„Borrell tam pojechał z umocowania Berlina, Paryża i Komisji Europejskiej. Nie miał umocowania wszystkich krajów. Wyraźnie tej wizycie były przeciwne – i dystansowały się od niej – Polska, kraje bałtyckie i szerzej” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl europoseł PiS Jacek Saryusz-Wolski i wskazuje, że ta „katastrofa dyplomatyczna” to tylko fragment głębszego problemu, jaki UE ma z polityką zagraniczną wobec Rosji, USA czy Chin.
Wczoraj szef unijnej dyplomacji Josep Borrell stwierdził, że Rosja nie wykorzystała szansy na dialog i nie wykluczył sankcji wobec Kremla. Czy to próba przykrycia kompromitującej wizyty w Moskwie?
Jacek Saryusz-Wolski: Sądzę, że po tym upokorzeniu i katastrofie dyplomatycznej, bo nie było takiej w historii młodej unijnej dyplomacji, zostaną zastosowane sankcje, ale sankcje symboliczne – tzn. personalne, dotyczące osób. W tej sytuacji niczego one nie zmienią. To nie dotknie esencji, czyli gospodarki – będzie business as usual. Będzie to więc face saving operation – operacja ratowania twarzy po stronie Unii, natomiast nie będzie to nic realnego, bo na sankcje personalne Kreml jest gotowy. Ci, których one dotkną również. Jest to wkalkulowane w styl działania Kremla. Polepsza to więc tylko samopoczucie tym, którzy nakładają te sankcje, natomiast tak naprawdę nie szkodzi tym, których one dotykają.
Z instytucji UE wychodzą sprzeczne sygnały. Borrell wspomina o sankcjach, a rzecznik Komisji Europejskiej – w odpowiedzi – twierdzi, że nie są one celem polityki UE i przypomina, że o nałożeniu sankcji decydują kraje członkowskie. KE boi się przedstawić jednoznacznego stanowiska i przerzuca odpowiedzialność na państwa UE, zasłaniając się kwestiami formalnymi?
Prawdą jest, że sankcje nakładają państwa i to jednomyślnie, czyli jest to bardzo trudny proces decyzyjny. Na marginesie można zaznaczyć, że o dziwo decyzje o nałożeniu sankcji na kraje członkowskie mają zapadać – mam na myśli tzw. praworządność – niejednomyślnie, a tu jest wymagany bardzo wysoki próg, czyli jednomyślności. Komisja ma rację, że ktoś musi to zaproponować i nikt nie może się sprzeciwić. Zmiana polega na tym, że Borrell był przeciwny sankcjom. A to co teraz mówi oznacza, że przestał im się sprzeciwiać, czyli jest to sygnał i prawdopodobnie to będzie przedmiotem najbliższej rady ministrów spraw zagranicznych, czyli sankcje. Tylko tak jak mówię – sankcje light, sankcje symboliczne, personalne, które nic nie zmieniają. Spodziewam się, że w tym kierunku może rzecz pójść i sankcje będą dotyczyły osób, które były zaangażowane w próbę otrucia Nawalnego czy osób, które są najaktywniejsze po stronie siłowych formacji, jeśli chodzi o traktowanie demonstrantów w miastach na terenie Rosji i już. Natomiast to nie będzie nic znaczącego.
Borrell jest powszechnie krytykowany za tę wizytę, jednak rzecznik KE przekonywał dziś, że szef unijnej dyplomacji ma „pełne poparcie” Ursuli von der Leyen. Dlaczego tak się dzieje i czy według pana będą naciski na to, żeby Borrell podał się do dymisji?
W tej chwili zbierane są podpisy pod listem europosłów, którego ja też jestem sygnatariuszem, z bardzo krytyczną oceną wizyty i żądaniem rezygnacji albo dymisji. Takie głosy się pojawiają i jest ich coraz więcej. Borrell tam pojechał z umocowania Berlina, Paryża i Komisji Europejskiej. Nie miał umocowania wszystkich krajów. Wyraźnie tej wizycie były przeciwne – i dystansowały się od niej – Polska, kraje bałtyckie i szerzej. List przeszło sześćdziesięciu deputowanych oprotestowywał tę wizytę jeszcze zanim ona się dokonała, biorąc więc pod uwagę reguły, które obowiązują w polityce zagranicznej Unii, to znaczy regułę mówiącą o tym, że UE ma zdanie w jakiejś sprawie czy podejmuje działania tylko wtedy, kiedy jest stuprocentowy konsensus, nie miała prawa się odbyć, a jednak się odbyła. Była to więc wizyta dokonana przez Borrella na siłę z umocowaniem dyrektoriatu, trójkąta – Berlin, Paryż, Bruksela. Stąd te rozbieżności. Będą propozycje od najbardziej ostrej krytyki po udawanie, że nic złego się nie wydarzyło - business as usual, jeśli chodzi o relacje gospodarcze vide Nord Stream 2 plus retoryka potępienia, krytyka – takie zwyczajowe krytykowanie, potępianie za naruszanie reguł, praw człowieka etc., które w Moskwie wywołują tylko wzruszenie ramion. Kreml stosuje zasadę – nie mamy waszego płaszcza i co nam zrobicie. Sądzę więc, że będzie to rodziło podział. Czy ten podział na zasadzie kontrreakcji może potem się przekształcić w bardziej zdecydowaną i spójną politykę wobec Rosji – oby, ale niewielkie są na to szanse. Natomiast na pewno jest to w interesie Unii, żeby z tej porażki, która była do przewidzenia i oczywista, wysnuć jakieś praktyczne wnioski. To wszystko jest jednak temperowane czy szanse na to są pomniejszane przez żelazne, konsekwentne parcie tandemu niemiecko-francuskiego – ze wsparciem kontrolowanej przez ten tandem Komisji Europejskiej – do tego, żeby jednak z Rosją robić interesy, a odkładać na bok pryncypia i poświęcać im tylko górnolotne frazy i retorykę potępienia.
A czy tej wizyty Borrella nie należy traktować jako nieudolnej próby przejęcia inicjatywy przez Unię Europejską w relacjach Rosją, zanim jeszcze Joe Biden na dobre przejął władzę i podejmie konkretne decyzje w tym zakresie?
Uważam, że ta wizyta jest w jakimś sensie podobna, sytuuje się w tej samej linii działania Unii Europejskiej, co podpisanie pod presją, na kolanie, w ostatniej chwili, umowy unijno-chińskiej – tak, żeby zdążyć przed inauguracją Bidena i brak odpowiedzi na propozycję Blinkena – teraz sekretarza stanu – żeby porozmawiać zanim oni to zrobią. Są to dwa akty, które demonstrują, że Unia czy grupa trzymająca władzę w Unii decyduje się na kurs względem Ameryki – oni nazywają to suwerennością europejską – na politykę równego dystansu – equity distance policy i to, że teraz jest lubiany Biden, zamiast nielubianego Trumpa, nic nie zmienia. To też w jakiś sposób dementuje i pokazuje paradoksalnie, że nielubiany Trump był wygodnym pretekstem dla grupy trzymającej władzę w Unii Europejskiej, żeby prowadzić politykę zdystansowaną od Waszyngtonu. Skoro zmiana władzy w Waszyngtonie nic tutaj nie zmieniła i bardzo wyraźne sygnały czy wręcz prośby o współdziałanie w polityce i rosyjskiej, i chińskiej, świadczy, że Unia Europejska strukturalnie w tym kształcie, pod tym kierownictwem, idzie w kierunku pokładania swoich nadziei i oczekiwań w kwestii bezpieczeństwa w Ameryce, a interesów gospodarczych w Euroazji. To jest coś, co prowadzi do tąpnięcia tektonicznego, bo jest gdzieś granica takiej polityki, schizofrenii czy rozkroku. Pytanie ile czasu zajmie Waszyngtonowi, żeby dojść do wniosku, że tak dalej nie można i pytanie jak długo ta grupa trzymająca władzę w Unii – czyli dyrektoriat Berlin, Paryż, Bruksela – zdoła utrzymać ten kurs, bo opór rośnie. Jest wielu ważnych polityków – głównie flanka wschodnia unijna i natowska zarazem – którzy doszli do momentu, kiedy mówią tej polityce: nie w naszym imieniu i się od niej odżegnują. Konflikt narasta i to jest z kolejny kolejne pęknięcie wewnątrz Unii Europejskiej. Pęknięcie transatlantyckie i pęknięcie wewnątrzunijne są więc kosztem płaconym za te relacje europejsko-unijno-rosyjskie i w tle – bo tu jest daleko idąca paralela – unijno-chińskimi. A to, co się teraz dzieje w Waszyngtonie, to znaczy rozważanie zrezygnowania z sankcji wobec Nord Stream 2, w zamian z tzw. wyłącznik, wskazuje raczej na to, że Ameryka nie będzie stawiał spraw ostro i zdecydowanie, tak jak to robił prezydent Trump, czyli stwarza większe pole dla takiego dysydenctwa euroatlantyckiego ze strony Brukseli.
Rozmawiał Krzysztof Bałękowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/538316-wywiadsaryusz-wolski-o-ue-jest-gdzies-granica-schizofrenii