Przejście poseł Moniki Pawłowskiej do Porozumienia Jarosława Gowina to może nie jest polityczna bomba, ale na pewno porządna bombka; być może „transfer roku”. Mówimy przecież o wiceszefowej klubu Lewicy, a więc postaci bynajmniej nie szeregowej. Także o postaci o wyrazistych, lewicowych poglądach. Nic dziwnego, że jej otoczenie jest w szoku, i posuwa się do pytań o możliwy szantaż. Ale w szoku jest także prawica.
Pani poseł Monika Pawłowska poinformowała, że nie wstępuje do klubu parlamentarnego PiS i pozostanie posłem niezrzeszonym. I myślę, że nie wstąpi także w przyszłości. Bo choć sens tego ruchu i jego pełny kontekst nie są jeszcze w pełni naświetlone, to jedną tezę można postawić: to transfer, który stawia duży znak zapytania przy Zjednoczonej Prawicy.
Dlaczego? Bo ani Jarosław Gowin nie sięgałby po panią poseł Pawłowską, ani ona nie przeszłaby do Porozumienia, gdyby celem było wzmocnienie Porozumienia o jednego posła, i to z antypodów światopoglądowych. Nie, to byłoby bez sensu. To ruch, który z obu stron jest inwestycją w coś nowego, w jakieś nowe rozdanie, w jakiś nowy kurs. Może już za chwilę, może później. Zresztą, o tego typu nastrojach w Porozumieniu pisali na łamach tygodnika „Sieci” Marek Pyza i Marcin Wikło.
Przyjmując panią poseł Pawłowską Jarosław Gowin potwierdza, że prowadzi już bardzo, bardzo samodzielną grę, i że myślami jest już gdzieś daleko, być może nawet poza Zjednoczoną Prawicą. Co oczywiście nie wróży dobrze całemu obozowi rządzącemu.
A nawet gdyby przyjąć, że to transfer, który ma wzmocnić obecną konstrukcję Zjednoczonej Prawicy, to także można mieć mnóstwo wątpliwości, czy taki będzie efekt tej operacji. To już tak szeroko, że byłoby to przeciwskuteczne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/544000-przejscie-wiceszefowej-lewicy-do-porozumienia-zle-wrozy-zp