Zjawisko drenażu mózgów boleśnie dało o sobie znać. Lekarzy w Polsce jak na lekarstwo

Praca po 60 godzin z rzędu staje się normą. Brak rąk do pracy w dobie pandemii jest szczególnie dotkliwy. Dlatego podwójne stawki, apele rządu, nawoływania dyrektorów szpitali. To za mało. Problem jest głęboki, wielopłaszczyznowy, systemowy. Recept na uzdrowienie służby zdrowia jest kilka.

Pierwszy z nich, bo najbardziej aktualny, to 32 tys. zł kredytu przyznawanego studentom płatnych studiów medycznych w języku polskim. Fundusz Kredytowania Studiów Medycznych ma utworzyć Bank Gospodarstwa Krajowego. Nowela ma pozwolić zwiększyć o 1 tys. miejsc rocznie liczbę studentów kierunku lekarskiego.

Limit miejsc na uczelniach lekarskich to jedno, a liczba absolwentów studiów lekarskich emigrujących z kraju, to drugie. Przez lata lekarzy i pielęgniarek ubywało z Polski, bo na zachodzie nadal mogą zarobić w zawodzie krocie. Dlatego powstał też plan, by ułatwić nostryfikację dyplomów studentom medycyny np. z Ukrainy. Tu przeszkadzać może brak znajomości języka polskiego.

Problemem pozostają nie tylko pieniądze dla młodych lekarzy, ale także dostęp do badań naukowych i obrona dostępu do specjalizacji przez starszych kolegów. Atmosferę, jaka panuje na medycznych uczelniach wyższych doskonale pokazała zresztą styczniowa afera ze szczepieniami poza kolejką na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Ujawnili ją przecież zniesmaczeni niemoralnym postępowaniem swoich mentorów, studenci.

Lekarze mają zrzucać na swoich uczniów między innymi obowiązki wypełniania stert dokumentacji medycznej. A młodzi chcą leczyć. I godnie zarabiać.

Pomysł, by przekazać 6 proc. PKB jest słuszny i stopniowo przez rząd realizowany. Jednak nadal brak precyzyjnego planu wydatkowania funduszy i pomysłów, jak sprawić, by młodzi woleli nie tylko studiować, ale i pracować w kraju. Wykształcenie na studiach bezpłatnych jest przecież z rąk podatnika. A talent i pomoc medyczna polskiego lekarza zbyt często emigrowała zagranicę. Razem z jego ambicjami.

Ten problem wcale nie jest mityczny. I to właśnie pandemia pokazała nam, jak bardzo palący. To prawda, że narastał przez długie lata. Ale do rozwiązania jest natychmiast.