Dzisiejsza (nieco histeryczna) obrona Romana Giertycha przez dziekana Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie, pokazuje, że w tym towarzystwie nic się nie zmieniło. Tam układ trzyma się doskonale, a strażnicy dobrego samopoczucia stołecznych adwokatów będą bronić swoich pozycji do upadłego.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:NASZ WYWIAD. Małgorzata Wassermann komentuje aferę „Soku z Buraka” dla wPolityce.pl: Roman Giertych pokazał twarz potwora
Warto przy tej okazji wspomnieć o byłym już oczywiście dziekanie ORA Grzegorzu M. Z tego znanego adwokata, mafia reprywatyzacyjna, zrobiła sobie chłopca na posyłki. On także cieszył się zaufaniem i poważaniem w warszawskiej korporacji adwokackiej. Tak zeznawał, na temat znanego mecenasa jego kolega po fachu i „książę” warszawskiej reprywatyzacji, Robert N.
Wiem, ze Grzegorz M. bronił gangsterów typu „Pershing” i „Rympałek”, „Oczko” oraz Kiszczaka i Jaruzelskiego. Miał duże poważanie w palestrze o czym świadczą nie tylko nazwiska klientów, ale także fakt, że był wieloletnim rzecznikiem dyscyplinarnym ORA oraz przez pewien czas dziekanem ORA. W ORA i adwokaturze - z uwagi na pełnione funkcje - ma poważne koneksje. O tym kogo bronił i jakich ma klientów opowiadał mi sam Grzegorz M. już w 2016 roku po wybuchu afery reprywatyzacyjnej. (…) Grzegorz M. był słupem Jakuba R. co jego też obciąża
– mówił przed prokuratorem Roberty N.
Sam Robert N. to jeden z mózgów afery reprywatyzacyjnej, który miał korumpować Jakuba R., byłego wiceszefa Biura Gospodarki Nieruchomościami i bliskiego niegdyś współpracownika Hanny Gronkiewicz-Waltz.
Brud i bagno lewych interesów nigdy szczególnie nie przeszkadzały niektórym członkom stołecznej palestry, w której Roman Giertych ma olbrzymie wpływy.
Historia wierności, długu i pewnego postępowania
Pewnie dlatego dzisiaj tak bardzo chroniony jest on przez swoich kolegów. Doszło do sytuacji kuriozalnej. Oto dziekan ORA kładzie nacisk na rzekomy wyciek do portalu Tvp.info materiałów, które mogłyby naruszać świętą tajemnicę adwokacką. To wyjątkowo zabawna linia obrony Romana Giertycha. Od czerwca ubiegłego roku zastępca rzecznika dyscyplinarnego Rady nie jest w stanie przesłuchać znanego mecenasa w szokującej sprawie, w której zachodzi prawdopodobieństwo, że Roman Giertych i jego przyjaciel Wojciech Czuchnowski z „Gazety Wyborczej”, mogli wykorzystać klienta mecenasa dla politycznej i medialnej ustawki.
Podobno „postępowanie ma swoją kolejność” i „inne czynności zostały teraz zaplanowane”. O skrajnym upolitycznieniu rady nie ma mowy, podobnie jak i o innych „grzechach” Romana Giertycha. Adwokaci skupieni wokół niego, wprawdzie z niesmakiem odwracają głowy od „Soku z Buraka”, ale dobro „wspólnoty” jest jednak ważniejsze. Na tyle, by bronić swojego pupila do samego końca.
A Roman Giertych? Siedzi sobie w słonecznej Italii i popijając przednie wino śmieje się z tego zamieszania. On ma gdzieś swoich „urzędowych” obrońców i tych, którzy chcą go pociągnąć do odpowiedzialności. Wie, że nawet gdyby podwinęła mu się noga, to oprócz wiernej Rady i zblatowanych z nim mediów (jak zblatowanych można się jedynie domyśleć), ma jeszcze jednego asa w rękawie. To „kasta” sędziowska, która winna mu jest wierność. To kolejny „wierzyciel”, któremu sędziowie muszą spłacać dług. Czy będą kiedyś tak pobłażliwi jak koledzy adwokaci? Wiele na to wskazuje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/545348-uzaleznienie-i-afery-czyli-rozpaczliwa-obrona-giertycha