Po dwóch tygodniach od publikacji materiału na temat dzieci b. wicepremier Jadwigi Emilewicz i ich udziału sportowym zgrupowaniu (bo takie są fakty na temat tego wyjazdu) polityk na łamach portalu Interia.pl przeprosiła.
Popełniłam błąd i bardzo za to przepraszam. Politykom wolno mniej, zwłaszcza w tak trudnej sytuacji jak pandemia
–powiedziała.
Podczas rozmowy ze mną na potrzeby wywiadu, który ukazał się w aktualnym tygodniku „Sieci” Jadwiga Emilewicz wyjaśniła co robiła przez dwa tygodnie i dlaczego przeprosiny zajęły jej tyle czasu.
To co wydarzyło się po publikacji, było dla nas prawdziwym tsunami. Na 3 dni wyłączyłam telefon, a zdarzyło mi się to po raz pierwszy w czasie 5 lat pracy w administracji rządowej. Próbowałam wytłumaczyć dzieciom, co się dzieje. Jak już powiedziałam: popełniłam błąd. Nie spodziewałam się, że mój wyjazd spotka się z tak ogromną krytyką społeczną. Krytyka polityczna ma dla mnie mniejsze znaczenie niż ocena moich wyborców, bo to dla nich pracuję. Potrzebowałam dwóch tygodni, żeby pomyśleć, co dalej, co powinnam powiedzieć Polakom, a szczególnie tym, którzy mi zaufali. Czekałam też, aż nieco opadną emocje. Mam wrażenie, że w ostatnich latach pracy w rządzie zapracowałam na dobrą reputację i przykro mi, że ją nadwyrężyłam jednym nieroztropnym posunięciem
-powiedziała mi była wicepremier.
CZYTAJ WIĘCEJ: NASZ WYWIAD. Jadwiga Emilewicz: Niewłaściwie odczytałam nastroje. Muszę się przyznać, że na chwilę straciłam słuch społeczny
Na moją uwagę, że gorzej wypaść nie mogło, ponieważ odwoziła dzieci na stok w sytuacji gdy większość Polaków nie miała wyjścia i musiała zostać w domach. Podobnie zresztą jak większość dzieci, pani poseł przyznała, że niewłaściwie odczytała społeczne nastroje.
Nie doceniłam skali złości i rozżalenia, wywołanych pandemią. Muszę się przyznać, że na chwilę straciłam słuch społeczny. Zdecydowanie bardziej był on wyostrzony wówczas, gdy stałam w pierwszej linii frontu, będąc w rządzie i stawiając aktywnie czoła zagrożeniu. Jako poseł w większym stopniu poświęciłam się rodzinie. Politycy zaczynają przegrywać, gdy przestają słyszeć wyborców. Jestem pewna, że ten zimny prysznic na początku roku będzie dla mnie tylko mobilizacją do pracy. Politykowi potrzebne są lekcje stałe ćwiczenia z pokory, a ja je właśnie odbyłam
-powiedziała.
Była wicepremier przyznaje, że ten zimny prysznic dobrze jej zrobi i jestem pewna, że ma rację. Czasem lepiej przeżyć coś takiego w odpowiednim momencie niż otrząsnąć się zbyt późno. Polecam naszym Czytelnikom ten wywiad, ponieważ to rozmowa z politykiem pełnym pokory, który wie, że źle zrobił. A „przepraszam” z ust polityków pada niezwykle rzadko. Nawet, gdy dopuszczają się przestępstwa często idą w zaparte.
Tymczasem Jadwiga Emilewicz nie popełniła żadnego przestępstwa. Jej dzieci brały udział w legalnym, przewidzianym w rozporządzeniu zgrupowaniu sportowym, a ona sama nie skorzystała z czynnego wyciągu. Potraktowana została jednak przez media i opinię publiczną jak aferzystka i łapownik.
Bez dwóch zdań: odbiór społeczny tej historii musiał być zły, bowiem wszyscy jesteśmy wykończeni pandemią, wirusem, obostrzeniami. Marzymy o powrocie do zwykłego życia. Chcemy znów chodzić do kina, na basen, siłownię, na koncerty, do restauracji i spotykać się z przyjaciółmi w większym gronie i bez strachu. Tymczasem zobaczyliśmy polityka wpisanego w kontekst wczasów zimowych, które nieosiągalne były dla reszty Polaków. Fakty okazały się być didaskaliami, które mało kogo interesowały, z zapleczem politycznym Jadwigi Emilewicz łącznie.
Mam jednak przekonanie, że skala hejtu, która wylała się na głowę jej i jej rodziny nie była proporcjonalna do przewinienia. Media, które bezlitośnie wymierzały razy posłance wielokrotnie przez palce patrzyły na prawdziwe przestępstwa polityków, którym kibicowały. Przykładowo TVN24, relacjonując sprawę zegarka Sławomira Nowaka i tego jak miał wejść w jego posiadanie tytułował tekst:
Minister Nowak „nie chciał mieć zdjęć w sklepie”.
Tymczasem sprawa odwożenia synów na stok została zatytułowana tak:
Mogą omijać zakazy jak Emilewicz, być jak Kaczyński chodzący na cmentarz, jak Soboń na meczu.
Osobiście mam nadzieję, że ta sprawa całemu obozowi władzy uświadomiła to, jak bardzo jesteśmy zmęczeni sytuacją epidemiczną, jak napięte są społeczne nastroje i jak bardzo mamy dość wywodów prof. Horbana, że epidemia albo się skończy albo się nie skończy,a właściwie, to nic się nie dzieje, bo „umiera tylko dwa razy więcej ludzi niż normalnie”. A samą Jadwigę Emilewicz ta historia, z dużym prawdopodobieństwem, uchroni przed pokusą oderwania się od rzeczywistości i utratą społecznego słuchu. Bo to dla polityka oznacza w ostatecznym rozrachunku nieuniknioną porażkę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/537538-nie-kazdego-polityka-stac-na-przepraszam