„W intencji Owsiaka miało być to chyba wsparcie dla Strajku Kobiet, stanął po ich stronie, ale Owsiak nie jest autorytetem na polu działań politycznych. Nie jest tak, że jak Owsiak coś powie, to od razu zwiększy to poparcie dla zwolenników aborcji czy przeciwników obozu rządzącego o kilka punktów procentowych. Tutaj nic się nie stanie, ponieważ mamy chyba do czynienia z czymś oczekiwanym” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Henryk Domański, socjolog z Polskiej Akademii Nauk.
CZYTAJ TAKŻE: Co przez lata pisaliśmy w tygodniku „Sieci” o Jerzym Owsiaku, WOŚP i Przystanku Woodstock. PRZECZYTAJ NAJWAŻNIEJSZE TEKSTY
wPolityce.pl: Publikacja wyroku TK ws. aborcji dała nowy impuls do protestów Strajku Kobiet. Czy manifestacje te na stałe wpiszą się w krajobraz polskiej debaty publicznej, czy stopniowo będą zanikać, podobnie jak miało to miejsce trzy miesiące temu?
Prof. Henryk Domański: Myślę, że to się rozejdzie, tak jak i wtedy, kiedy ogłoszono wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Było to impulsem do wystąpień ulicznych, a później, po kilkunastu dniach, zaczęło to słabnąć. Nie ma chyba powodu, dla którego miałoby to przybierać inny charakter, czyli utrzymywać się w dalszym ciągu na tym poziomie co dwa dni temu czy wczoraj. Tym bardziej, że w gruncie rzeczy chodzi to o opublikowanie, czyli o fakt, z którego wszyscy zdawali sobie sprawę, że musi prędzej czy później nastąpić. Jest to odbierane przez zwolenników aborcji i przeciwników Trybunału Konstytucyjnego jako prowokacja, więc musiało to doprowadzić do takiej reakcji, ale jak to jest z prowokacjami, one mają krótki czas oddziaływania. Wychodzenie cały czas na ulice raczej nie ma sensu, w świadomości społecznej tych, którzy to robią, bo przecież samo w sobie nie spowoduje zwrotu w drugą stronę – Trybunał Konstytucyjny wydał takie oświadczenie, zostało to opublikowane, więc tutaj nic się zmienić nie może. Myślę, że – co najwyżej – jedyną reakcją obozu rządzącego może być jakaś próba „znowelizowania” tego wyroku, jeżeli w ogóle można to w tej sposób nazwać i chyba takie działania są prowadzone. Myślę też, że tym, którzy wychodzą na ulice chodzi raczej o pobudzenie do tego typu działań czy skłonienie władzy do ustąpienia w jakimś stopniu, czyli do pewnego kompromisu.
Nowej fali protestów towarzyszy zaostrzenie retoryki i działań manifestujących. Mieliśmy m.in. wtargnięcie na teren Trybunału Konstytucyjnego. Czy tego typu zachowania mogą odstraszyć tych, którzy chcieliby utrzymania tzw. kompromisu aborcyjnego, ale nie podzielają skrajnych postulatów liderek Strajku Kobiet?
Tak jak powiedziałem przed chwilą, ja przewiduję, że będzie to powtórzenie tego wzoru działania, który miał miejsce po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego. Tutaj nic nie powinno się zmienić. Ci, którzy są zwolennikami aborcji czy powrotu do 1993 r. chcą to zamanifestować, robią to, będą robić jeszcze przez kilka dni, tak podejrzewam, bo tak wypada, tak trzeba – wierzą w to, co robią, natomiast żeby uczestniczyli w jakichś agresywnych działaniach, to raczej nie, bo niby dlaczego.
Liderki Strajku Kobiet zadeklarowały, że zawieszają protesty na weekend, żeby nie przeszkadzać w zbiórce Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. W odpowiedzi Jerzy Owsiak stwierdził: „Strajk Kobiet w sobotę i w niedzielę gra z orkiestrą”. Jak połączenie tych dwóch inicjatyw może wpłynąć na odbiór WOŚP?
Raczej osłabi to notowania Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy – zakładając, że większość społeczeństwa jest przeciwko takiemu radykalizmowi – ale w gruncie rzeczy nie widzę tutaj silnej zależności, jakiejś zmiany poglądów na temat Owsiaka, WOŚP czy Strajku Kobiet, rozpatrując tę zależność w różnych kierunkach. Wszyscy na ogół wiedzą, jakie poglądy ma pan Owsiak, że jest zdecydowanym przeciwnikiem obozu rządzącego, a więc na pewno i orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego i wszystkiego, co za tym stoi, więc nie jest to zaskakujące. W intencji Owsiaka miało być to chyba wsparcie dla Strajku Kobiet, stanął po ich stronie, ale Owsiak nie jest autorytetem na polu działań politycznych. Nie jest tak, że jak Owsiak coś powie, to od razu zwiększy to poparcie dla zwolenników aborcji czy przeciwników obozu rządzącego o kilka punktów procentowych. Tutaj nic się nie stanie, ponieważ mamy chyba do czynienia z czymś oczekiwanym. To nie jest chyba moment przełomowy.
Równolegle ciekawe rzeczy dzieją się w ruchu Hołowni. Działacze lokalnych struktur odchodzą, pojawiły się nawet zarzuty o mobbing. Czy Hołownię dopadły problemy typowe dla organizacji politycznych i jak będzie sobie z nimi radził?
W ogóle nie będzie sobie z tym radził, bo do tej pory nie poradził sobie ze stworzeniem ruchu politycznego. Wszystko, co mówi na temat swojego ruchu politycznego, to są tylko deklaracje. Dowiadujemy się rzeczywiście, że były jakieś struktury lokalne, ale widocznie one również działały raczej na poziomie deklaracji, natomiast w sensie realistycznym, konkretnym, to nie funkcjonowały, a przynajmniej nie przybierały takiej postaci, żeby usatysfakcjonowały potencjalnych uczestników tych struktur. Tu nie tyle mamy do czynienia z powtórzeniem się pewnych problemów, z którymi do czynienia mają twórcy ruchów, bo – jeszcze raz powtórzę – Hołownia żadnego ruchu nie stworzył, tylko raczej z problemami specyficznymi dla tego ruchu Hołowni. Oddolne tworzenie organizacji nie nastąpiło, prawdopodobnie Hołownia nie ma określnej wizji w jaki sposób to robić albo po prostu specjalnie mu na tym nie zależy, bo zdaje sobie sprawę, że jego popularność bierze się z jego cech osobowościowych i sukcesu w kampanii prezydenckiej, więc nie będzie się angażował. Myślę, że liczył na to, że to samo się jakoś zrobi, ale widocznie do tego nie doszło. Pewnie podejmował decyzje, ale ktoś to robił za niego, które nie ukontentowały przedstawicieli struktur lokalnych. Nie jest to więc powielenie pewnego wzorca problemów z kształtowaniem demokracji oddolnej – do pewnego stopnia oczywiście tak – tylko raczej ze specyfiką Hołowni, który chyba nie ma takich ambicji, nie wie, jak to robić. Nie potrafi zresztą pozbyć się takiego samodefniowania raczej jako publicysty, a nie polityka. To jest specyficzne dla niego. Nie mieliśmy czegoś takiego w przypadku tworzenia Nowoczesnej czy Ruchu Palikota – były tam pewne napięcia i konflikty, ale nie tego typu. Jest to więc specyfika Hołowni.
Hołownia z jednej strony przedstawia siebie jako nową jakość w polityce, a z drugiej pozyskuje do swojego ruchu rasowych polityków. Czy z punktu widzenia odbioru społecznego da się utrzymać tę narrację, przy jednoczesnych transferach znanych działaczy partyjnych?
Tych transferów dużo nie było. Jest takie oczekiwanie czy przewidywania, że mogą one nastąpić. W zasadzie tylko jedna znana postać – pani Mucha – do niego przeszła. Nazwisko senatora Burego pojawiło się dopiero teraz, pani Gill-Piątek była do pewnego stopnia znana, ale nie jest to jakiś ewenement. Nie powinniśmy więc za bardzo przesadzać z tymi transferami, czy one rzeczywiście nastąpią. Zwłaszcza w świetle tych oznak niezadowolenia czy pewnych wewnętrznych sprzeczności i problemów w ruchu Hołowni. Czy on będzie taki atrakcyjny, żeby przyciągać do siebie polityków? W końcu politykom zależy na obsadzaniu pozycji liczących się w świecie politycznym, a ruch Hołowni im tego nie gwarantuje. Może to wzbudzać tego rodzaju wątpliwości. Nie sądzę, żeby nastąpiły jakieś przepływy. Członkowie Platformy Obywatelskiej – ci liderzy, którzy potencjalnie chcieliby wyjść – mają prawdziwy dylemat, gdzie pójść. Czy rzeczywiście do Hołowni i ryzykować, czy może tworzyć coś nowego, czy rozbijać Platformę? Chyba tego rodzaju dylematy funkcjonują w świadomości tych polityków, a nie przechodzenie do Hołowni na żywioł.
Not. kb
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/537079-wywiad-prof-domanski-owsiak-stanal-po-stronie-sk