W tej grze chodzi o ocalenie Polski i zahamowanie podboju przez bolszewizm Unii Europejskiej.
Mniejsze bądź większe rozróby wewnątrz Zjednoczonej Prawicy tylko dla kogoś niemającego pojęcia o polityce mogą się wydawać czymś zwyczajnym, gdy rządzi koalicja. Nawet gdy jest „zjednoczona”, co podkreślano zarówno sześć lat temu, jak i zwraca się na to uwagę obecnie. I to by był koniec sielanki („Sławianie, my lubim sielanki” - jak mówił Literat IV w VII scenie III części „Dziadów” Adama Mickiewicza). Dlatego trzeba powiedzieć koalicjantom Zjednoczonej Prawicy kilka brutalnych prawd, o których nie chcą pamiętać albo zwyczajnie nie pamiętają.
Rządy Zjednoczonej Prawicy są swego rodzaju cudem, gdy spojrzeć i na polityczną mapę Polski, i Europy. Otoczenie, poza Węgrami i może obecnie Słowenią, jest wrogie. Zewnętrzne otoczenie postrzega i ocenia rząd konserwatywny w Polsce jako aberrację: historyczną, polityczną, socjologiczną, moralną, aksjologiczną i estetyczną. Taką, którą wszelkimi sposobami trzeba naprawić, czyli najpierw zniszczyć, a potem głęboko przeorać. Europa zmierza przecież w stronę „nowego wspaniałego świata”, czyli starego bolszewizmu, choć podobno to liberalna demokracja.
Trudno nawet w najsilniejszym powiększeniu znaleźć element liberalny, gdy już prawie nic nie wolno. Bez konsekwencji można powiedzieć chyba porównywalnie mało jak w czasach bolszewickich. Zaraz bowiem zjawią się różni „prokuratorzy” i będą ścigać rasizm, antysemityzm, nacjonalizm, faszyzm, neonazizm, ksenofobię, antydemokratyzm, łamanie prawa i konstytucji, zamach na prawa człowieka i wolność słowa, łamanie praw reprodukcyjnych, homofobię, transfobię, mizoginię, mowę nienawiści, maczyzm, dyskryminację, misgendering, wykluczenie, seksizm, mobbing, molestowanie, przemoc symboliczną und so weiter.
Możemy mówić o cudzie rządów Zjednoczonej Prawicy, bowiem, gdyby nie szereg zbiegów okoliczności (naprawdę trudnych do osiągnięcia, a tym bardziej zaplanowania) w 2015 r., nie byłoby samodzielnej większości. Przez co nie byłoby też sukcesu wyborczego w 2019 r. A wtedy mimo najlepszego w historii III RP wyniku Zjednoczonej Prawicy i ogromnej mobilizacji, większość sejmowa okazała się bardzo krucha (tak jak cztery lata wcześniej – zaledwie 5 mandatów). Za tym stoi wiele wyjątkowo pomyślnych zbiegów okoliczności i wielki wysiłek. To, co się stało w 2015 r. mogłoby nigdy nie zaistnieć i trzeba mieć tego świadomość.
Mimo bardzo kruchej większości od początku drugiej kadencji (a incydentalnie także w pierwszej) spore grupy posłów (jak i różni indywidualiści) Zjednoczonej Prawicy zaczęła się bawić zapałkami w składzie benzyny. Wszystko jedno z jakich powodów: urażonych bądź wygórowanych ambicji, faktycznych bądź domniemanych krzywd, niedorobionych czy przekombinowanych strategii. Te zabawy nadal trwają i wyglądają tak, jakby uczestnicy nie mieli pojęcia, że przebywają w składzie benzyny i za chwilę wszystko może wylecieć w powietrze.
Rozwalenie Zjednoczonej Prawicy to nie będzie zwykłe oddanie władzy w demokratycznym otoczeniu. Bo tego demokratycznego otoczenia po prostu nie ma. Rozwalenie będzie wstępem do swego rodzaju eksterminacji PiS, czyli zniszczenia i zakazania tej partii na zawsze. Chodzi o rozwiązanie, osądzenie, zakazanie, zemstę, odwet, fizyczną rozprawę, uwięzienie. Jeśli politycy Solidarnej Polski i Porozumienia uważają, że ta eksterminacja ich nie dotknie, to są naiwni jak bobaski.
Swoista eksterminacja to jedno, ale jeszcze ważniejsze jest to, co się wtedy stanie z Polską, co się stanie z Europą. Z wielkim trudem, przy nieustannym ostrzale rakietami i dywanowych bombardowaniach (nie dosłownie oczywiście), przy atakach rządów, organizacji międzynarodowych, instytucji, fundacji, mediów, produkcji kulturalnej i ludzi kultury oraz nauki Polska trwa i próbuje się przeciwstawić przerobieniu Polaków w nawóz postępowej historii. Przeciwstawić zniszczeniu korzeni, tradycji, fundamentalnych wartości, a przede wszystkim wolności i suwerenności. Polska przeciwstawia się też w ten sposób pełnej bolszewizacji Unii Europejskiej. Jeśli złamie się Polskę, to już łatwiej będzie z Węgrami oraz innymi, mniejszymi państwami.
Mając świadomość sporego przejaskrawienia, można powiedzieć, że w jakimś sensie Polska znajduje się obecnie w takiej sytuacji, jak w 1920 r. Innymi narzędziami, ale jest to swego rodzaju druga wojna polsko-bolszewicka. Dalekosiężne skutki przegranej mogą być takie, jakie przyniósłby w 1920 r. pochód bolszewików na zachód Europy: do Berlina, Paryża, Madrytu, Rzymu. Trwanie Polski wolnej przede wszystkim od dominacji kulturowego bolszewizmu ma kolosalne znaczenie. I czas ma wielkie znaczenie. Czas potrzebny na utrwalenie zmian, przebudowę instytucji, zastopowanie pochodu kulturowego bolszewizmu.
Każdy, kto przyczynia się do rozwalania Zjednoczonej Prawicy, niezależnie od powodów i motywacji, musi mieć świadomość, że nie chodzi o mniej lub bardziej poważne czy dziecinne polityczne gry i zabawy. Chodzi o ten nowo-stary bolszewizm i zatrzymanie jego pochodu. Może to zabrzmi przesadnie patetycznie, ale tu chodzi o ocalenie Polski i zahamowanie podboju przez bolszewizm Unii Europejskiej. A tylko przy okazji o uniknięcie swego rodzaju eksterminacji tych, którzy chcą i mogą przeciwstawić się nowo-starym bolszewikom. I ci, którzy rozwalą Zjednoczoną Prawicę za to wszystko będą odpowiedzialni.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/541039-przestrogi-dla-zjednoczonej-prawicy