Nieboszczki Unii Wolności nie z nami od 2005 r., ale wciąż potężne są sentymenty ludzi jej oddanych. Przez ostatnie pięć lat humory coraz mniej im dopisywały, bo następczyni UW, czyli Platforma, słabła z wyborów na wybory, a jej pustka ideowa zaordynowana przez Donalda Tuska wylazła nazbyt widocznie, gdy wodza zabrakło, zaś partia wpadła w ręce mniej od niego sprawnych zarządzających. Ale jest optymizm na horyzoncie i nawet już publicyści zakorzenieni w środowisku „udecji” zaczynają głośno przyznawać: w Hołowni nadzieja.
To, że polityczny projekt ex-celebryty z TVN jest największym zagrożeniem dla Platformy Obywatelskiej wiemy od ponad roku. Od kilku dni zaś widzimy, jak poważne jest niebezpieczeństwo zastąpienia partii Budki nowym bytem, w którym odnaleźć się może wiele ważnych postaci PO. Joanna Mucha to zapewne tylko początek wędrówki ludu platformerskiego, o czym mówią tak znaczące persony jak Bogdan Zdrojewski.
Co zostanie z tych dwóch formacji za 2 lata, gdy będziemy w przededniu kampanii parlamentarnej? Czy obie będą jeszcze istniały? A jeśli tak, to czy jako zupełnie suwerenne byty, czy na jednej liście razem z wiecznie żywą postkomuną, lewicą „progresywną” i swojskimi mistrzami piwotu spod znaku zielonej koniczyny?
Dziś nie sposób tego przesądzić, ale widać, jak może ustawiać się zaplecze medialne tego środowiska. Gdyby Unia Wolności przetrwała (albo jeszcze lepiej – Unia Demokratyczna) w sensownej kondycji, do dziś „Gazeta Wyborcza” kreowałaby ją na zbawienie narodu. Ale scena polityczna się zmienia, życzenia stajni Michnika nie spełniają się, a jej faworyci tracą znaczenie.
Co zrobić, by znów można było liczyć, że ich polityczni pupile powrócą do władzy? Powtórzyć operację sprzed dwóch dekad i dać wiatru w żagle nowemu szyldowi. Takiemu, pod którym uda się skryć dokładnie te same postacie i te same idee – Mazowieckiego, Geremka, czy Balcerowicza.
W 2001 r. wiadomo już było, że po czterech latach rządów AWS-UW, te formacje nie mają szans utrzymać władzy, rozpoczęło się więc budowanie Platformy Obywatelskiej i pompowanie jej ludźmi z UW. Sama Unia w wyborach tamtego roku uzyskała ledwie 3,1 % głosów i zaczęła ostatnią prostą na drodze do śmierci.
Operacja przemodelowania jej w PO przebiegła nad wyraz dobrze, choć nie błyskawicznie. Zajęło to ciężkie cztery lata, w czasie gdy u władzy ponownie rozsiedli się postkomuniści.
Czy rzeczywiście dziś można odnaleźć analogię do tamtego czasu? Jeśli robi to Witold Gadomski, człowiek znający się na rzeczy (w końcu to biograf Balcerowicza, niegdyś poseł KLD a do dziś jedno z ważniejszych piór „Wyborczej”), to znaczy, że taki proces właśnie trwa.
Czy ruch Hołowni będzie dla PO tym, czym była PO dla Unii Wolności?
— pytał publicysta przed kilkoma dniami w tytule swego komentarza. I dość jednoznacznie wskazywał w odpowiedzi, że taki scenariusz jest bardzo prawdopodobny.
O PO pisze:
Jest cieniem dawnego potężnego ugrupowania, o którym Donald Tusk mówił, że nie ma z kim przegrać. Jego liderzy zastanawiają się, w jaki sposób odzyskać poparcie i dynamizm, ale nic nie wskazuje na to, by potrafili znaleźć receptę. Być może przyszedł czas, by sztandar Platformy Obywatelskiej wyprowadzić.
Bolesne słowa. Ale trudno się dziwić rozgoryczeniu pana redaktora, dla którego druga kadencja rządów prawicy to spełnienie najgorszych koszmarów.
Gadomski opisuje rok 2001, ale gdyby nieco podmienić nazwy, sytuacja przypominałaby rok 2021:
W 2001 roku do PO przyszli politycy z różnych ugrupowań, ale dominowali secesjoniści z Unii Wolności, którzy wcześniej tworzyli Kongres Liberalno-Demokratyczny. Rozstanie z UW było burzliwe. Obie strony – działacze, którzy odeszli z Unii (zwykle byli członkowie KL-D), i ci, którzy w niej zostali - uważały, że rozłam został zawiniony przez stronę przeciwną. Gdy emocje osłabły, a Unia Wolności najpierw przekształciła się w Partię Demokratyczną, a później zupełnie znikła z mapy politycznej, Platforma przyjęła wielu byłych polityków partii Geremka i Mazowieckiego. Później przyjęła także niektórych polityków SLD mających życiorysy zupełnie inne niż Tusk i jego koledzy.
(…) Platforma Obywatelska różniła się od Unii Wolności przede wszystkim stylem uprawiania polityki, a nie programem. Jej liderzy byli młodsi i wydawali się lepiej trafiać do młodszych wyborców. Oczywiście w ciągu 20 lat się postarzeli (jak wszyscy) i dziś dla młodych wyborców Platforma nie jest partią pierwszego wyboru.
Jak dodaje, Platforma „w końcu całkowicie upodobniła się do >>matki<< Unii Wolności”. A także:
Platforma współrządziła przez osiem lat i była na tyle silna, że mogła realizować wszystkie swoje pomysły. To, że niewiele ich miała i stopniowo traciła entuzjazm dla jakichkolwiek reform, to inna sprawa. Stawała się partią władzy, pozbywała się polityków bardziej wyrazistych, aż w końcu straciła wolę walki.
Nic dziwnego, że w tej sytuacji trzeba bić na alarm, by Jarosławowi Kaczyńskiemu nie oddać sterów państwa po raz trzeci. Jako dzwon (alarmowy) występuje Szymon Hołownia.
W obozie PUPwGP (nawiązanie do Partii Umiarkowanego Postępu w Granicach Prawa Jarosława Haszka – przyp. MP) pojawił się nieoczekiwany konkurent Platformy Obywatelskiej w postaci ruchu Szymona Hołowni. Niewiele o nim wiadomo poza tym, że jest umiarkowany, jest za „postępem” i chce działać „w granicach prawa”. W niektórych sondażach ugrupowanie Hołowni zrównało się z Platformą lub nawet ją wyprzedziło i tendencja ta może się umacniać, jeżeli PO nie wyrwie się z letargu.
Tak jak kolejni politycy UW przechodzili do PO, aż w końcu trudno było odróżnić dawną Unię od nowej Platformy, tak teraz może nastąpić transfer działaczy PO do ruchu Hołowni. Pierwszym tego sygnałem jest przejście Joanny Muchy. Czy manewr ten będzie równie skuteczny jak ten, który zapoczątkowali przed 20 laty „trzej tenorzy” – Olechowski, Tusk i Płażyński – nie sposób dzisiaj ocenić. Wydaje się jednak jasne, że jakiś ruch w obozie PUPwGP jest niezbędny, jeśli obóz ten chce w końcu odzyskać władzę. Być może będzie to ruch Hołowni.
Gadomski pisze jeszcze w trybie przypuszczającym, w tonie ostrzegawczym. Ale na tyle dobitnie, by Borys Budka i jego kompani wiedzieli, że dawni medialni sojusznicy nie będą za PO umierać, a Hołownia może liczyć na potężne wsparcie, jeśli tylko okaże się wystarczająco atrakcyjny dla architektów III RP.
Zaś dla nas wszystkich ten głos to dowód na to, że Unia Wolności może i umarła, ale świetnie radzi sobie z reinkarnacją.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/536637-holownia-jako-reinkarnacja-unii-wolnosci