Przy okazji pandemicznych tragedii zorganizowano atak na Kościół katolicki, ale zorganizowano go w tak obrzydliwym wymiarze, jakiego wstydziłaby się nawet Służba Bezpieczeństwa. Bo jeśli bezpieka nagrywała wchodzących do kościołów, np. na pogrzeb księdza Jerzego Popiełuszki, to chociaż się z tym kryli, nie pokazywali z dumą filmu na którym z Mszy świętej wychodzą kobiety z dziećmi czy osoby starsze. Problem z tym płaszczykiem troski o obostrzenia jest taki, że spod tej dziurawej płachty wystają niespójności, kłamstwa i zła wola. Oto przykłady.
CZYTAJ TAKŻE:
Obsesja Lewicy: chcą donosić na proboszczów
Fałszywa troska lewicowych aktywistów dotyczy TYLKO kościołów: nie dyskotek, restauracji czy hipermarketów, gdzie według twardych danych dochodzi do największej liczby zakażeń, ale konkretnie świątyń katolickich. W styczniu poseł Monika Falej pilnowała, by w olsztyńskim klubie, który się mimo obostrzeń otworzył, nie interweniowała policja. Dwa miesiące później pilnowała już kościoła - ale nie jego prawa do otwarcia, lecz liczyła wiernych z rejestrowaniem okiem kamery. Czyli co? Lepiej pić wódkę w klubie niż modlić się w kościele? Bolszewio, znowu ożyłaś.
Zwolennicy zamykania kościołów nie przytaczają żadnych danych z których by wynikało, że w kościołach dochodzi do zarażeń. W przypadku statystyk trzeba zostawić intuicje, heurystyki, „wydaje mi się” i „na chłopski rozum” - koronawirus już nieraz pokazał, że tych przekonań nie zna i nie słucha. Tymczasem statystyki - czy tego chcemy czy nie - wskazuje że jako miejsca zakażeń przodują restauracje, kluby fitness, kawiarnie, bary i hotele (wg raportu Mobility network models of COVID-19 explain inequities and inform reopening). Jesienne wyliczenia niemieckiego Instytutu Kocha także nie wymieniają miejsc kultu jako ryzykownych - co innego z miejscami pracy, szpitalami, domami opieki, czy (o, ironio) gospodarstwami domowymi. Kościoły zapewne są umieszczone do statystyki jako część grupy „pozostałe”, ale czy ktoś odnotował, by rzecznicy zamykania kościołów podawali jakiekolwiek dane?
Zwolennicy zamykania kościołów i aktywiści Strajku Kobiet to ci sami ludzie. Czyli tłumne podążanie na protesty w zatłoczonych środkach komunikacji miejskiej było dobre, ale przestrzenne bryły świątyń są już szkodliwe? Koronadyskoteki w rytm „j…ć PiS” to była sprawa bezpieczna, ale msza w kościele to już dramat? A może aktywiści liczą na to, że zamknięte i opustoszałe kościoły nie będą się mogły bronić przed rozzuchwaloną dziczą?
Haniebny sposób dyskutowania o obostrzeniach w kościele to kolejny dowód obnażający hipokryzję antyklerykałów. Co innego debata z przytaczaniem danych, albo propozycja transmisji mszy dla tych, o których rzekomo martwi się lewica, a co innego czyhanie w krzakach z kamerką albo numerowanie przez Gazetę Wyborczą ludzi, jak na UBeckich zdjęciach z tuż powojennych czasów.
Jeśli te same macki skierowane są na ten sam cel, to znaczy że kieruje tym ta sama, co zwykle, ośmiornica. A tutaj jednym głosem wiernych na mszach liczą TVNy, Wyborcze i Onety, wpadają w tym samym czasie na ten sam pomysł - nie liczyli klientów w marketach, pasażerów tramwajów jadących na Strajk Kobiet, ba, żadne media nie wpadły na to, by łazić po różnych miejscach i liczyć ludzi na metr kwadratowy, a tu nagle, proszę - trójki robotniczo-chłopskie nam nad Wisłą reaktywowano. Spontanicznie? Oddolnie? Niezależnie od siebie? Wolne żarty. I jeszcze jedno pytanie - czemu nie liczono wiernych, gdy w listopadzie feministki wchodziły na msze, by zakłócać nabożeństwa?
Preteksty dla których nagle zapałano chęcią zamknięcia kościołów, są kuriozalne. Do szczególnego rozbawienia mogła doprowadzić pani poseł Małgorzata Prokop-Paczkowska, która poczuła chęć udania się do teatru, właśnie w czasie ich zamknięcia, choć nie potrafiła wymienić ani jednej sztuki, na której była w okresie przed pandemią. A to zamknięte teatry miały ją drażnić wobec otwartych kościołów. Stara, komsomolska szkoła wiecznie żywa.
Tymczasem zamknięcie kościołów będzie miało skutki inne niż zapowiadane. Osłabienie instytucji Kościoła, pogłębienie atomizacji społecznej, wzrost napięcia psychicznego podczsa kolejnej deformacji sposobu obchodzenia Świąt, stworzenie precedensu dla odwoływania uroczystości religijnych w późniejszym czasie - nic bardziej oczywistego pod słońcem.
Zawsze rykoszetem, nigdy wprost
Pisarz i podróżnik Mieczysław Lepecki, który w okresie międzywojennym podróżował po sowieckim Kaukazie, odnotował specyficzną taktykę propagandową bolszewików wobec kościołów.
w kult nie uderza się w Związku Sowieckim nigdy wprost, lecz zawsze rykoszetem. Oczywiście skutek jest ten sam, albo może nawet większy”.
Podróżnik wspomina też rozmowę z prawosławnym popem:
-Okradli nas niedawno. -Złodzieje? -Nie wiadomo. Przyszła potem komisja i postanowiła, że wobec powtarzających się kradzieży trzeba wszystkie wartościowe rzeczy kościelne zabezpieczyć w muzeum. I zabrali wszystko.
Bo komuniści często ukrywali swoje złe intencje pod pozorem troski, doraźnych potrzeb, reagowania na faktyczne zagrożenia. Kiedyś rekwirowano złoto, które miało iść na zakup zboża dla głodujących, ale przeznaczono je na limuzyny dla Lenina. Dziś zamknęłoby się kościoły, pod pozorem troski o zdrowie wiernych, a potem można by wyprowadzać lewackie tłumy na demolowanie kraju.
W tym sensie większy szacunek należy się profesor Joannie Senyszyn, która przynajmniej wprost, szczerze, z otwartą przyłbicą, napisała:
Apel do rządu: Zamknijcie kościoły na zawsze!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/545083-od-kosciolow-wara-wiemy-ze-nie-o-obostrzenia-wam-chodzi