Vera Jourova, departament stanu USA i PE już w blokach startowych. Znów będą bronić wolności w Polsce. Tym razem wolności mediów. Wolności do nieograniczonego zarabiania.
Niezwykle słabą mamy tę opozycję i potwornie słabych gigantów medialnych, skoro muszą się uciekać do żebrania o wsparcie za granicą, gdy rząd chce nałożyć na nich podatek.
To akt desperacji. Wciąż bowiem nie są w stanie przekonać Polaków, by według demokratycznych reguł zmienili władzę. A spieszy im się tak bardzo, że nie chcą czekać na kolejną elekcję. Jedyny realny dla nich scenariusz wcześniejszych wyborów musiałby wiązać się z rozbiciem Zjednoczonej Prawicy, a na to – mimo wszystko – się nie zanosi. Nikomu w ZP to się nie opłaca. I każda z trzech frakcji obozu ma tego pełną świadomość. Trwa pewna próba sił i walka o pozycje, ale koniec koalicji to na dziś scenariusz z kategorii political fiction.
Opozycja wciąż więc będzie kręcić się w kółko. Może trochę przybiorą na sile ruchy tektoniczne na linii KO-Polska 2050, podchody Donalda Tuska, a na pewno nieustająca presja na rząd: uliczna (pani Lempart już zapowiada, że do czerwca Strajk Kobiet zintensyfikuje swoje działania) i międzynarodowa.
Ta ostatnia oznacza stąpanie po kruchym lodzie. Czy PO naprawdę chce przyzwyczaić zachodnich polityków do tego, że mogą się mieszać do stanowienia prawa w Polsce? Czy na to, jakie w naszym kraju mają być podatki, ma mieć wpływ administracja w Waszyngtonie? Czy instytucje unijne mają – wbrew wspólnotowym zasadom – konsultować projekty polskich ustaw, które nawet nie weszły jeszcze w fazę konsultacji?
Nawet Vera Jourova stwierdziła, że Komisja Europejska podejmuje działania nie na etapie projektowania prawa, ale po jego uchwaleniu. Ale zapowiedziała oczywiście, że poszuka takiego wytrychu, by mogła wesprzeć polską opozycję.
Najzabawniejsze, że mówiła to na spotkaniu Press Clubu Concordia – organizacji z Austrii, w której od 2000 r. obowiązuje podatek od reklam w mediach drukowanych, radiu i telewizji, a od 2020 r. od reklam internetowych (w wysokości 5 proc. od przychodów firm, których globalne przychody z tej działalności przekraczają 750 mln euro, a te generowane w Austrii 25 mln euro).
A może pani Jourova zainteresuje się np. umowami śmieciowymi, na których zatrudniani są pracownicy tych rzekomo gnębionych koncernów medialnych w Polsce? Czy to zgodne z europejskimi wartościami i przejrzystością, za którą w KE odpowiada pani komisarz?
Nadto, Unia nie ma nic do gadania w kwestii systemów medialnych w państwach członkowskich, podobnie jest z podatkami. Na jakiej więc podstawie politycy PO chcą, by przedstawiciele KE lobbowali w tych sprawach?
Czy opozycja zastanawia się, jakie będzie to miało długofalowe skutki? Zapewne nie, bo stosuje tę taktykę od dawna, nie zważając na koszty i interes państwa.
Ale zawsze warto ją ostrzec, tak jak ona niekiedy ostrzega: jeśli kiedyś przejmiecie władzę, a tam, gdzie dziś szukacie wsparcia, też decyzyjne okażą się niesprzyjające wam obozy, nie zdziwcie się, gdy usłyszycie: sami przecież chcieliście naszej ingerencji, to będziecie ją mieli.
Nie warto rozbisurmaniać zagranicznych ośrodków, byle tylko wesprzeć medialnych krezusów w ich walce o grube zyski.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/538994-opozycja-chce-przyznac-zagranicy-niebezpieczne-uprawnienia
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.