Przepis na milion wyborców w Polsce jest dosyć prosty, można by go nazwać przepisem na politycznego zbawcę, albo „apolitycznego polityka”. Nowa twarz w polityce, koniecznie człowiek, który osiągnął zawodowy sukces, głośno wzdychający nad całą klasą polityczną, odcinający się od podziałów i składający obietnice - dużo obietnic. Obietnice nie mogą też być konkretne, bo konkretem zawsze można kogoś urazić. One muszą być takie… rokujące. Słuchajcie, będzie dobrze, nie powiem wam dokładnie jak, ale mam to w głowie, szczegóły później. To wszystko koniecznie musi być okraszone wypowiedziami, które zmęczeni partyjnymi walkami rodacy chcą słyszeć, które potwierdzają ich niezaangażowane w sprawy państwa intuicje - że jest źle, ale może być lepiej, że będzie dużo konsultacji z narodem.
I nie, nie działa tu logika, że ktoś się daje nabrać „kolejny raz” albo że rzeczeni zbawcy są wspierani przez konkretnych politycznych graczy, co demaskuje ich rzekomą apartyjność. Tacy „apolityczni politycy” są przecież skrojeni na potrzeby części elektoratu - tego zmęczonego polityką, oczekującego łatwych rozwiązań, takiego dobrego szwagra, którzy przyjdzie i naprawi awarie, nie weźmie za dużo pieniędzy i pozwoli dalej żyć w świętym spokoju.
To muszą być ludzie sukcesu
Stan Tymiński był tajemniczym bogaczem z egzotyczną małżonką, Janusz Palikot uchodził za odważnego prowokatora, ale i przedsiębiorcę, Ryszard Petru miał być wybitnym ekonomistą, a Szymon Hołownia to przecież TVNowska gwiazda: tańczył, opowiadał dowcipy i mówił dziewczynom z programu „Mam talent”, że są świetne i że im gratuluje. To przecież wymarzeni kandydaci na mężów stanu. W analogie członków „Pocztu apolitycznych polityków” można bawić się drobiazgowo - nawet nazwa ich partii nie może być ideowa, klasyczna, musi być jakiś ekscentryczny motyw. Partia X Tymińskiego, Ruch Palikota czy Ruch Polska 2050 (broń Boże partia! - Ruch jest przecież „apolityczny”), nawet .Nowoczesna musiała mieć swoją ekstrawagancką kropkę przed nazwą. Gadżet o którym marzy każdy z fajnoPolaków - jak fajansowy słonik z podniesioną trąbą.
Nie ma co nad tym rozpaczać, taka jest specyfika demokracji, rozpiętej pomiędzy zabetonowanym systemem establishmentu - jak w USA, a społeczeństwem medialnym, w którym wielkie znaczenie ma dobrze zorganizowane show. Jeszcze kilka miesięcy temu we Francji wśród potencjalnych kandydatów na prezydenta wymieniano wyrazistego komika Jean-Marie Bigarda, który pozwala sobie na prymitywne odzywki do prezydenta, epatuje niewybrednymi żartami, a potem komentuje:
Nie wiem nic o polityce, nigdy nie chciałem tego robić.
A i tak w jednym z czerwcowych sondaży 2020 roku otrzymał 13% wynik. Abstrahując więc od politycznego zaplecza, które często kreuje marketingowe wydmuszki, to jednak niechęć do polityki, do konkretnych wartości i postaw państwowych jest problemem, z którym trzeba się zmierzyć we współczesnych demokracjach. To nie jest tylko zabieg marketingowy, zmiana politycznego szyldu przez ludzi Tuska czy szerzej: Platformy Obywatelskiej. Kandydaci bez właściwości, bez poglądów politycznych, zmieniający zdanie w zależności od sondaży i podatni na wpływy to fatalny scenariusz w czasach światowego kryzysu i niepewności. Trudno jednak wytłumaczyć apolitycznym wyborcom, że apolityczni politycy nie rozwiązują problemów, ba, że oni po prostu nie istnieją.
CZY HOŁOWNIA SKOŃCZY JAK PETRU? ZOBACZ:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/539573-tyminski-petru-holownia-czyli-poczet-apolitycznych