Jeśli takie rzeczy nie przeszkadzają czytelnikom „Gazety Wyborczej” to znaczy, że nie ma już dla nich ratunku. Ciepłe i życzliwe przedstawienie jednego z największych zbrodniarzy XX wieku, Feliksa Dzierżyńskiego, powinno w zdrowym społeczeństwie zakończyć się oburzeniem, ale wychowankowie Michnikowszczyzny żyją z takimi treściami za pan brat.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Pismo Michnika ociepla wizerunek Dzierżyńskiego
Czyli co, podział ról? Onet i „Newsweek” życzliwie o Wehrmachcie, a Wyborcza o bolszewikach?
CZYTAJ WIĘCEJ:
Polskojęzyczne media współczujące nazistom. Dziś Onet
Tekst, którym Wyborcza ociepla wizerunek komunistycznego mordercy jest tłumaczeniem nowelki Wiktora Jerofiejewa i opowiada o spotkaniu Dzierżyńskiego z Bogiem, jednak zwodniczy tytuł sprawia wrażenie, jakby odkryto jakieś nowe fakty, dokumenty, źródła historyczne na ten temat:
Feliks Dzierżyński wiedział, że zbłądził. Wojna domowa była koszmarem, a napaść na Polskę złamała mu serce
Wyborcza może się oczywiście bronić, że to nie oni, że to jedynie „literatura”, ale problem polega na tym, że Jerofiejew pisze z typowo rosyjskiej perspektywy, która problem Dzierżyńskiego dodatkowo polonizuje. Zatem mamy tu podwójny zgrzyt: wybielanie krwawego Feliksa na łamach Wyborczej, oraz polonizacja i „szlachtyzacja” zbrodni - piórem Jerofiejewa. Całe dziełko to zresztą do bólu rosyjska sztampa - Bóg jako tępawy urzędnik, piekło jako poczekalnia, decyzja o przywróceniu pomnika Dzierżyńskiego jak sprawa u starszego referenta-czynownika, dialog z nutą fatalistycznej, wielkorosyjskiej melancholii - aż tak sobie taką literackość ceni Czerska, że bolszewika rozgrzeszy? I tak oto założyciel Czeka jest przeniesiony do czyśćca, bo w potyczce słownej ograł Boga, cedując na niego decyzję o przywróceniu pomnika Dzierżyńskiego na Łubiance.
Ale przy okazji lektury tegoż opowiadanka wyświetlają się dwa inne teksty, w których autorzy także nie unikają zachwytów nad Feliksem. Sebastian Duda pisze o „Apollo wśród bolszewików. Historia Feliksa Dzierżyńskiego i jego kobiet”, a Jerzy Stempowski o czekiście jako o „najczystszym z czystych”. Pełno tam zachwytów nad edukacją, rzekomo skomplikowaną naturą przywódcy tajnej policji, słowem: postać stopniowo przygotowywana na powrót w poczet bohaterów.
Wynalazca obozów koncentracyjnych bohaterem Wyborczej
Może trzeba więc przypomnieć, że Feliks Dzierżyński nie był ot takim mordercą, nie to jest największą jego zbrodnią że kazał mordować ludzi w liczbach z pięcioma zerami na końcu, ale o to, że jako pierwszy na świecie stworzył ludobójczą machinę, która funkcjonowała poza kontrolą władzy państwowej, poza znanymi schematami wymiaru sprawiedliwości, stworzył tajne służby, które pod tą samą instrukcją obsługi działają dzisiaj na Kremlu.
Razem z Różą Luksemburg organizował Socjaldemokrację Królestwa Polskiego i Litwy, był antycarskim działaczem, rewolucjonistą, czterokrotnie aresztowanym. W 1906 roku poznał Lenina i bez reszty oddał się agitacji i działalności we frakcji bolszewickiej Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji. Gdy przewrót Lenina się udał, Feliks Dzierżyński został mianowany szefem Czeka - tajnej policji. Fenomen tej instytucji polegał na tym, że poprzez osobiste kontakty z Leninem Dzierżyński wywalczył zupełną niezależność służb od struktur rządowych. Krwawy Feliks ograł tu Ludowego Komisarza Sprawiedliwości, Isaaka Sztejnberga, który wierzył, że procesy sądowe będzie można w państwie komunistycznym prowadzić zgodnie z zasadami praworządności. Czeka stała się jednak ogonem, który macha psem - to pod wpływem ludzi Dzierżyńskiego Rada Komisarzy Ludowych zdecydowała we wrześniu 1918 o nasileniu „czerwonego terroru”. Już wtedy zadaniem Czeki była
walka z wrogami władzy sowieckiej i nowego stylu życia.
Doprecyzowanie tego kto jest wrogiem i na co ma być skazany, władza sowiecka zostawiła samemu Dzierżyńskiemu. Richard Pipes oceniał okrucieństwo ludzi Dzierżyńskiego jako bezprecedensowe:
Trudno opisać gwałtowność, z jaką przywódcy komunistyczni nawoływali w tym okresie do przelewu krwi. Zupełnie jakby na wyścigi chcieli dowieść, że są mniej „miękcy”, mniej „burżuazyjni” niż inni. (…) wczesny terror bolszewicki dokonywał się na oczach wszystkich. Tu nie było żadnych wahań, żadnego zasłaniania się eufemizmami, gdyż te ogólnokrajowy Grand Guignol [w znaczeniu: horror - red.] miał służyć celom „wychowawczym”.
W połowie 1920 roku tajna policja liczyła już ćwierć miliona funkcjonariuszy. To Dzierżyński był wynalazcą obozów koncentracyjnych, które dokładnie tak nazwał. Nie znajduje też Gazeta Wyborcza słowa, by przypomnieć jak kijowska Czeka rozstrzeliwała Żydów - wszak Dzierżyński chciał zaspokoić czarnosecinne tendencje tamtejszej ludności. W tekście Jerofiejewa czytamy, że to niby napaść na Polskę złamała serce Dzierżyńskiemu - to nieprawda. W tym czasie jego władza była najsilniejsza z czasów leninowskich, mógł sobie nawet pozwolić na spiskowanie ze Stalinem przeciwko Włodzimierzowi Iliczowi.
Dzierżyński załamał się raz - w 1919 roku zgolił brodę i na kilka tygodni uciekł, wraz z rodziną, „na urlop” do Szwajcarii. Wtedy jeszcze rzeka krwi, jaką sprowokował, była dla niego szokiem. Szybko się jednak otrząsnął, stając się na Kremlu radykałem zachęcającym do jeszcze większego okrucieństwa - chciał na przykład większej segregacji w obozach koncentracyjnych, poprzez tworzenie osobnych miejsc dla „burżuazji”. Do obozów miało się trafiać za cokolwiek:
Oprócz wyroków sądowych konieczne jest utrzymanie kar administracyjnych, to jest obozów koncentracyjnych. (…) W instytucjach sowieckich takie środki karne należy stosować za niesumienny stosunek do pracy, za niedbalstwo, za spóźnianie się itp.
-pisał Dzierżyński. To on był ojcem gułagów, tajnej policji, czerwonego terroru, wynalazcą obozów koncentracyjnych, Polakożercą, antysemitą, mordercą. Nie ma ani jednego powodu, by znajdywać dla niego jakiegokolwiek usprawiedliwienia. Chyba że samemu ma się bolszewicką mentalność.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/544932-onet-wspolczuje-wehrmachtowi-wyborcza-dzierzynskiemu