Różnice zdań w sprawie Krajowego Planu Odbudowy to kolejny zgrzyt w obozie rządzącym. Kolejny, z którego nic nie wyniknie. Rozpad koalicji nie opłaca się żadnej z tworzących ją partii.
Nikt nie zyskuje na rozpadzie
PiS potrzebuje Solidarnej Polski, Solidarna Polska potrzebuje PiS. I chociaż to partia Jarosława Kaczyńskiego jest głównym rozgrywającym, to bez wsparcia swojego bliźniaczego koalicjanta nie jest w stanie przegłosować kluczowych ustaw. W przypadku rozpadu miałaby również nie lada problem wizerunkowy. To właśnie z rekomendacji „ziobrystów” startowały „twarze”, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę młodsze pokolenie polityków. Nowogrodzka nie może pochwalić się wykreowaniem tak wielu nowych nazwisk. PR-owym obciążeniem byłoby zresztą samo zakończenie współpracy obu ugrupowań.
A co traci Zbigniew Ziobro et consortes? Przede wszystkim szansę na grę w I lidze, a w dalszej perspektywie całkowity polityczny niebyt. W przeciwieństwie do Porozumienia, Solidarna Polska nie ma dużych zdolności koalicyjnych. Nie można tu liczyć na woltę i sojusz z którąkolwiek z sił parlamentarnych oprócz Konfederacji.
Sojusz z Konfederacją? Tylko po co?
Co do tego ostatniego ugrupowania, w przestrzeni publicznej pojawiło się mnóstwo przewidywań, przypominających jednak bardziej wróżenie z fusów niż rzeczową analizę. Czy możliwy jest sojusz współrządzącej partii z paktem narodowców i wolnościowców? Nawet jeśli zaznaczymy, że to hipotetyczny wariant w odległej przyszłości, to i tak wydaje się mało opłacalny dla obu stron. Dla Solidarnej Polski będzie oznaczał wyłącznie degradację. W tej symbiozie karty, z racji poparcia, rozdawałaby partia z mniejszym stażem, a w dodatku bardziej radykalna. A i dla Konfederacji taki układ byłby bardzo ryzykowny – będąc partią protestu postawiłaby na konszachty z ugrupowaniem firmującym rządy PiS, od których prawicowa opozycja zdecydowanie się odżegnuje. Mielibyśmy powtórkę z 2007 roku, gdy z jednej listy do Sejmu startowały Liga Polskich Rodzin, Unia Polityki Realnej i Prawica Rzeczypospolitej. Nie dość, że nie było bonusu za sojusz, to jeszcze elektoraty odwróciły się od swoich ugrupowań. Ostatecznie koalicja uzyskała wynik na poziomie najmniejszej z wymienionych partii.
Dlatego politycy PiS i Solidarnej Polski mogą sprzedawać sobie ciche kuksańce, ale na rozwód się nie zdecydują. Kosztowałby obie partie zbyt wiele. To małżeństwo z rozsądku. A takie związki, wbrew pozorom, potrafią być bardzo trwałe.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/542627-nie-ma-zp-bez-sp-nie-ma-sp-bez-zp-rozwod-sie-nie-oplaca