To paradoks, że toksyczny, nieprzejrzysty, pełen personalnych żalów sposób uprawiania polityki wylał się właśnie w formacji, której niektórzy przedstawiciele tak bardzo lubią nauczać o konieczności dobrego jej stylu. Przypomina to niestety „konwenty” prawicowe z lat 90. i dlatego trzeba na nie spojrzeć z troską i uwagą.
O co chodzi w konflikcie w partii Porozumienie? Według stronników Jarosława Gowina
to próba wrogiego, niedemokratycznego przejęcia partii przez garstkę na własne życzenie zmarginalizowanych polityków.
To ujęcie tematu wyraziste i wygodne, ale niestety nie rozwiewające wątpliwości podanej przez Adama Bielana: czy Gowin jest oficjalnie i legalnie prezesem partii?
Stronnicy Adama Bielana podkreślają, że trzyletnia kadencja Gowina, wybranego na prezesa Porozumienia w 2015 r. upłynęła w kwietniu 2018 r., bo na nadzwyczajnym kongresie partii, który odbył się jesienią 2017 r., wyboru prezesa nie przeprowadzono. Planowano zrobić to pół roku później. Dlaczego sprawa się rozmyła? Jak się dowiaduję, kluczowe jest odejście z Porozumienia pana ministra Marka Zagórskiego, który wcześniej spraw statutowych profesjonalnie pilnował. Potem tej dokładności i troski zabrakło.
Dokument jasno potwierdzający wybór Gowina na lidera partii przeciąłby temat, ale jak na razie go nie zobaczyliśmy.
Sytuacja konfliktu w Porozumieniu rodzi z punktu widzenia sympatyków obozu propolskiego i Polaków pragnących kontynuacji wzmacniania ojczyzny pytanie zasadnicze: czy większość sejmowa jest zagrożona? Pytania o tyle mocno wybrzmiewające, że wzmocnione w sobotę przez pana Borysa Budkę otwartym zaproszeniem Gowina do rozmów z opozycją. A przecież mamy w pamięci wiosnę ubiegłego roku, gdy Gowin wszedł w takie rozmowy na całego, w bardzo trudnym dla Polski i większości sejmowej momencie.
A zatem, czy Jarosław Gowin ma w rękach klucze do władzy? Prawdziwa odpowiedź musi być złożona i jest inna niż podają media.
Na pewno pan Gowin ma zdolność rozchwiania Zjednoczonej Prawicy, zepsucia w miarę przejrzystego mechanizmu podejmowania decyzji, rzucenia atrakcyjnego tematu mediom niemieckim da Polaków, Michnikowi i TVN. Tak, to może zrobić.
Ale nie ma mocy oddania opozycji władzy. Rozważmy, co się dzieje, gdy Gowin decyduje się przejść na stronę opozycji? Zapewne to samo, co w kwietniu. Zostaje przy nim trzech, może czterech parlamentarzystów. Wtedy okazało się, że lojalność większości członków Porozumienia wobec wicepremiera jest warunkowana obecnością w Zjednoczonej Prawicy. Co zresztą dobrze o tych kadrach świadczy - rozumieją, że w przypadku zmiany frontu może Gowin dostałby na chwilę jakąś nagrodę, ale ich szybko wyrzucono by na margines.
Co ważne, wszyscy wiedzą iż dziś w Sejmie jest już tak wielu posłów spoza Zjednoczonej Prawicy zainteresowanych trwaniem sytuacji, że rząd by raczej przetrwał.
Pamiętajmy też o znaczeniu prezydenta. Jeśli ten czynnik weźmiemy pod uwagę dostrzeżemy, że także rząd mniejszościowy mógłby trwać dość długo.
Na dodatek, w obecnej sytuacji, z konfliktem prawnym i politycznym w środku, przyspieszone wybory byłyby bardzo trudne (o ile w ogóle możliwe) i dla Porozumienia.
Jak zatem to wszystko się skończy? Kto wie, czy najlepszym wyjściem jest przyjazny podział Porozumienia i przystąpienie do Zjednoczonej Prawicy dwóch podmiotów z tej formacji się wyłaniających - gowinowego i bielanowego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/538130-czy-gowin-ma-rekach-klucze-do-wiekszosci-sejmowej