Polityka, zgodnie ze znaną definicją Arystotelesa, to rozumna troska o dobro wspólne. Czy jest jednak możliwa wspólna polityka, jeżeli nie ma podstawowej zgody, czym jest dobro?
Jedni uważają np. aborcję za zabicie niewinnej istoty ludzkiej i dążą do tego, by prawo zakazywało tej zbrodni. Drudzy z kolei uważają aborcję za prawo człowieka, które musi być gwarantowane przez państwo. Jedni uważają eutanazję za morderstwo, drudzy za dobrodziejstwo. Podobne przykłady można mnożyć. Jedni dążą więc do dobra, które drudzy uważają za zło. Co stanowi zatem o łączącej ich wspólnocie, jeżeli w podstawowych sprawach dotyczących życia i śmierci obie strony dzieli przepaść?
Oświeceniowa teoria, odwołująca się do koncepcji Jana Jakuba Rousseau, mówi, że naród opiera się na umowie społecznej. Umowa zakłada jednak dobrowolną zgodę wszystkich stron. Ale co zrobić, jeśli jedni nie chcą wcale umawiać się z drugimi na to, by zabijanie bezbronnych było traktowane jak prawo człowieka? Gdyby przedstawiono im taką umowę, nigdy by się pod nią nie podpisali.
Wspólnota etyczna, ale jaka?
W polskiej tradycji politycznej naród z kolei traktowany był jako wspólnota etyczna a nie etniczna. O przynależności do niego nie decydowała zasada „Blut und Boden” (krwi i ziemi), lecz utożsamienie się z kulturą opartą na określonych wartościach. Ci, którzy podzielali ów zestaw wartości, czuli przynależność do tej społeczności.
Czy jest jednak możliwa wspólnota etyczna, w której nie ma podstawowej zgody, a nawet panuje radykalna różnica, w sprawach życia i śmierci, dobra i zła? Jak uprawiać wspólną politykę, jeżeli obie strony dążą do całkowicie przeciwstawnych celów i nie godzą się na cele strony przeciwnej?
Kompromisy są możliwe w sprawach dotyczących gospodarki, finansów, podatków, edukacji etc. W kwestiach moralnych, dotykających istoty dobra i zła, najczulszego nerwu naszego jestestwa, kompromis oznacza najczęściej gwałt na sumieniu. Czy możemy identyfikować się ze wspólnotą, która dąży do celów uznawanych przez nas za moralne zło?
Jeden naród, dwie cywilizacje
W „Zderzeniu cywilizacji” Samuel Huntington pisał, że nie jest możliwe w dłuższej perspektywie istnienie państw będących hybrydami cywilizacyjnymi, czyli krajów rozdartych między dwoma różnymi modelami cywilizacyjnymi opartymi na innych fundamentach religijnych. Jako przykłady podawał m.in. Ukrainę i Turcję. Jego zdaniem, albo będą musiały się one rozpaść na dwie części, albo opowiedzieć po jednej ze stron cywilizacyjnej rywalizacji. Tak się zresztą w obu tych krajach dzieje.
W swej książce Huntington traktował kolektywny Zachód jak jedną wspólną „cywilizację zachodnią”. Trzy lata później Gertrude Himmelfarb wydała inną głośną książkę pt. „Jeden naród, dwie kultury”. Pisała w niej o Stanach Zjednoczonych, rozdartych między dwoma różnymi kulturami. Co się jednak stanie, gdy w narodzie nastąpi pęknięcie już nie między dwoma kulturami, lecz między dwoma cywilizacjami?
Każda cywilizacja w dziejach świata zbudowana była wokół określonej religii. W czasie oświecenia doszło do pierwszej w dziejach ludzkości próby zbudowania nowej cywilizacji („Nowego człowieka, nowego narodu, nowego świata”, jak ujął to w tytule swej książki o rewolucji francuskiej profesor Jan Baszkiewicz), opartej nie na fundamentach religijnych, lecz czysto świeckich. Ten sekularny model tak mocno rozwinął się na Zachodzie, że z czasem zaniechano mówienia o „cywilizacji chrześcijańskiej” czy „cywilizacji łacińskiej”, ponieważ określenia te przestały odpowiadać rzeczywistości. Dziś używa się pozbawionej odniesień religijnych nazwy „cywilizacja zachodnia”.
Rodzi się jednak pytanie, czy Zachód nie stał się tworem hybrydowym, rozdartym między dwie cywilizacje: z jednej strony chrześcijańską, z drugiej – postchrześcijańską, laicką, niereligijną. W jednych krajach, zwłaszcza Europy Zachodniej, model świecki wypiera chrześcijaństwo tak skutecznie, iż młode pokolenia nie wiedzą nawet, kim był Jezus Chrystus. W innych krajach, jak np. w Stanach Zjednoczonych, obserwujemy z kolei głębokie pęknięcie i konfrontację. Komentatorzy w USA piszą, że od czasów wojny secesyjnej naród amerykański nie był tak mocno podzielony jak dziś – i nie chodzi bynajmniej tylko o różnice polityczne.
Nieprzemijająca przestroga
Ktoś powiedział kiedyś:
Jeśli jakieś królestwo wewnętrznie jest skłócone, takie królestwo nie może się ostać. I jeśli dom wewnętrznie jest skłócony, to taki dom nie będzie mógł się ostać.
Niestety, ci, którzy najbardziej powinni wziąć sobie powyższe słowa do serca, najczęściej nie wiedzą nawet, kto je wypowiedział. I może to jest największy problem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/538576-czy-zachod-jest-hybryda-cywilizacyjna