”Jesteśmy w trakcie wewnątrzunijnej wojny informacyjno-psychologiczno-prawnej, na razie na tym froncie określanym pojęciem tzw. praworządności, ale inne elementy już czekają w kolejce, chociażby media” - mówi portalowi wPolityce.pl eurodeputowany Jacek Saryusz-Wolski.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Unia Europejska stoi przed mnóstwem wyzwań, mnóstwem problemów, chociażby pandemia koronawirusa czy transformacja energetyczna, a zajmuje się LGBT. Dlaczego?
Jacek Saryusz-Wolski: To jest element wojny informacyjnej, ideologicznej, spychania na margines krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Jedno drugiemu nie przeszkadza.
Ale jednak zajmuje czas i koncentruje energię nie w tym miejscu, co trzeba.
Na pewno z naszej perspektywy czasowej zajmuje się nie tym, czym powinna, traci czas i szkodzi. Natomiast z ich perspektywy do tego są oddelegowane określone zespoły ludzkie, komisarz Jourova, komisarz Reynders, określone grupy posłów w PE, które wykonują tą robotę. Zresztą w sposób sugerujący, że ktoś formatuje czy podpowiada, bo ta narracja jest bardzo podobna, wręcz momentami identyczna tak jakby ktoś podsuwał ściągi czy wzorce.
Pozostaje jeszcze kwestia kompetencji. Jednak sprawy światopoglądowe są poza kompetencjami UE. Czy to przypadkiem nie jest skok na traktaty?
Na pewno. To żadne odkrycie. To już od dawna się dzieje, natomiast w tym najbardziej natężonym wymiarze zaczęło się od sądownictwa, praworządności, w tej chwili są media. To jest pewna zamierzona polityka. Ci sami komisarze mówią na wstępie swoich wystąpień w PE, że wprawdzie to nie jest kompetencja zapisana w traktatach, ale chcą i będą to robić. Domagają się nowych kompetencji, a nawet zmian traktatowych. Także z pełną świadomością jest to naruszanie tego, co jest zapisane w traktatach i działanie wbrew traktatom.
Czego w najbliższym czasie możemy się spodziewać? Jak daleko jest w stanie się posunąć ta lewicowa rewolucja w UE? Pamiętamy z historii, że rewolucje kończyły się dość krwawo. Czy ta rewolucja też w przyszłości może mieć takie cechy?
Co do krwawości, to nie chcę się wypowiadać. Natomiast poza tym, że to wyzwala gwałtowne zjawiska w sferze publicznej, na ulicach itd., to jest coś co trwa i będzie trwało. To jest non stop czynione w PE, w mediach i w wykonaniu tych dwóch komisarzy oddelegowanych do tej lewicowej wojny z konserwatyzmem. Świadczy to o tym, że jest to stały repertuar i stały element, który będzie ciągnięty. Pyta pani, do kiedy? Tak długo, aż ktoś tego nie zatrzyma. Czyli część sceny politycznej, która się temu przeciwstawia musi być wystarczająco duża, znacząca, aby móc to powstrzymać.
Powstał słownik wyrazów zakazanych w PE. W tej chwili nie ma jeszcze żadnych sankcji, ale pytanie, czy pojawiają się pomysły, aby sankcjonować niepoprawne politycznie wyrażanie się posłów?
Widziałem ten oburzający dokument. Rzeczy mają nie być nazywane po imieniu. To wygląda na wstęp do tego, co może nadejść – oby nie. To się kojarzy z takim orwellowskim pojęciem myślozbrodni – myślenie czy nazwanie w sposób, który jest arbitralnie uznany za niedopuszczalny, samo to już jest zbrodnią, już jest wykroczeniem, albo nieaprobowanym – tak jak na dzisiaj się to proponuje, bo to są rekomendacje – albo w którymś momencie również penalizowanym. To jest próba, jak daleko można się w tej materii posunąć, w rewolucji kulturalnej.
A jeśli chodzi o tych skrajnych lewicowych eurodeputowanych, to na jakim etapie żądań oni są obecnie pod tym względem?
Na dzisiaj te żądania brzmią tak, że oni mają własną wizję tego, co dobre i złe, co słuszne i niesłuszne i tego, co powinno być wyklęte i zakazane i usiłują ją narzucić innym za pośrednictwem unijnych instytucji i unijnego prawa. Jesteśmy w trakcie wewnątrzunijnej wojny informacyjno-psychologiczno-prawnej na razie na tym froncie określanym pojęciem tzw. praworządności, ale inne elementy już czekają w kolejce, chociażby media.
Jakie pomysły się pojawiają w kwestii mediów?
Pani komisarz Jourova nie dalej jak w tym tygodniu mówiła, że KE chce mieć nowe narzędzia wpływu, żeby wpływać na media. To mogą być narzędzia finansowe. Pojawiają się propozycje, żeby KE sfinansowała ogólnounijne radio, czy żeby media były pod kontrolą władz UE, żeby powstawały sponsorowane przez nią ogólnoeuropejskie media, które by zwalczały te treści w mediach krajów członkowskich, które nie są „poprawne politycznie”.
Jeżeli można dyscyplinować samorządy za domniemane, nieprawdziwe, nieistniejące „strefy wolne od LGBT” w oparciu o produkowane fake newsy, fałszywe informacje, to można również dyskryminować istniejące media, które będą się niepoprawnie zachowywały, karaniem administracyjnym i finansowym czy wszelkim innym.
Zaczyna się od wkraczania w domeny, które nie są kompetencją UE. Jeżeli na tym etapie tego nie zatrzymujemy, to potem mamy już ciąg dalszy. Jeżeli są w stanie potępiać zjawiska, których nie ma – owe „strefy wolne od LGBT” w Polsce – to potem wszystko już jest możliwe. To jest element wojny hybrydowej, wojny psychologicznej, wojny informacyjnej, która zastępuje klasyczny konflikt, ale ma tę samą naturę. Chodzi o zmianę układu władzy, o to kto komu podlega, kto kim rządzi, kto jest w pozycji podporządkowanej, wasalnej, kolonialnej.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/542943-saryusz-wolski-jestesmy-w-trakcie-wewnatrzunijnej-wojny