicki swoim sokolim wzrokiem prof. Markowski dostrzegł, że jego studenci „szósty rok w ogóle nie pamiętają, jak funkcjonowało państwo praworządne”. A profesor nie umie im tego zobrazować? Dziwne. Patrzy więc profesor bezradnie, jak dokonuje się „socjalizacyjny kop w świadomość społeczną”, który trzeba będzie dekadami kopać w drugą stronę.
„Kop” to pestka przy tym, jak „wyrasta nowe pokolenie, które nie zna innej Polski niż Polska niepraworządna”. Jak to nie zna, kiedy Markowski i tabuny jego kolegów, tysiące polityków, celebrytów, sędziów i tytanów demokracji o tym mówią? Czyżby „nowe pokolenie” te najważniejsze na świecie prodemokratyczne apele i ostrzeżenia olewało? Nie chcą oglądać materiałów archiwalnych z czasów rządów Donalda Tuska, żeby się nasycić demokracją i praworządnością? Azaliż autorytet prof. Markowskiego może nie działać i rosną sobie młodzi nieświadomi, że ukradziono im demokrację i praworządność? Groza! To dlatego „należałoby się z spieszyć” Z zemstą się spieszyć. Ale odwet to jedno. Równie ważne jest to, by „PiS tak przegrał, żeby nigdy po tym nie móc już się podnieść”. Fantastyczny wniosek obiektywnego naukowca. Żadna tam partyjna agitka.
Profesor Markowski powinien przejść do historii nauki – za interpretację wyników wyborów. Przecież „nawet w tych wyborach, w których odnieśli rzeczywisty sukces, dostali 43 proc. poparcia. Gdy to się przeliczy, to mamy 8 mln popierających PiS z niemal 31 mln uprawnionych do głosowania. Czyli niecałe 27 proc. obywateli aktywnie poparło PiS. Teraz to spadło pewnie do jakichś 18-20 proc.”. Czy PiS nie ma żadnego mandatu, żeby rządzić, a podział mandatów po wyborach w 2015 r. i 2019 r. to jakiś kosmiczny szwindel. Tu też obowiązuje cezura czasowa, bowiem przed 2015 r. nawet poparcie 12 proc. obywateli dawało pełnoprawny, demokratyczny mandat. A skoro co najmniej 4/5 nie głosowało na PiS „to jest siła tych, którzy nie zgadzają się na to, co wydaje się w tej chwili większościową opcją”. Polska nauka ma koryfeusza na miarę Kopernika.
Zygmunt Freud to przy Radosławie Markowskim mały Dyzio. Markowski rozgryzł samego Jarosława Kaczyńskiego. Będąc ponad 40 lat w polityce, nic nie jest on w stanie wymyślić, a wszystko zawdzięcza tym, którzy „siedzą na zapleczu”. A to są „łebscy ludzie - psychologowie społeczni, socjologowie, którzy naprawdę zrozumieli, czym to społeczeństwo jest”. Ale nie tak łebscy jak Markowski. Tylko on zauważył bowiem „zadowolenie z własnych biznesików” u „nuworyszowskiej klasy średniej, która jeździ po miastach w półciężarówkach, bo tak wypada, jak im się zdaje, nie bacząc na kondycję planety”. Tylko tacy obrzydliwi dorobkiewicze, czyli paździerze mogą popierać PiS. I tacy jak oni tworzą „społeczeństwo (…), w którym można nakręcić tak wielką niechęć do wszystkich ościennych krajów”. I ci durni oraz zmanipulowani ludzie nie doceniają, że „byliśmy krajem o wielkim prestiżu”, a „nasi politycy zajmowali bardzo wysokie stanowiska w Unii Europejskiej i gdzie indziej”. A dzisiaj jest Kononowicz, czyli „nie ma niczego”.
Sam Donald Tusk na stanowisku szefa Rady Europejskiej to zapewne tak, jakby Polska miała stałe miejsce w Radzie Bezpieczeństwa ONZ i znaczenie Chin. Dlatego na skinienie Tuska wszyscy możni tańczyli wokół Polski. A taki Jarosław Kaczyński, to „jest oderwany od rzeczywistości, nie rozumie współczesnego świata i procesów, które w nim zachodzą. Nie rozumie, czym w demokratycznym i praworządnym państwie jest instytucja opozycji”. W efekcie „większość wypowiedzi tego pana, nie ma sensu we współczesnym świecie”. To ci „łebscy” doradcy na zapleczu nie przerobili prezesa PiS na nowocześniaka? Ale czego się spodziewać po kimś, kogo popierają ludzie, którzy „nie mają ani jednej książki w ręku w ciągu roku”. Markowski chodził po ich domach, to wie.
Jak można by przyspieszyć odsunięcie złych ludzi od władzy? Otóż „opozycja powinna zrobić błyskawicznie okrągły stół, poza Konfederacją być może, podjąć decyzję o jednogłośności w tej sprawie”. Ta „sprawa” to Fundusz Odbudowy. Przecież „z jednej strony te fundusze są dla nas ważne, ale istnieją też ogromne zagrożenia, zwłaszcza przy takiej powolności i niechęci pani Ursuli i tej drugiej pani, żeby użyć tego unijnego bata na przestrzeganie praworządności”. No, nieładnie, pani Ursulo, trzymać ze złymi ludźmi! Trzeba odrzucić Fundusz Odbudowy, gdyż może on uratować rządy PiS. Dlatego obiektywny profesor drze się: „Nie popierać”! Musi się drzeć jako obiektywny badacz, a nie jakiś partyjny megafon.
Nie wolno brać pieniędzy z Funduszu Odbudowy, mimo że chętnie by się wzięło, w imię tradycji i heroizmu. Wszak, skoro „przeżyliśmy przez parę lat nędzę stanu wojennego, wiemy co to są niedobory, no trudno, są ważniejsze wartości niż kupowanie sobie nowych samochodów czy nowych ciuchów”. Demokracja i praworządność zasługują na poświęcenie, zatem „warto przez to przejść, a nuż sami staniemy się lepsi”. Czy prof. Markowski nie jest już najlepszy? Jest. On wprawdzie nie potrzebuje stać się lepszy, ale inni jak najbardziej. A my wszyscy potrzebujemy tak wspaniałych, obiektywnych badaczy jak on. Zrównoważonych i precyzyjnych, a nie jakichś opętanych szajbusów zafiksowanych na ideolo zamiast na badaniach. Witamy zatem serdecznie nowego Kopernika.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/546475-prof-radoslaw-markowski-ma-sposob-na-pis
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.