Media opozycji zaczęły już w Daniela Obajtka strzelać parówkami - nieomal dosłownie. Z komentarzy Tomasza Lisa, Dominiki Wielowieyskiej, Agnieszki Kublik i innych autorów antyPiSu wyłania się jednak frustracja, że ich kolejne „bomby” medialne, czyli - jak twierdzą - „afery PiS’” nie niszczą społecznego poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości.
Z tego niezrozumienia fenomenu PiS bierze się cały ciąg logicznych błędów i chybionych wniosków intelektualnego światka opozycji. Próbowano więc popularność Zjednoczonej Prawicy pogardliwie tłumaczyć „kupowaniem głosów”, głupotą wyborców, populizmem PiS-u, „budzeniem demonów” nacjonalizmu, propagandą TVP, przebiegłością Jarosława Kaczyńskiego, a z już kompletnie opiumowych wizji: wpływami rosyjskimi czy prowokacjami tajnych służb.
Tymczasem Prawo i Sprawiedliwość ma jedną cechę, która odróżnia tę partię od sił opozycyjnych. Jest nią konkretna wizja Polski. Hola, hola, jeśli komuś zabrzmiało to zbyt trywialnie, niech pozwoli tę myśl rozwinąć. Prawica widzi nasz kraj jako silne państwo powiązane ekonomicznie i politycznie z Unią Europejską, ale z dywersyfikacją sojuszy poprzez zbliżenie ze Stanami Zjednoczonymi, budującego przeciwwagę dla niemieckich wpływów poprzez współpracę z państwami Trójmorza, a jedną z metod realizacji tych celów jest bogacenie się społeczne i tworzenie zasobów gospodarczych zwiększających naszą niezależność. W dodatku nie da się, zdaniem prawicy, tego przeprowadzić, bez podtrzymania konkretnej, silnej narodowej tożsamości.
Jasne że te ambitne plany niekiedy kuleją, a niekiedy wywracają się w toku starań o ich realizację.
Centralny Port Komunikacyjny wygląda jak przenoszona ciąża, nie udało się zapewnić Polakom tanich mieszkań, a potężny kult Żołnierzy Wyklętych został nieco roztrwoniony w tromtadrackich uroczystościach. Ale ta wola polityczna realizacji konkretnego programu przynosi też i wymierne owoce - tylko skończony głupiec albo rzecznik obcej agendy może nie zauważać udanych projektów energetycznych, takich jak Terminal LNG w Świnoujściu, wzmacniania bezpieczeństwa jak zwiększenie obecności amerykańskiej w Polsce, budowania zasobów państwa poprzez sukcesy PKN Orlen czy PLL Lot. Pewnie, że władza od kulis wygląda czasem nieelegancko. Mieliśmy małżonkę ministra w Fundacji Agencji Rozwoju Przemysłu, albo autonomię dla wicepremierów, którzy w swoich resortach próbowali ugłaskać lewicowy establishment - ale też nie święci garnki lepią i nie święci robią politykę w steranym postkomunizmem kraju.
A właśnie elektorat Prawa i Sprawiedliwości w dużej mierze wymaga od rządu nie PR-owskich koncertów, ale budowania silnej Polski. Czytelnicy portalu wPolityce.pl także często oburzają się, że reformowanie państwa idzie zbyt wolno czy zbyt opornie, zatem dla konserwatywnych wyborców wzmacnianie kraju jest priorytetem - nie zaś świętość polityków, wykrochmalone kołnierzyki czy eleganckie zegarki.
Bo przecież opozycja wizji Polski - uczciwie to powiedzmy - nie ma. Szukanie programu Platformy Obywatelskiej to już sport narodowy, Hołownia potrafi być jednego dnia przeciwnikiem aborcji, a drugiego dnia obrońcą aborcji na życzenie, PSL twierdzi, że jest chadeckie, a potem maszeruje w tęczowej koalicji do europarlamentu. Lewica ma swoją wizję społeczną, z wielkimi socjalnymi obietnicami i propozycjami obyczajowej rewolucji, ale w ich tezach polskość jako wartość występuje rzadko - chyba że przy „wyzwalaniu” naszego kraju przez gwałcicieli z Armii Czerwonej. Liberalne elity w swoim oburzeniu potrafią zrobić billboardy z gestem Joanny Lichockiej, a potem przez trzy miesiące krzyczeć „j…ć PiS”. Błędy opozycji trudniej wybaczyć, bo na sztandarach mają mgliście pojętą „europejskość”, abstrakcyjną, bo dziś niemożliwą do zrealizowania „wolnorynkowość”, albo frazesy o demokracji, tolerancji i praworządności. Za samą tolerancję i „europejskość” nikt się nie dawał nigdy pokroić, a za wartości patriotyczne - owszem.
Abstrahując więc od tego, że większość „afer PiS” to po prostu wyssane z palca próby wywołania skojarzeń (nieruchomości-pieniądze-nieuczciwość), to jednak elektorat PiS skłonny jest swoim politykom wybaczyć więcej - bo walczą „o coś”. Naszym zdaniem nie ma symetrii między aferami Tusków i Millerów a wpadkami PiS-u, ale choć chcielibyśmy by wpadek Zjednoczonej Prawicy nie było wcale, to jednak widzimy konsekwencję w poczynaniach rządu. Komentatorzy nazywają to wiarygodnością, ale jest to jednak konkretny polityczny zasób. Co ciekawe, uniwersytecki profesor i promotor Jarosława Kaczyńskiego, Stanisław Ehrlich, pisał o tym osobne prace naukowe - o narzędziach i instrumentach władzy w partiach krajów kapitalistycznych. Spójność programowa była w jego książkach jednym z filarów skuteczności. Niby proste, a przez opozycję nie do ogarnięcia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/543672-na-opozycji-roztrzasajadlaczego-poparcie-dla-pis-nie-spada