Nieznane dotąd nagranie z rozmowy Donalda Tuska z Edmundem Klichem z 23 kwietnia 2010 roku potwierdza, że rządząca wówczas ekipa Platformy Obywatelskiej, z jej szefem na czele, od początku traktowała tę wielką tragedię narodową wyłącznie w kategoriach PR-owych. To były jej troski. Jedyne troski.
Tusk łaje np. Klicha, że zabrał głos publicznie, ponieważ jego wystąpienie „utrudni, a nie ułatwi wyjaśniania tej sprawy od strony obalania różnych spiskowych teorii”. Za najważniejsze uznaje „jak najszybsze zakończenie śledztwa”, i z góry uznaje, że oczekiwania dotyczące - jak wynika z kontekstu - porządnego zbadania katastrofy są „naiwne”.
W tej rozmowie najbardziej wstrząsające są słowa Edmunda Klicha. Wysłano go do Moskwy samego, i samym pozostawiono. Nie dostał profesjonalnego tłumacza, nie dostał opieki prawnej, wsparcia merytorycznego z kraju, a do tego zabrano mu łączność kryptograficzną. Tusk nawet nie wie, jak do tego doszło, kto podjął taką decyzję. To są konkrety. Do tego postawa obecnej władzy, którą Edmund Klich opisuje takimi oto słowami:
Ja czuję na sobie wielką odpowiedzialność za to, co robię. Natomiast w tej mojej pracy nie było żadnego zrozumienia osób, z którymi się kontaktowałem.
Słowa te dotyczą także Tuska, bo przecież Klich dlatego zabrał głos publicznie i wrócił do kraju, że przez parę dni nie mógł się dobić do Tuska:
Czy ja postawiony na tak ważne i zaszczytne stanowisko, ale bardzo odpowiedzialne, czy ja nie mogę liczyć, że przy całym ogromie obowiązków, stresów pana premiera, na 3 minuty rozmowy albo minuta rozmowy w czasie jazdy samochodem. (…) Czy nie stać członka rządy – to nie musiał być pan premier, mógł być pan minister Boni czy inny – na kontakt z człowiekiem, który pracuje tam w stresie, walczy o to, żeby stosunku z Federacją Rosyjską, które… (…) jest szansa, żeby te wszystkie złe chwile przeszły w niepamięć.
Ciekawe, że Klich próbuje zmobilizować Tuska nie troską o konieczność zapewnienia rzetelnego śledztwa z polskim udziałem, ale argumentem o możliwości wykorzystania tragedii smoleńskiej do pojednania z Rosją. Czyżby uznał, że tylko wskazując na korzyści polityczne ma szansę przebić się ze swoimi postulatami?
W sumie można się tylko zadumać nad faktem, że tak wiele naszych przeczuć z tamtego czasu znajduje dziś potwierdzenie w twardych dowodach. I kto wie, czy nie przyjdzie czas, że pojawią się twarde dowody także na nasze podejrzenia dotyczące przyczyn katastrofy samolotu ze śp. Prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/543897-te-tasmy-potwierdzaja-tusk-traktowal-1004-jako-operacje-pr