W Polsce, gdzie najwięksi europejscy przyjaciele Putina w osobie Donalda Tuska, Radka Sikorskiego czy Tomasza Lisa, po rosyjskim ataku na Krym i Donbas obudzili się jako tropiciele powiązań PiSu z Moskwą, o tej sprawie dyskutuje się niezwykle trudno. O tym, że Rosja ma znaczny wpływ na europejskich liberałów, socjalistów, ale i konserwatystów zachodnich także.
Im bardziej więc w mainstreamie ta debata jest płytsza i ilustrowana infantylnymi strzałkami Tomasza Piątka, który każdego potrafiłby połączyć z Rosją, tym bardziej warto odnotować cichy, ale precyzyjny głos profesora Henryka Głębockiego, historyka z Uniwersytetu Jagiellońskiego i szefa działu historycznego Dwumiesięcznika ARCANA, który wypunktował właśnie włoskiego badacza za jego ciepłe słowo dla Federacji Rosyjskiej.
Głębockiego szkiełko i oko
O profesorze Głębockim przypomnijmy jeszcze, że jest jest badaczem zarówno XIX jak i XX wieku, tym „słynnym” naukowcem, którego FSB w listopadzie 2017 roku demonstracyjnie wyrzuciło z Rosji, odkrywcą nieznanych wcześniej dokumentów czy listów Juliusza Słowackiego, rodziny Piłsudskich czy różnych tajnych moskiewskich planów wobec Polski. Kto miał w życiu to szczęście, że Głębockiego zna osobiście, ten może odnotować jeszcze jego swobodne, niezapisane wypowiedzi, wróżące zimą 2007 roku atak Rosji na Gruzję, siedem lat później wskazujący na Krym jego następny cel ekspansji czy właśnie smutno komentującego rosnący wpływ rosyjskiej agentury wpływu, także w Polsce.
CZYTAJ TAKŻE: Plan wojny polsko-polskiej został opracowany w Rosji
I oto Henryk Głębocki, niczym polski żubr wyjęty z metafor Jarosława Marii Rymkiewicza, przebudził się - jak zawsze po akcie naiwności wobec Putina - po ostatnim wywiadzie profesora Zbigniewa Janowskiego z profesorem Ciro Paolettim, włoskim historykiem wojskowości.
O WYWIADZIE CZYTAJ WIĘCEJ: Obama karmiący głodnych Etiopczyków prawami LGBT - oto cała lewica
Rozmowa oscylowała wokół ideowego bankructwa lewicy i liberałów, wokół kryzysu zachodniej cywilizacji, ale też właśnie musnęła tematykę rosyjską ze zbyt małym, zdaniem Głębockiego, sceptycyzmem i podejrzliwością. Krakowski historyk ustosunkował się więc do sprawy, a jego komentarz idealnie pasuje jako przestroga i nauka dla obecnych prób stworzenia unijnego frontu konserwatystów - potrzebnego, ale nie bezwarunkowo.
Układy z Rosją to nie „realizm polityczny”
Autor „Diabła Asmodeusza w niebieskich binoklach” sprzeciwia się pseudorealizmowi zachodnich elit, które uznają, że jakoś z Rosją porozumieć się trzeba, bo silna, imperialna federacja to czynnik stabilizujący, który nie ma innej alternatywy jak swój imperializm utrzymać.
Czy „biali Zulusi” z Europy środkowo-wschodniej, którzy doświadczyli podboju ze strony Niemiec i Rosji, mogą liczyć na podobne zrozumienie swojej wrażliwości? (Przywołuję termin używany przez brytyjskich dyplomatów po I wojnie światowej, wobec krytykowanej przez prof. Paolettiego mozaiki państw narodowych w tej części świata). Czy argument „woli mocy” putinowskiej Rosji, i jej strachu przed osłabieniem pozycji, ma być ważniejszy od obaw narodów Europy środkowo-wschodniej? Czy ich chęć do zachowania niedawno odzyskanej niepodległości i do własnej tożsamości, opartej na nieco bardziej konserwatywnych podstawach niż na zachodzie kontynentu, ma słabsze uzasadnienie? Czy lekarstwem na kryzys współczesnego Zachodu ma być według włoskiego konserwatysty powrót do polityki stref wpływów i koncertu wielkich mocarstw, zgoda na reimperializację naszego regionu, odwrót po stu latach od krytykowanego w wywiadzie Wilsonowskiego modelu państw narodowych?
-odpowiada retorycznymi pytaniami Głębocki i zaraz dopowiada:
Podobną argumentacją posługiwał się Kreml w ubiegłym roku, w rocznicę zwycięstwa nad III Rzeszą, formułując wprost wobec dawnych uczestników koalicji antyhitlerowskiej postulaty powrotu do polityki Jałty. Do takiego modelu zarządzania przestrzenią przez wielkie mocarstwa ponad głowami mniejszych podmiotów zdaje się przekonywać również wypowiedź włoskiego historyka wojskowości: „Ameryka chce zniszczenia Rosji, upadku Unii Europejskiej i upadku Chin. […] – ostrzega – jeśli nie zaproponują Putinowi dobrego kompromisu, dobrej lojalnej oferty, nie osiągną pożądanego rezultatu”. Co oznaczałoby przyjęcie tej oferty dla Europy środkowo-wschodniej? Byłby to powrót do dobrze jej znanej jałtańskiej architektury geopolitycznej.
Paradoksalnie odpowiedź Głębockiego na tezy prof. Ciro Paolettiego, która przecież odnosi się do konkretnego wywiadu, zawiera cały pakiet uniwersalnych ostrzeżeń przed rosyjskimi (ba, jeszcze sowieckimi nawet) tezami rozpylanymi przez agentury wpływu i pożytecznych idiotów: o przypisywaniu Stanom Zjednoczonym największego zła na świecie, o bagatelizowaniu tej przeklętej germanofilii niemieckiej, lekceważeniu nieustannego parcia Berlina do sojuszu z Moskwą czy o kostiumie Rosji, która dziś udaje konserwatywną, kiedyś robotniczą, a jeszcze wcześniej - rzekomo stabilizującą europejski chaos.
Putinowski „konserwatyzm” jest w istocie hybrydą, stworzoną przez ośrodek władzy rozpaczliwie szukający legitymizacji. Ci, którzy usprawiedliwiają ten system, chcą widzieć w nim zaprowadzenie Hobbesowskiego ładu nad chaosem „wojny wszystkich ze wszystkimi”. Jest to jednak porządek bez wolności. Trudno go też opisać kategoriami pochodzącymi z systematyzacji ustrojów w Polityce Arystotelesa, nawet z podkategorii tyranii, z rozdziału 8 księgi IV (Tyrania i jej różne rodzaje). Hiszpański konserwatysta z XIX wieku, Juan Francisco Donoso-Cortés, markiz de Valdegamas w XIX w. wybierał dyktaturę szabli (wojskową) wobec groźby dyktatury sztyletu (rewolucji). Tu jednak należałoby wprowadzić nową kategorię – „dyktaturę zakonu psich głów i mioteł”, bo takie symbole nosili ubrani na czarno oprycznicy Iwana Groźnego, duchowi przodkowie korporacji czekistów. W istocie stworzyli oni rodzaj nowej, niespotykanej tyranii, bo zbudowanej przez ludzi z totalitarnych służb specjalnych. Jest to system oparty na kłamstwie, skrywającym i usprawiedliwiającym przemoc tak w Rosji jak i poza nią.
Dalszy wywód badacza zawiera te tezy, które on sam wypowiada na licznych konferencjach naukowych, dyskusjach historycznych, a także w prywatnych rozmowach, jest powiem Głębocki Kasandrą, która przed rosnącymi wpływami rosyjskich narracji ostrzega od lat. Nieraz demaskował on pachnące cyrylicą narracje u dziwnych rzeczników realizmu politycznego, promotorów „geopolityki”, ostentacyjnie nacjonalistycznych i coś nadgorliwie żarliwych „patriotycznie” mediów, które pod pozorem troski o Polskę podważają taki ład międzynarodowy, który jako jedyny może budować przeciwwagę dla Putinowskiej Rosji.
Czy po likwidacji Pax Americana, w tej nowej „harmonii prowadzącej do szczęśliwości”, tj. Pax Sinica, swoje miejsce odnajdzie łatwiej Europa czy też Rosja? Komu bliżej do chińskiego kolektywizmu, który wyrasta na alternatywę dla zachodniego indywidualizmu prowadzącego do tej formy autoagresji, którą Roger Scruton nazwał „oikofobią”? A jeśli ma wygrać model chińskiej „harmonii”, to czy Europa jest skazana na los domu spokojnej starości, od dawna zarażonego śmiercionośnym wirusem niszczącej nas od środka anty-kultury, tego co Jan Paweł II nazwał „cywilizacją śmierci”?
Trudna rozmowa o zachodnim konserwatyzmie
Dyskusji takich w Polsce jest niewiele, zresztą profesor Paoletti na łamach tego samego numeru Dwumiesięcznika ARCANA odpowiada Głębockiemu na te mocno brzmiące zarzuty. Uczciwie trzeba przyznać, że postawy Salviniego, Orbana, a także konserwatystów francuskich czy niemieckich, które opierają się częściowo na jakiejś nadziei związanej z tym patologicznym rosyjskim imperium, są warte szerszej debaty i opracowania argumentów oraz instrumentów do łagodzenia europejskich zachwytów nad Wschodem. Liberałowie i socjaliści tego nie zrobią, bo za ich frazesami o prawach człowieka stoi cynizm utrzymania władzy, ale konserwatystów- słusznie oburzonych degradacją tradycyjnych wartości - trzeba budzić z tej fałszywej nadziei jakoby ze Wschodu mogło przyjść jakieś moralne odrodzenie. Niestety strzałkami Tomasza Piątka czy tępymi argumentami Klementyny Suchanow tego się nie zrobi, po Tomaszu Lisie zostaje wstyd serwilistycznego wywiadu z Dmitrijem Miedwiediewem a po całej Platformie blisko dekada ocieplania wizerunku Moskwy na Zachodzie.
WIĘCEJ U WSPOMNIANYCH ARCANACH TUTAJ:
Dwumiesięcznik ARCANA nr 157-168
Nam jednak tego tematu nie wolno unikać, ani przedstawiać go tak płytko jak mantry liberałów. Współpraca z zachodnimi konserwatystami jest niezbędna, ale po przefiltrowaniu odwiecznych zachodnich złudzeń wobec dobrodusznego papy-cara, sympatycznego wujka Józefa czy dobrotliwego ojca Władimira Władimirowicza.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/545778-zachodni-konserwatysci-tak-ale-bez-rosji