Ta gorąca potrzeba nieustannego zmieniania szyldów wiele mówi o intencjach i strachu architektów III RP. Ile to już było powiewów świeżości od Unii Demokratycznej po Szymona Hołownię?
Porównajmy tę sytuację z polityką Jarosława Kaczyńskiego - w 1990 założono Porozumienie Centrum, a gdy po dekadzie ta formuła się wyczerpała, upadła, wyborcy jej nie poparli, ale byli zaintrygowani skutecznością Lecha Kaczyńskiego jako przeciwnika korupcji - założono Prawo i Sprawiedliwość. W ciągu 30 lat mamy więc jedną zmianę szyldu, ale bez zmiany twarzy lidera - Jarosław Kaczyński, mimo dekad czarnego PR pozostaje wizytówką swojego ugrupowania. Bierze odpowiedzialność za błędy, zwłaszcza personalne, jak i ma satysfakcję ze zwycięstw i sukcesów - ot, normalna polityka.
Gdy zaś młodzież, dajmy na to roku 2050, będzie omawiała nurt liberalny w Polsce, pogubi się w strzałkach i metamorfozach. Unia Demokratyczna, Unia Wolności, Kongres Liberalno-Demokratyczny, Platforma Obywatelska, z której wyrasta pączek Ruchu Palikota, od której odrywa się .Nowoczesna, wracająca potem na łono matki, zmieniającej nazwę jako Koalicja Obywatelska. Od tej ostatniej odpada część członków i objawia się jako ruch Szymona Hołowni, znowu z jakąś apolityczną, ekstrawagancką nazwą, nie że partia, ale jako Ruch Polska 2050.
Przez te przeobrażenia, chowanie się i wyskakiwanie z tych kokonów, przewijają się nazwiska, postacie-legendy, bogowie układu okrągłostołowego, którzy później znikają pożarci przez swoich Kronosów: Mazowieckie, Geremki, Olechowskie, Tuski, Palikoty, Petru, Hołownie - jeszcze wyskoczy nam niejeden pan z teczki, uśmiechnięty, z nową energią, mówiący to samo co poprzednik, ale do mniej zainteresowanych polityką wyborców, do tych, którym nie zaświta ta myśl, że już kiedyś to słyszeli.
Pułkownik Garstka trzyma wszystko w garści
Mechanizm udawania tego pluralizmu, tej różnorodności, tej zmiany szyldów, ujawnił dr Jerzy Targalski w swojej niedocenionej książce „Służby specjalne i Pieriestrojka”, pięciotomowej monografii, opisującej jak komuniści Europy Wschodniej przygotowali swoją ekipę do transformacji ustrojowej.
Targalski nazywa tę wykreowaną partię, nieważne o jakich poglądach, ale ważne z jakimi kadrami - uległymi, zależnymi, bez aspiracji niepodległościowych, otóż Autor nazywa te zmieniające się środowiska polityczne „przyszłym partnerem społecznym”. Słowem: komuniści siadają przy stole i wymyślają jaka będzie ta „oddolna” opozycja, ta „autentycznie społeczna” partia, która oczaruje wyborców jako postępowa i antysystemowa. Historyk przywołuje krymskie spotkanie Jaruzelskiego z Gorbaczowem z 1987 roku, na którym omówiono „demokratyzację”, czyli stworzenie takiej partii, która pomoże zrealizować postulat tak świetnie ujęty przez Giuseppe Tomasiego de Lampedusę:
Jeśli chcemy, by wszystko pozostało tak jak jest, wszystko musi się zmienić.
„Chory twór rozmontować i zrobić to bezpiecznie”.
Targalski opisując końcówkę lat 80-tych powołuje się na wspomnienia pułkownika Wojciecha Garstki (bliski współpracownik Czesława Kiszczaka), który brał w tym udział, a potem opisał mechanizmy tworzenia tego „przyszłego partnera społecznego”. Co zabawne, w grę wchodziły różne ideologicznie warianty, można powiedzieć, że komuniści raz rozważali, że tą koncesjonowaną opozycją będzie jakaś odmiana narodowców, a innym razem, że jednak łagodni liberałowie. Autor podaje jak to w Instytucie Filozofii UW w 1987 roku doszło do spotkania potencjalnych twórców nowej partii. Andrzej Kijowski miał wówczas zapytać Garstki:
Ale przecież z tego co pan mówi wynikałoby, że pierwsze co trzeba zrobić to ten PZPR należałoby rozwiązać.
Garstka miał się dobrotliwie uśmiechnąć i odpowiedzieć:
Ależ oczywiście. Właśnie nad tym pracujemy (…). My pracujemy nad tym jak ten chory twór rozmontować i zrobić to bezpiecznie.
„Chory twór rozmontować i zrobić to bezpiecznie” - zapamiętajmy to zdanie. Autor „Służb Specjalnych i Pieriejstrojki” opisuje identyczne schematy kreowania opozycji, głównie na bazie ruchów ekologicznych, we wszystkich państwa socjalistycznych. To właśnie zatroskani o środowisko aktywiści byli najbardziej przydatni - pomagali pacyfikować dyrektorski beton w zakładach fabrycznych, jednocześnie nie walczyli z jądrem systemu, a jedynie z jego „wypaczeniami”. W Polsce rzecz się miała inaczej, bo do budowania bazy koncesjonowanej opozycji służyła miękka część Solidarności, a także stojący już w blokach startowych PAXowcy czy inni usłużni katolicy.
Tylko że ten plan Garstki okazał się przetrwać sezon jesieni narodów - co kilka - kilkanaście lat mamy do czynienia z zakulisową refleksją salonu, który zdaje się mówić: „Chory twór rozmontować i zrobić to bezpiecznie”, ale zmienia się tylko cel rozmontowania - trzeba było zdekonstruować PZPR, ale gdy zawiodła Unia Demokratyczna, to pomieszano w tym politycznym kotle, dolewając ludzi z Kongresu Liberalno-Demokratycznego, by wyłonić stąd Unię Wolności. Ta ostatnia znów zraziła swoją wyniosłą „inteligenckością” polskich wyborców, więc znowu „zrobiono to bezpiecznie” i powołano Platformę Obywatelską. Nowym Mazowieckim-Geremkiem okazał się Donald Tusk, może dlatego skuteczniejszy, bo nie udawał „inteligenta”. Udawał go za to Ryszard Petru, choć tutaj - nowość w schemacie Garstki - to „chory twór” (PO) przetrwał partie, które miały go zastąpić: Palikota i Nowoczesną. Czy przetrwa Hołownię i wchłonie go, jak poprzedników, czy właśnie Ruch Polska 2050 będzie tym, który będzie nową opowieścią starego systemu?
Czego się wstydzą, że tak zmieniają twarze?
Nazwisko sukcesora jest tu mniej ważne, bo to mechanizm przepoczwarzenia jest sprawdzoną nauką Garstki. Rzecz jasna to nie oficerowie SB siedzą nad nowymi metamorfozami partyjnymi, ale ich uczniowie, beneficjenci wcześniejszych zmian szyldów. Ale ten kontrast pomiędzy Jarosławem Kaczyńskim, który swoje zwycięstwa i porażki, bierze na klatę, ba, na twarz raczej, a Mazowiecko-Geremko-Tusko-Hołowniami, którzy nieustannie malują się, przebierają, udają że idą z czymś nowym dla społeczeństwa, ten kontrast jest szalenie ważny.
Bo oceniać skutki, założenia polityki PiSu czy antyPiSu można różnie, wolno się zgadzać z jednym lub drugim programem, ale gdy jedna ze stron boi się uczciwie podpisać pod swoją wizją i ciągle wystawia nowych panów z teczek, którzy muszą zapewniać o świeżości tego samego planu - to jak to świadczy o ich intencjach? Czyżby wstydzili się swoich prawdziwych planów, skoro ten sam pakiet pudrują ciągle nowymi twarzami?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/543982-chory-twor-rozmontowac-i-zrobic-to-bezpiecznie