Przestańcie kombinować, bo się zakombinujecie na amen. Nigdy nie osiągniecie więcej niż teraz posiadacie.
Politycy nie znoszą sytuacji, kiedy wszystko jest proste, konsekwentne i spójne. Szczególnie ci, którzy odnoszą sukcesy, a największym jest przecież rządzenie. Wtedy się nudzą i zaczynają kombinować. Jeśli jedna kombinacja im wyjdzie, robią następne, bo to uzależnia. Kombinacje to przecież ryzyko, czyli chodzenie po linie. Kto zasmakuje, nie może się powstrzymać. To taki naturalny doping. Ale jak to w uzależnieniach bywa, kombinatorzy mają problem z kalkulowaniem ryzyka. Sądzą, że jak raz się symbolicznie sztachną, to na tym się skończy. Tyle że to prawie nigdy się tak nie kończy. Czego dowodzą końcówka rządów AWS, ostatnie półtora roku rządów SLD, druga kadencja rządów Donalda Tuska i Ewy Kopacz, no i druga kadencja Zjednoczonej Prawicy.
Podanie powodów kombinowania nie jest proste. Kombinującym się wydaje, że wiedzą dlaczego to robią, ale bardzo szybko przestają wiedzieć. Kombinowanie jest bowiem nieprzewidywalne. Generalnie chodzi o to, żeby zademonstrować siłę, sprawczość, pewność siebie, decyzyjną suwerenność, wielowariantowe planowanie przyszłości, spryt oraz pewną dozę niesubordynacji, bo to nakręca. Do tego dochodzi trochę perwersyjna przyjemność wynikająca z konfundowania partnerów, szczególnie tych ważnych. Kiedy się zaczyna kombinować, zwykle nie da się już tego kontrolować.
Kombinowanie z reguły źle się kończy, co wcale kombinujących nie odstręcza. Następni są przekonani, że im się uda. Koalicjanci w ramach Zjednoczonej Prawicy kombinują. Kombinują politycy PiS, których drażni podskakiwanie koalicjantów, a z drugiej strony przyzwyczaili się do ustawiania słabszych i nie sprawiało im przykrości, kiedy ustawianie wychodziło. Ale przestało wychodzić, bo mniejsi zaczęli się stawiać. I właściwie trudno jest im coś zrobić w odwecie za to stawianie się. I tak ich to podrajcowało, że postanowili pokombinować na własnym podwórku.
Jak Adam Bielan wystąpił przeciwko Jarosławowi Gowinowi, to ten musi się odwinąć. A jeszcze można wrzucić zagadkę w postaci transferu posłanki Moniki Pawłowskiej, wiceprzewodniczącej klubu Lewicy. Zagadkę, bo uruchamia się rozważania, co w następnym kroku kombinuje sam Jarosław Gowin i co tym ruchem chce powiedzieć koalicjantom. Bo, że chce, to oczywiste. Jak liderzy Solidarnej Polski zachowali się łagodnie, choć stanowczo w sprawie Funduszu Odbudowy, to musiał z grubej rury rąbnąć Janusz Kowalski. Ale naiwni bądź niedoinformowani są ci, którzy problemów Zjednoczonej Prawicy dopatrują się głównie po stronie Solidarnej Polski. A co jeśli to nie członkowie tej partii najbardziej mieszają, a tylko to mieszanie jest tak ustawione, żeby wskazać palcem partię Zbigniewa Ziobry?
Nie jest wcale takie oczywiste, kto rozpoczął akcję przeciwko prezesowi PKN Orlen, Danielowi Obajtkowi. To, że ona żyje już własnym życiem i stała się szajbą opozycji oraz „Gazety Wyborczej”, nie wyjaśnia, kto ją inspirował. Nie brakuje w gronie kombinatorów takich, którym się wydaje, że żaden ślad do nich nie prowadzi. Że są tacy sprytni w skłócaniu innych i udawaniu, że w tym czasie byli na grzybach. Otóż ślad często prowadzi we właściwą stronę i czasem wystarczy prześledzić, co i o kim ukazuje się w tabloidach, żeby spryciarze nie byli tacy niewidoczni, jak im się wydaje. I tacy bezkarni.
Kombinatorzy ulegają złudzeniu, że i cnoty nie stracą, i przyjemności zaznają. Tyle że to nie jest takie proste. Przede wszystkim kombinowania nie potrzebują ci, którzy czują się pewnie i nie muszą robić żadnych podchodów, by się dowartościować. Kombinują niedowartościowani albo przesadnie ambitni. A kombinowanie wciąga i z czasem demoralizuje. Szczególnie wtedy, gdy wiele się udaje i nie sposób jednoznacznie wskazać, kto kombinuje. Kombinowanie staje się takim „urokiem wszetecznym” (nawiązanie do filmu Krzysztofa Zanussiego pod takim właśnie tytułem nie jest przypadkowe). Ale to ma swoje granice. Tym bardziej wtedy, gdy kombinatorzy czują się niewidzialni. Partnerzy jednakowoż nie są tacy głupi jak im się wydaje, więc wcale nie są skorzy do taktyki milczenia owiec, a jeszcze bardziej prowadzenia tych owiec do wiadomego przybytku.
Na każdego cwaniaka (kombinatora) znajdzie się większy cwaniak – o tej zasadzie powinien pamiętać każdy kombinator. I prześledzić losy największych kombinatorów w III RP. Z tego wynika, że długofalowo kombinowanie niewiele daje, o ile cokolwiek. Tylko psuje krew. I bardzo trudno jest wyrwać się z błędnego koła kombinowania. A potem są już tylko daremne żale. Napiszę więc wprost: przestańcie kombinować, bo się zakombinujecie na amen. Nigdy nie osiągniecie więcej niż teraz posiadacie. Niezależnie od tego, jak byście się nakombinowali. Chyba że chodzi o auto-da-fé (w tym skrajnym znaczeniu), ale wtedy warto mieć świadomość, że to jednak samobójcze.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/544136-najwiekszym-wrogiem-zp-sa-kombinatorzy-we-wlasnych-szeregach