Rada Języka Polskiego oficjalnie przyjęła stanowisko, że słowo „murzyn” jest nie do przyjęcia.
W ten sposób doszły do skutku zabiegi językoznawcy dr. Marka Łazińskiego z Uniwersytetu Warszawskiego, aby wyeliminować to słowo z języka polskiego. Łaziński twierdzi, że jest ono obraźliwe i anachroniczne.
Jest wielu, którzy twierdzą, że RJP uległa terrorowi politycznej poprawności. Terroru tego samego rodzaju, który od dawna dominuje na Zachodzie i który dostosowuje język do ideologizowanych poglądów na ważne kwestie, takie jak rasizm.
Gazeta Wyborcza, oczywiście, opublikowała wywiad z Dominiką Cieślikowską, psychologiem międzykulturowym, w którym przekonuje nas, że wyraz ten jest nie do przyjęcia dla społeczności afrykańskich w Polsce i dlatego powinniśmy je porzucić.
Mniej więcej w tym samym czasie, co decyzja RPJ, poseł Lewicy Maciej Gdula stwierdził na Twitterze, że powieść „W pustyni i w puszczy” Henryka Sienkiewicza, powinna zniknąć z kanonu lektur. Bo jest „rasistowska”.
Są więc słowa i książki, które niepokoją polskie środowiska lewicowo-liberalne i uznają je oni za rasistowskie. Jednocześnie, mniej lub bardziej te same kręgi wspierają wulgaryzmy w przestrzeni publicznej jako uprawnione środki walki politycznej.
Słowo „murzyn” i Sienkiewicz przeszkadzają, ale wulgaryzmy typa „wyp…“ i „jeb…“ jakoś nie. Pierwsze to rasizm, a drugie to „walka o prawa obywatelskie”. Jak widać, wszystko jest kwestią perspektywy.
Ale środowiska lewicowo-liberalne nie poprzestają na popieraniu wulgarnych słów. Wspierają również poważniejsze formy agresji.
Niedawno zetknąłem się ze statusem Adama Leszczyńskiego w mediach społecznościowych, w którym dziennikarz ten i nota bene doktor historii, wspierał akcje niszczenia plakatów z nienarodzonym dzieckiem, które są częścią kampanii na polskich ulicach.
Kiedy niektórzy próbowali mu wytłumaczyć, że to tylko wandalizm i chuligaństwo, które może przekształcić się w coś jeszcze bardziej agresywnego, Leszczyński, ale też inni intelektualiści o podobnej orientacji, którzy zabrali głos (m.in. reżyserka Agnieszka Holland) nie chcieli się do tego przyznać.
Piękny i prosty plakat z nienarodzonym dzieckiem został opisany jako „fundamentalistyczna propaganda”, „sadyzm”, „miazga katolicko-narodowej propagandy”, a jego zniszczenie jest uzasadnione.
Jasne jest, dlaczego ten plakat tak niepokoi zwolenników aborcji w lewicy. Swoją prostotą stanowi najlepszą przeciwwagę dla trwającego obecnie w Polsce projektu dehumanizacji nienarodzonych.
Łatwość zgody na wandalizm
Jeszcze bardziej martwi w tym wszystkim coś innego. Niepokoi łatwość, z jaką elity intelektualne III Rzeczpospolitej godzą się na wandalizm, chuligaństwo i przemoc, przedstawiając je jako walkę o swobody obywatelskie.
I tak widzimy zarysy tej „nowej Polski”, o której marzą lewicowo-liberalne siły i starają się je osiągnąć z pomocą wandali i chuliganów, ale także mediów i intelektualistów.
To Polska, w której słowa przeszkadzają i są zakazane, a agresja wymierzona w tych, którzy myślą inaczej jest traktowana jako „walka o prawa”.
Tego właśnie dla nas chcą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/542448-oto-nowa-polska-slowa-przeskadzaja-ale-agresja-juz-nie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.